Samotni ludzie, których malował Edward Hopper, niespodziewanie przypominają nas z czasów zarazy. A cywilizacja ustępuje pod naporem natury.
Tekst: Joanna Zaguła
Osamotnieni przechodnie na ulicach, pojedyncze osoby zajmujące miejsca w opuszczonych barach, puste stacje benzynowe, kobieta z nieobecnym wzrokiem patrząca przez okno. Tak widział świat Edward Hopper, a jego obrazy dziwnie przypominają dzisiejszy krajobraz. Ludzie odsunięci od siebie na bezpieczną odległość, samotni, zamknięci w domach i mieszkaniach, puste restauracje, autobusy. Temat obecnego tygodnia to nie bez powodu Izolacja. Będziemy się zastanawiać, jak ją przeżyć i dlaczego jest dla nas taka trudna. Zaś patronem cyklu „Poniedziałek ze sztuką” nie mógł zostać nikt inny jak tylko ten amerykański malarz.
Jego obrazy to zazwyczaj wycinki rzeczywistości, a nie zamaszyste panoramy, nawet gdy maluje przyrodę, to mamy wrażenie kondensacji w tej przestrzeni. Kiedy jest to krajobraz miejski, to zawsze wydaje się przytłumiony. Być może to tylko odczucie osoby żyjącej w kraju tonącego pod naporem szyldów reklamowych, ale u Hoppera miasto ma gładkie kolory, proste ściany, żadnych ozdobników, czasem nawet puste witryny. I jest jakby wyczyszczone z ludzi. Oczywiście, ludzie się tam zdarzają, ale pojedynczy lub w małych grupach. Patrzą w dal, a jeśli na siebie to wzrokiem niewidzącym.
O twórczości malarza trzeba też powiedzieć to, co w opracowaniach jej dotyczących pojawia się nader często, a mianowicie, że ważnym dla niej tematem jest styk natury i cywilizacji. Domy na odludziu, otwarte okna, las za tarasem, ciągnące się przez pola drogi i tory, opuszczone stacje benzynowe. To miejsca, w których cywilizacja wdziera się w naturę bądź odrobina natury w cywilizację. Zawsze towarzyszy temu odczucie melancholii. Za czym? Czy za utraconą niewinnością natury? A może za pięknej nienaruszonej cywilizacji? Styk ten jest ważny i dla naszych współczesnych realnych obrazów z czasów zarazy, które pokazują błękitne niebo nad Chinami w czasie przestojów w fabrykach i ryby w kanałach Wenecji uwolnionej od najazdu turystów. Okazuje się, że natura, tak jak u Hoppera miała i ma własne plany i choć odsuwana na bok, wciąż jest nieposkromiona.
A my? Co w tym czasie robimy? Siedzimy w domu, patrząc w książki, ekrany komputerów, gry, gazety, telefony. Rzadko na siebie nawzajem, jak na obrazach Hoppera. Jednak nawet u niego „Nocne marki” siedzą w pustym barze przy pustej ulicy, ale we dwójkę, razem wobec tej nieskończonej, dziwnej i nieznanej samotności wokół. Tego chciałabym nauczyć się w czasie obecnej izolacji. Żyć z ludźmi tak naprawdę. Wspólnie, obok i razem przeciwko temu, czego się boimy. Nawet jeśli nie wpatrujemy się sobie w oczy.