„Niewinna Inka” to hybryda reportażu i powieści z dużą przewagą, a raczej nadwagą powieści i niedowagą reportażu.
Tekst: Sylwia Skorstad
Tytuł i zapowiedzi tej książki sugerują, że jest to historia przybliżająca postać Inki, kobiety, która w 2001 roku pomagała w zabójstwie byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Halina Galińska znana pod pseudonimem Inka przez kilka lat budziła emocje i rozpalała wyobraźnię czytelników brukowców – była powiązana ze znanymi mafiosami, próbowano ją odbić z aresztu, podczas procesu zdradziła niewiele, nigdy nie domagała się złagodzenia kary, a do tego była młoda i ładna. Nic, tylko pisać o niej książkę!
Nie należy jednak do końca wierzyć tytułowi i zapowiedziom, bo „Niewinna Inka” jest w większym stopniu opowieścią o Annie, czyli dziennikarce piszącej książkę o Ince, niż o samej Galińskiej. W wywiadzie udzielonym telewizji ATV Monika Sławińska przyznała, że zawarła tam prywatną historię, „co było trochę jak zdzieranie naskórka”. W tej, jak to określiła, „hybrydzie reportażu i powieści” czytelnik może więc między innymi znaleźć opis tego, jak Anna radziła sobie po zdradzie męża, szczegóły jej wykwintnego jadłospisu, relacje z basenu oraz informację o marce apaszki, jaką miała na sobie, gdy zraniła się w rękę. Książka promowana jako wynik miesięcy pracy polegającej na między innymi przekopywaniu akt sądowych i przeprowadzaniu wywiadów to sto czterdzieści stron tekstu, z których co najmniej połowa przypomina pamiętnik nastolatki.
Reality fan fiction?
Kiedyś poprosiłam znajomego o przybliżenie mi definicji fanfikcji. Objaśnił mi ten fenomen w uproszczony sposób: „Rozmiłowana w górnolotnych metaforach osoba umieszcza siebie w danym uniwersum, żeby wszyscy się tam na nią napalili, a potem publikuje to w zacienionym zakątku internetu”.
Fanfikcja, a konkretnie jej podgatunek znany jako slash, przychodziła mi na myśl podczas lektury „Niewinnej Inki”. Na przykład kiedy Inka myślała w więziennej celi o Annie: „Od śmierci Marzeny pierwszy raz coś mnie szczerze ucieszyło. Spotkanie z nią. Chciałam opowiedzieć komuś mądremu i wrażliwemu o piekle, w którym żyję”. Zahartowana przez trudne doświadczenia przestępczyni często umilała sobie czas fantazjowaniem o dziennikarce: „Miała w sobie wszystko – siłę, inteligencję, smak, urodę, melodyjność. Nie dziwiłam się, że Maciek wybrał ją na swoją boginię. Tylko dlaczego potem strącił tę boginię na samo dno piekła?”
Od jednego spotkania w sali widzeń do drugiego, a potem kolejnego fascynacja Inki Anną przeradza się w pasję i odwzajemnioną miłość. A może jednej ze stron tak się tylko wydaje?
Szampan i Baranina
„Niewinnej Inki” nie można zaklasyfikować do fanfikcji, bo nie jest fantazją na temat spotkania z wampirami, elfami lub krasnoludami, tylko z Haliną Galińską. O tej kobiecie można by napisać książkę wyłącznie reportażową. Jak dowiodła autorka, można też wybrać inny sposób na opowiedzenie jej historii.
Opowieść przedstawiona w takiej formie zapewne przyciągnie wielu czytelników, zawiera przecież nie tylko nawiązania do głośnych niegdyś w Polsce wydarzeń oraz osób, ale też sceny brutalnego seksu, siedem scen picia szampana oraz fragmenty poświęcone ludziom mafii. Na przykład ten dotyczący Baraniny: „Nie jesteś sobie w stanie nawet wyobrazić, z kim współpracował, jakimi kwotami obracał, kto był na jego usługach”. Przestępca, który kierował grupą zajmującą się brutalnymi porwaniami dla okupu, może zapewne budzić zawodową fascynację psychologów zgłębiających zagadnienia związane z psychopatią oraz ciekawość czytelników brukowców. Atmosfera robi się mało komfortowa, gdy ciekawość zaczyna mieszać się z podziwem.
Monika Sławecka „Niewinna Inka”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka