Maria Paszyńska to polska pisarka i felietonistka urodzona w Lubinie (rocznik 1985), a obecnie mieszkająca w Warszawie. Jest magistrem prawa i iranistyki, studiowała też turkologię na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizuje się w powieściach historycznych i inspiruje bogatą historią Polski. Wśród jej kilkunastu powieści są te opowiadające o rodzinie Ciszaków: „Cuda codzienności” oraz ich kontynuacja „Skrawki nadziei”.

fot: Michał Bień

Sylwia Skorstad: Czy tak samo jak bohaterom twoim powieści przydarzają ci się drobne cuda codzienności – oferta pracy od nieznajomego albo spotkanie dawnej miłości na przyjęciu? 

Maria Paszyńska: Mnóstwo! Wydaje mi się, że każdemu się one przydarzają, tylko nie każdy potrafi je dostrzec. To wymaga uważności i zdolności skupienia na drobiazgach, a te często umykają nam w pędzie życia. Na szczęście umiejętność zatrzymania i szerokiego otwarcia oczu można wyćwiczyć. Z odnajdywaniem cudów codzienności jest trochę jak z bieganiem. Na początku mamy zadyszkę i zdaje nam się, że nic tu nie ma, ale z czasem dostrzegamy coraz więcej i więcej.

Jeśli zaś chodzi o takie miłe losu zrządzenia, to niejeden raz stały się one moim udziałem w różnych obszarach życia zarówno osobistego, jak i zawodowego. To kolejna tajemnica związana z dostrzeganiem cudów codzienności – im więcej ich zauważasz, tym więcej ci się ich przytrafia.

Sylwia Skorstad: Wierzysz, że jest nam pisany jakiś konkretny los, czy raczej uważasz, że sami wybieramy sobie drogi? Może istnieje coś pośrodku? 

Maria Paszyńska: Jest we mnie jakaś niezgoda na szufladkowanie wszystkiego, przymus jednoznacznego dookreślania, dlatego jak najbardziej wierzę w, jak to ujęłaś, „coś pośrodku”. Mam wrażenie, że całe nasze życie mieści się gdzieś pomiędzy. Pomiędzy wyobrażeniami naszymi i innych, rojeniami medialnymi, wizjami narzuconymi nam przez społeczeństwo i kontekst kulturowy. Tymczasem każdy z nas żyje swoim małym życiem gdzieś w oku cyklonu tych wielkich spraw. Czasami to my decydujemy, czasem rzuca nami wiatr historii, ale zawsze możemy wybrać to, jak coś przyjmiemy, jak się zachowamy w obliczu różnych wydarzeń. 

A jeśli chodzi o niezwykłe zbiegi okoliczności, to spotkało mnie ich wiele. Dla przykładu w czasach licealnych miałam koleżankę Julitę, która mieszkała bardzo blisko mnie, przy tej samej stacji metra, a jednak w Warszawie NIGDY na siebie nie wpadłyśmy. Tymczasem przez kilka lat z rzędu spotykałyśmy się przypadkiem, a to na szlaku górskim, a to w toalecie kina w małym miasteczku, w supermarkecie w jeszcze innej miejscowości, na nadmorskim bulwarze. To było prześmieszne! Gdybyśmy się umówiły, z pewnością nie byłybyśmy tak punktualnie w jednym punkcie w jednym czasie. Moją ulubioną jest jednak historia mojej koleżanki z klasy, która w wieku trzydziestu kilku lat wyszła za mężczyznę, z którym jako dziesięciolatka wzięła kolonijny ślub. Mnie takie historie wprawiają w bezbrzeżny zachwyt i sprawiają, że jeszcze mocniej wierzę w nieuchwytną magię dnia codziennego.

Sylwia Skorstad: Co okazało się największym wyzwaniem przy pisaniu książek poświęconych Ciszakom?

Maria Paszyńska: Prawdę mówiąc opowiadanie dziejów rodziny Ciszaków należy do moich najpiękniejszych, jak dotąd, wspomnień twórczych. Ta historia płynęła przeze mnie. Śmiałam się i płakałam z bohaterami, przeżywałam ich niepokoje i rozterki. Przedziwne doświadczenie, a zarazem niezwykłe. Największym wyzwaniem była chyba stylizacja językowa na początku Cudów codzienności”, ale i to nazwałabym raczej przygodą niż trudem. Po prostu przez kilka tygodni słuchałam nagrań rdzennych mieszkanek Lubelszczyzny, mówiących tamtejszą gwarą, a gdy się osłuchałam, zasiadłam do pisania. Tylko mój mąż raz czy dwa zapytał, czy kiedyś przestanę tak dziwnie zaciągać, bo gwara przesiąknęła nie tylko słowo pisane, ale i mój codzienny sposób wysławiania się. Jak sama widzisz, to kolejna piękna przygoda.

Sylwia Skorstad: Z jakich źródeł korzystasz umieszczając akcję powieści w przeszłości? To musi być spore wyzwanie, by poznać realia danego miasta czy regionu sprzed na przykład 100 lat. Nie tylko wygląd ulic i bieżące sprawy polityczne, ale też społeczne normy, niuanse, sposób myślenia…

 Maria Paszyńska Ze wszystkich dostępnych. Sekret polega na tym, że ja właściwie żyję historią, otaczam się nią z każdej strony. Bardzo lubię przebywanie w przeszłości, dlatego czytam książki historyczne, oglądam programy, filmy, seriale o tej tematyce. Nawet książki dla moich dzieci dobieram według tego klucza, więc jestem na bieżąco z pozycjami historycznymi dla młodszych czytelników i widzów. Lubię stare piosenki i gazety, budynki, przedmioty, ubrania. To wszystko sprawia, że jakoś łatwo przychodzi mi wczuwanie się w ducha przeszłości. Nie tylko ubieranie fabuły w kostium z epoki, ale właśnie budowanie wyobrażenia mentalności ludzi w niej żyjących. 

Sylwia Skorstad: W powieściach o Ciszakach charakterystyczne są duże skoki czasowe. Nie było ci żal zostawiać bohaterów w próżni na kilka lat? Mnie jako czytelniczce było trochę smutno, że nie mogę zobaczyć, co się u nich działo przez kilka lat 

Maria Paszyńska: Granica pomiędzy tą tęsknotą, o której mówisz, a znudzeniem właściwym dla tasiemcowych seriali rodem z Ameryki Południowej jest bardzo cienka. Wolę więc być w tym względzie oszczędniejsza niż narazić się na przesadę. Poza tym takie przeskoki pozostawiają duże pole dla wyobraźni czytelnika. Zna ramy opowieści, a co było pomiędzy, może sobie wyobrazić. Tak trochę było niegdyś z prowadzoną korespondencją między kochankami czy członkami rodziny. Pisałaś list do kogoś bliskiego, lecz na papierze zwykle dało się opisać jedynie kroki milowe, całą resztę ten ktoś musiał odczytać spomiędzy słów, wyobrazić ją sobie. 

Sylwia Skorstad: Tworzysz różne postaci kobiet. Dla jednej Ciszakówny macierzyństwo zdaje się jednym z najważniejszych filarów bycia kobietą, dla drugiej nie ma żadnego znaczenia. Jedna jest marzycielką, druga ma umysł naukowca. Każda ma swój odrębny głos, nikt ich ze sobą nie pomyli. Czy wzorujesz je na kimś, czy też powoli same ci pokazują, kim są?

Maria Paszyńska: Nigdy nie stworzyłam bohaterki ani bohatera wzorowanego na kimś. Przedstawiam ich zawsze takimi, jakimi są w mojej głowie. Staram się tylko jak najwierniej oddać to, co widzę. Kto wie, może właśnie dlatego nie sposób ich ze sobą pomylić? Bo każda i każdy z nich jest jedynym, niepowtarzalnym sobą?

Sylwia Skorstad: Czy będą kolejne części tej sagi? 

Maria Paszyńska: Milczeć będę, gdyż taki już mój obowiązek. W ogóle uważam, że to dość niesprawiedliwe, że autorzy muszą opowiadać o książkach dopiero po ich premierze, a w trakcie ich powstawania muszą wszystko utrzymywać w ścisłej tajemnicy. To trochę tak jakbyś zawsze mówiła o byłym chłopaku, a nigdy o tym, z którym jesteś teraz. Przedziwne, nieprawdaż? I bardzo niekomfortowe. Niestety, takie są realia, w których przyszło nam tworzyć, więc jako rzekłam – milczeć będę.

Powieści Marii Paszyńskiej: https://publicat.pl/ksiaznica/oferta?filter[author]=1142

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.