Na nowej płycie Margaret występuje jako Gaja Hornby. Zdradza nam, jak wyglądała praca nad tym albumem, dlaczego postanowiła zrezygnować z mięsa i czy ma pokusę, by zmieniać świat.

Rozmawiała: Joanna Zaguła

Zdjęcia: Maciej Nowak

Co się stało, że postanowiłaś na nowej płycie zmienić stylistykę swojej twórczości?

To działo się od jakiego czasu, było procesem. Ja po prostu dojrzałam. W końcu postanowiłam postawić na swoim. Zaczynałam w branży muzycznej jako bardzo młoda osoba. Dla dwudziestolatki natłok informacji i rad dotyczących tego, co i jak powinna robić, jest przytłaczający. Zresztą, jak pamiętam siebie z wieku 20 lat, lubiłam lekkie piosenki, cieszyłam, że ktoś chce mnie słuchać. Wtedy byłam autentyczna w tym, co robiłam, ale teraz, robiąc to samo, już bym nie była. Musiałam coś zmienić, bo ja sama się zmieniłam.

Było ci trudno wyegzekwować ten zwrot w karierze?

I tak, i nie. Ludzie, z którymi pracuję, zastanawiali się, po co coś zmieniać, skoro wszystko tak świetnie funkcjonuje. Ale ja nie wyobrażałam sobie innej opcji. Kiedy już czułam potrzebę zmiany, a wciąż miałam zobowiązania związane z poprzednimi projektami, to był dla mnie bardzo trudny czas, bo nie byłam w stanie przekazać tej radości i energii.

Chciałam cię zapytać o proces pracy nad płytą. O tyle chyba nietypowy, że tym razem śpiewasz po polsku i zmieniłaś styl muzyczny.

Przy poprzednich albumach także byłam współautorką utworów, ale teraz coraz więcej się uczę i mam większe doświadczenie. Faktycznie, tym razem było to wyjątkowe doświadczenie. W tworzeniu płyty pomagali mi faceci i to było dla mnie ciekawe jako kobiety – to zderzenie z ich męskim światem. Z resztą bardzo podobało mi się, że nie traktowali mnie protekcjonalnie, nigdy nie spotkałam się̨ z komentarzem w stylu „A, bo ty tego nie wiesz”. Praca nad płytą podzielona była na kilka etapów. Pierwszy to był cały rok, kiedy błądziłam, myślałam. Wtedy nie powstała żadna piosenka, ale to był bardzo ważny czas, proces twórczy, bez niego ta płyta nie brzmiałaby tak, jak teraz. Potem polecieliśmy z chłopakami na Cypr i tam przez kilka dni – od rana do nocy robiliśmy muzę̨. I tam, nie ukrywam, miałam jednak moment kryzysu. Piątka facetów i ja. Zaczynałam się czuć jak jeden z nich, ciągle słuchając ich żartów. Później wróciliśmy do Warszawy i kończyliśmy materiał. Dla mnie to nie było po prostu tworzenie piosenek, ale moja historia, którą miałam w sercu i dokładnie wiedziałam, co chcę powiedzieć. Potrzebowałam jednak czasem pomocy w tym, jak to zrobić́, bo sama byłam zbyt emocjonalna i trzeba było mnie ściągać na ziemię.

Mam wrażenie, że po angielsku można zaśpiewać największe głupoty i to jest ok, a polski jest dużo bardziej wymagający.

Tak! Nawet pod względem brzmienia. Mamy mnóstwo tych twardych, świszczących spółgłosek. Musiałam się̨ zastanowić nad tym, jak skleić́ teksty z polskich głosek tak, żeby dobrze brzmiały. Spotkałam się̨ z opiniami, że piosenki na płycie brzmią po angielsku, czy latynosku – jak „Serce Baila” – mimo, że napisane są po polsku. Wybieraliśmy miękkie, okrągłe głoski, dużo samogłosek, żeby to się dobrze śpiewało. A do tego wszystkiego chciałam, żeby to było o czymś. No, nie było łatwo.

 

Przy płycie „Gaja Hornby” współpracowali z tobą przyjaciele (Kacezet, Mikołaj Trybulec, Errbits, Gverilla, Marek Walaszek, Dominic Buczkowski), więc wzajemny szacunek między wami to sprawa oczywista. Ale zastanawiam się, czy od innych osób nie zdarzało ci się słyszeć, że jesteś za młoda albo że jesteś dziewczyną i w związku z tym nie znasz się na tym, co robisz?

Wcześniej feminizm to była u mnie postawa podpatrzona. Czułam, że tak wypada, ale nie czułam dokładnie, o co tak naprawdę chodzi. Teraz to widzę – niestety. Kobiecie dużo trudniej jest zyskać uznanie i szacunek na scenie muzycznej niż mężczyźnie. Jesteśmy oceniane na każdym kroku i nie jesteśmy mierzone tą samą miarką. Jak kobieta śpiewa piosenkę o imprezie – generalnie temat dość mało poetycki, ale czy nie taka jest właśnie impreza?  – to uważana jest za pustą laskę. Kiedy mężczyzna śpiewa o imprezie – wszyscy się bawią i stukają się szampanami, nikt nie ma zastrzeżeń co do artyzmu tego pana. I tak jest na każdym kroku. Bardzo mnie to złości i frustruje.

A nazywasz się feministką?

Tak. Uważam, że potrzebny jest nam jakiś złoty środek. Ponieważ kobiety przez wiele lat tłumiły w sobie tę złość, frustrację, niezrozumienie, teraz te kobiety już się niczego nie boją i potrzebują się wyzłościć. Coś na ten temat wiem, sama mam dość. Sama się złoszczę. Dobrze by było, gdyby mężczyźni dali się nam wyzłościć, a my kobiety ich nie kastrowały. Potrzebne nam równouprawnienie. Potrzebna nam mądrość w tej sprawie. Ja nie chcę się kłócić z facetami. Ale chcę, żeby zrozumieli, z czym się borykamy i żeby w tej zmianie nam pomogli. To chyba fair rachunek sumienia?

Czy z tego podejścia wynika też to, że ostatnio chcesz częściej mówić „nie”, a mniej przepraszać?

Tak, też. Ja jako młoda dziewczyna potrzebowałam akceptacji. To, co robiłam jako 20-latka, tę akceptację mi dawało.

Ty też chcesz być lubiana? A przecież w tekstach z nowej płyty jest sporo rzeczy, które mogą ludzi wykurzyć. Takiego „odwalcie się”. Nie boisz się reakcji?

Bałam się̨ troszeczkę. Ale mam już w sobie więcej spokoju. Jak ktoś chce mnie nie lubić, to i tak znajdzie powód. Zresztą – prawda jest taka, że ja nie mówię nikomu „odwal się”, tylko bronię swoich granic. To też ciekawe spostrzeżenie kulturowe – jak ktoś nie chce tak, jak ty, to znaczy, że jest niemiły, niefajny. A ja po prostu czegoś tam nie chcę i nie ma to związku z tobą, tylko ze mną! Żyjemy w utartym schemacie robienia innym dobrze. A ja teraz zaczynam od siebie. Nie jestem niemiła dla kogoś. Tylko po prostu chcę, żeby najpierw mi było miło dobrze. Odpuszczam sobie już sztuczne uśmiechy, bo mnie samą to wyniszcza i to jest bez sensu.

Czym jest „ten dzień” z piosenki o tym samym tytule?

Dla mnie to był dzień wydania płyty, co oznaczało też postawienie na swoim. Ten dzień oznaczał, że mi się udało.

Czy zyskujesz teraz nowych obiorców?

Tak! Cieszę się w ogóle, że dostałam taką szansę, że ludzie chcieli tego słuchać, bo do tej pory byłam raczej kojarzona z takim słodkim popem, dla dzieciaków. Nigdy nie spodziewałam się aż takiego dobrego odzewu. To mi daje skrzydła i wiarę w to, że warto być sobą.

Czytałam gdzieś, że uważasz posiadanie idoli za lenistwo intelektualne. Nie chcę cię więc pytać o idoli, ale o inspiracje. Kto cię inspiruje? W muzyce i w życiu?

Jestem ostatnio zachwycona Arianą Grande i tym, jak pokazuje prawdę o sobie. Dużo słucham hip-hopu, R’n’B – na przykład Jorja Smith. Wkręciłam się też trochę w świat latino – i tu totalny must listen – Rosalia.

A w życiu?

Krishnamurti – filozof, mówca, pisarz i to on właśnie powiedział, że posiadanie idoli jest lenistwem. Na wstępie swojej książki napisał, żeby czytelnicy nie brali na poważnie tego, co pisze, bo tylko jego opinie. Bardzo mi się to spodobało, bo ja sama jestem taka wolnościowa, czuję, że nie ma jednej drogi dobrej dla wszystkich. Oglądam też na YouTubie wykłady Aleksandra Poraj-Żakiej o zen i medytacji.

A jak czujesz się̨ z tym, że możesz być idolem dla rzeszy młodych ludzi?

Zauważyłam, że ludzie uwielbiają oceniać, wkładać do odpowiednich przegródek. Wtedy ich świat jest poukładany i harmonijny. Dla mnie wszystko jest dużo bardziej płynne. A swoich fanów traktuję jak grupę̨ indywidualnych osób, z których każdy ma swoje imię i nazwisko, a nie jak fanklub. Proszę ich też, żeby mnie nie naśladowali, bo to – choć miłe – jest bez sensu.

A nie masz pokusy wykorzystania swojej popularności, żeby zmieniać świat na lepsze?

Staram się mówić głośno o rzeczach, w które wierzę. Przeraża mnie skala agresji, z jaką spotykają się choćby osoby LGBT. Mówię o tym głośno, stanowczo i bronię mniejszości jak lwica.

Zamówiłaś́ przed chwilą wegańskie pierogi. Czy jesteś weganką?

Nie, wegetarianką. A właściwie to nie jem mięsa, ale jem ryby. Nie jem też ośmiornic, bo przeczytałam, że są bardzo mądre. I sumienie mi na to nie pozwala. Ale chciałabym kiedyś być weganką – traktuję to jako proces, mam nadzieję, że niedługo uda mi się poukładać swoje życie tak, żeby móc odstawić wszystkie produkty odzwierzęce. Kiedyś ekologia nie była mnie aż tak ważna. Ale teraz doszliśmy do takiego momentu, w którym nie mamy innego wyjścia, musimy zacząć żyć bardziej ekologicznie – zrezygnować z mięsa, myśleć o tym, gdzie kupujemy nasze ubrania i gdzie lądują wyrzucane przez nas stare telefony.

Co jeszcze robisz dla środowiska?

Na przykład przestałam jeść awokado, bo jego produkcja jest nieekologiczna. Zaczęłam kupować dużo mniej ciuchów, a jak już, to takie lepszej jakości i sprawdzonego pochodzenia. Polecam z resztą gorąco remanent szafy – jak mamy mniej ubrać, chodzimy we wszystkich i nie mamy problemu z ich wyborem.

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.