Jeśli chcesz wiedzieć, co niegdyś próbowano zdziałać za pomocą na przykład kapusty, głogu albo bratków, mamy dla ciebie rekomendację książkową. Warto jednak mieć na uwadze, że „Słowiańska magia ziół” nie jest zielnikiem ani poradnikiem zdrowotnym.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

fot: Pixabay

Karolina Lisek jest popularyzatorką kultury i wierzeń słowiańskich. W książce poświęconej słowiańskiej magii roślin przedstawia popularne niegdyś zastosowania warzyw, owoców i innych roślin w celu zapewnienia sobie zdrowia i dostatku. Wszystko to uporządkowane wedle pór roku. Robi to rzetelnie, opisowo i w interesujący sposób.

Straszenie jabłonki

Kto nie wierzy, że można czytać z fascynacją o wierzeniach na temat słomy lub cebuli,  powinien zajrzeć do tej książki. Jednocześnie dla miłośników „szkiełka i oka” to zatrważająca lektura. Spójrzmy na przykład na opis „straszenia jabłonki”:

Gospodarz w Wigilię stawał pod drzewem z siekierą i mierząc nią w pień, krzyczał: „A zetnę cię!”, na co gospodyni odkrzykiwała: „Nie ścinaj, bo będzie rodziła!” Zabieg ten miał przestraszyć jabłonkę, która nie chcąc skończyć pod ostrym cięciem siekiery, rodzić miała obficiej niż w poprzednim roku.

A to tylko pierwszy przykład z brzegu. Wyobraźcie sobie, że kiedyś pestki wiśni noszone były blisko ciała, na przykład w formie naszyjników, by chronić przed „uroczymi ślepiami”. Na zasadzie magii podobieństw pierwiosnkami leczono żółtaczkę – chory musiał połknąć trzy żółte kwiaty. Poród próbowano przyspieszyć za pomocą nasiadówki nad wiadrem z wodą, w której gotowano rzepę, bowiem skoro warzywo przyspieszało wydzielanie gazów, no to może i dzieci? Jemioły używano tak samo do zdejmowania uroków rzucanych przez czarownice, jak i usuwania kołtuna, uważanego za żyjący i niebezpieczny byt.

„Mądrość” ludowa?

Cierpko się w ustach robi na myśl o tym, jak wyobrażali sobie działanie świata natury i swój wpływ na niego nasi praprzodkowie. Trudne musiało być życie, w którym kontrolę nad zagrożeniami i wszelkimi możliwymi zjawiskami próbowano uzyskać nie za sprawą wiedzy, a zaklęć.

W magię wierzyli nie tylko nasi bardzo dalecy, słowiańscy przodkowie, ale też nasze babcie i dziadkowie. Tak samo rodzice. Również my wciąż wierzymy w magię, bo z jakiego innego powodu pukamy w niemalowane drewno albo obawiamy się coś zapeszyć? „Magia” brzmi intrygująco, „zabobony” wcale.

Czytając „Słowiańską magię ziół” , można zdać sobie sprawę, że to, co zwykliśmy uznawać za mądrość ludową, niekoniecznie ma coś wspólnego z mądrością. Skoro różnym roślinom przypisywano konkretne działanie wyłącznie dlatego, że miały kolor lub kształt kojarzący się z daną przypadłością, to należy sobie zadać pytanie, ilu osobom takie domowe „leczenie” zaszkodziło.

„Słowiańska magia ziół. Obrzędy, bóstwa, demony i rośliny” to jedna z tych książek, w której każdy, w zależności od zainteresowań, może znaleźć coś innego i przeczytać na swój sposób. Etnografów zainteresują tam opisy dawnych zwyczajów, miłośników ziół słowiańskie zastosowania roślin, a racjonalistów fakt, jak kruche podstawy miała wiedza naszych przodków, którzy uważali, że rośliny lecznicze i przydatne miały pochodzić od bogów, a trujące od diabłów.

słowiańska magia ziół - okładka

Siekiera, motyka

Przewodnik po słowiańskich wierzeniach i obrzędach związanych z roślinami warto potraktować jako wyprawę w przeszłość, w której ludzie żyli blisko natury. Nie zapewniało im to ani zdrowia, ani spokoju, wręcz przeciwnie. Natury bali się na tyle, że potrafili uwierzyć, iż ciało niemowlęcia zakopane pod progiem domu pomoże im ochronić się od zła.

Warto jednak zwrócić uwagę, że prawdopodobnie szanowali naturę i jej prawa dużo bardziej od nas. Codzienne życie i zdrowie zależało od urodzaju, „przychylności roślin i zwierząt”, więc i jedne, i drugie traktowano z respektem. Starannie wybierano dzień na zasiew i na zbiory. Zanim porwano się z motyką na zagon, odprawiano rytuały mające zapewnić powodzenie przedsięwzięcia. Skoro błąd mógł skutkować głodem i śmiercią, warto było się postarać o przychylność natury. W obrzędach nie pomijano też zwierząt.

Dziś nie straszymy już jabłonek, jeśli je ścinamy, to bez słowa. Jabłka rosną przecież w sklepie.

Karolina Lisek, „Słowiańska magia ziół. Obrzędy, bóstwa, demony i rośliny”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.