Są takie dni, kiedy nic nam nie pasuje, świat wydaje się wrogi i mamy tylko ochotę schować się w mysiej dziurze. Nasze działania, by powstrzymać zły nastrój, przynoszą wtedy skutek odwrotny od zamierzonego.
Tekst: Sylwia Skorstad
Niepokój nie zawsze pojawia się w związku z czyhającym na nas w danej chwili realnym zagrożeniem. Niekiedy przeczucie, że coś złego może się nam przydarzyć, jest wypadkową buzujących w nas emocji, których jeszcze nie chcemy albo nie możemy przeanalizować i zrozumieć. Powodów może być wiele – gorszy stan zdrowia i słaba kondycja psychofizyczna, problemy w pracy, którym nie chcemy stawić czoła, gorsza samoocena po niepowodzeniu miłosnym, zbliżający się egzamin, trudności finansowe. Efekt to poczucie, że tracimy kontrolę nad sytuacją, nie jesteśmy na właściwym miejscu, nic nam się nie udaje. Ciało reaguje przyspieszonym biciem serca, skróconym oddechem, większą potliwością, problemami żołądkowymi lub kłopotami ze snem.
Niestety, wiele działań, które podejmujemy, by pozbyć się złego nastroju, nie pomaga, a wręcz przeszkadza wrócić do dobrej formy.
„Ależ czuję się świetnie!”
Udawanie, że wszystko jest w porządku, nie pomaga. Im usilniej chcemy przekonać innych i siebie, że mamy dobry nastrój, tym gorzej się czujemy. Psychologowie tłumaczą ten mechanizm faktem, iż poczucie zagrożenia jest istotnym mechanizmem ewolucyjnym. Zwykle mózg wytwarza kortyzol, by dać nam znać, że dzieje się coś istotnego, coś, co może zagrażać przetrwaniu. Aby upewnić się, że tego nie przegapimy, ciało wysyła fizyczne, silne objawy stresu. I będzie to robić, dokąd nie podejmiemy działań naprawczych. Ten sam mechanizm działa również wtedy, gdy zagrożenie jest mało realne, chodzi o fałszywy alarm.
Unikanie problemu
Odsuwanie od siebie myśli o źródle złego nastroju bywa skuteczną strategią krótkoterminową. Żeby poczuć się lepiej, możemy pójść do kina, poczytać ciekawą książkę albo spotkać się ze znajomymi. Jednak te środki zaradcze mają niewielką szansę przynieść długofalowy skutek. Z czasem nastój będzie się pogarszał, bo źródło problemu nie dość, że nie zniknie, to zacznie przypominać o sobie w bardziej dotkliwy sposób.
Nadmierne analizowanie
Odmienną strategią, ale zwykle równie nieskuteczną, jest nadmierne rozmyślanie oraz zamartwianie się. Zaczynamy natrętnie poszukiwać źródła złego nastroju, a następnie odtwarzać w pamięci różne zdarzenia, obarczać się winą lub zadawać sobie pytania. „Czy na pewno zrobiłam dobrze?”, „Czy oni mnie nie lubią?”, „Może to wszystko dlatego, że jestem za mało przebojowa”? Ten stan może trwać nawet wiele godzin i rzadko kończy się rozwiązaniem problemu. Aby móc przeanalizować składowe swojego nastroju, potrzebujemy czasu, cierpliwości i nieco dystansu do sytuacji. Trudno to wszystko znaleźć w jeden wieczór.
Daj sobie czas
Najlepszą drogą do pozbycia się złego nastroju jest zaakceptowanie faktu, że mamy prawo do gorszych dni. Nie zawsze trzeba być duszą towarzystwa. Smutek i zmartwienie nie czynią nas gorszą osobą, są tak samo naturalne jak inne emocje. Nie mamy mocy sprawić, by uczucie zmartwienia zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zamiast zaprzeczać lub reagować gorączkowo, dajmy sobie czas na obserwowanie sytuacji i spokojne wyciąganie wniosków. Czasami trzeba na to kilku godzin, czasami kilku dni.
Dobrze jest się zastanowić, czy i jakie działania można podjąć od razu. Jeśli w danej chwili w naszej mocy nie jest uporanie się ze źródłem złego nastroju, nie próbujmy tego robić na siłę. Kiedy poczucie, że wszystko się wali, przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, jest to dobry moment, by na chwilę odłożyć wszystko na bok i zrobić rzetelne podsumowanie sytuacji. Czy naprawdę jest tak źle, czy też widzimy problem większym, niż jest on w rzeczywistości? Co mamy po swojej stronie – dobre zdrowie, przyjaciół, rodzinę, stabilną sytuacje życiową, swoje umiejętności, doświadczenie, cechy charakteru? Na pewno wiele z tego, czego potrzebujemy, wciąż jest na swoim miejscu.