Chcemy zwrócić dziś waszą uwagę na ludzkie ciało, mówimy bowiem o zdrowiu i zachęcamy do przyjrzenia się sobie. Dlatego w cyklu „Poniedziałek ze sztuką” pojawia się „Lekcja anatomii doktora Tulpa”.
Tekst: Joanna Zaguła
Ten tydzień upływać będzie pod hasłem „Zdrowie”. Nie chcemy nieustannie pisać o kwarantannie, ale wciąż nie możemy udawać, że wokół toczy się normalne życie. Nie od dziś zachęcamy was do tego, by dbać o siebie i być dla siebie czułym. Nie inaczej będzie teraz. A teraz jest to szczególnie ważne. Gdy zostaliśmy fizycznie odizolowani od świata, a jednocześnie ten świat jest nieustannie obecny w naszym życiu, bo zajmuje nas światowa pandemia. Taka sytuacja w oczywisty sposób wpływa na nasze samopoczucie. A że nie możemy jej zmienić, a przynajmniej nasze działania są skuteczne tylko w ograniczonym zakresie, to naturalnie skłaniamy się ku małemu obrazowi. Patrzymy na to, co wokół nas, zamykamy się w mieszkaniach i pokojach, spoglądamy z uwagą na bliskich, patrzymy na siebie i w głąb siebie. To nie tylko świetna okazja, by dbać o swoje zdrowie, ale wręcz konieczność. Zdrowo odżywiony organizm w dobrej formie pomoże nam bowiem przetrwać ten trudny czas, a nawet przetrwać chorobę.
W cyklu „Poniedziałek ze sztuką” pokazujemy wam więc dziś ciało człowieka na obrazie Rembrandta. Chodzi o „Lekcję anatomii doktora Tulpa”, obraz, na którym widzimy grupkę mężczyzn oraz… trupa. Należy się wam więc kilka słów wyjaśnienia. Scena, którą obserwujemy to coś, co dziś nazwalibyśmy sekcją zwłok. Nie jest ona jednak przeprowadzana, tak jak się to dzieje współcześnie, przez specjalnie wykwalifikowanego lekarza i w celu poznania przyczyn śmierci osoby, która leży na stole. W XVII-wiecznych Niderlandach takie sekcje miały zgoła inne cele. „Lekcja anatomii doktora Tulpa” na przykład odbywa się na ciele mężczyzny skazanego na powieszenie za napaść i kradzież płaszcza. Otwarcie ciała skazanego po śmierci miało być dodatkową karą za to, co uczynił. Tutaj widzimy wnętrze jego ręki, którą to kończyną zapewne dokonał karalnych czynów. Kara ma więc wymiar symboliczny, ale chodzi też o naruszenie spoczynku zmarłego. Nie dając mu spokoju, dotykając jego zmarłego ciała, nie pozwalamy mu na święty spoczynek.
Z drugiej jednak strony warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób odbywały się te sekcje. Na obrazie widzimy mistrza przy pracy oraz jego uczniów, to ich gildia bowiem zamówiła portret. Ale w rzeczywistości otaczały ich ławy, na których siedzieli widzowie. Na takie wydarzenia sprzedawano bilety, jak do teatru, upraszając jednak odwiedzających o zachowanie powagi wobec śmierci i obecnego ciała. Widzowie mogli zadawać pytania, specjaliści toczyli ze sobą uczone dysputy na temat ludzkiej anatomii. Bowiem sekcje pozwalały na odkrycie tajemnicy, jaką był wówczas sposób funkcjonowania mechanizmu ludzkiego organizmu. Interesowało to uczonych i fascynowało przeciętnych obywateli. Nic w tym zresztą dziwnego. Nasze ciało i jego wciąż niewyjaśnione tajemnice interesują nas przecież także dziś. Jako że oglądanie sekcji było wówczas jedyną możliwością przyjrzenia się naszemu dosłownemu wnętrzu, takie publiczne sesje cieszyły się wielką popularnością. Przynajmniej w Niderlandach, gdzie na nie zezwalano. Nie każda bowiem władza, szczególnie katolicka, w XVII wieku patrzyła przychylnie na takie poczynania. Tam jednak tego rodzaju rozrywka upowszechniła się w takim stopniu, że zasadne stało się wybudowanie specjalnego budynku, w którym te „spektakle” mogłyby się odbywać. Nazwano go także adekwatnie – theatrum anatomicum. W takim teatrze, tak jak w tym pierwszym nam znanym teatrze dramatycznym ze starożytnej Grecji, odraza i trwoga mieszała się ze zdumieniem i zachwytem. Zachwytem nad ludzkim ciałem, które – co było wówczas kluczowe – jest doskonałym dziełem boskim. A co jest ważne dla wszystkich także dziś – jest także doskonałą maszyną, którą mamy do dyspozycji. Dbajmy więc o nią, nawet jeśli wydaje się nam dziwna.