„Seksoholicy” to jedenaście wywiadów z osobami deklarującymi się jako uzależnione od seksu. Rzecz dla czytelników o mocnych nerwach i szczególnych gustach.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

Nie łączą seksu z przywiązaniem, niektórzy uprawialiby go z każdym, byle nie z osobą, na której im zależy. Umawiają się na seks-randki z przypadkowymi partnerami, nie zważając na ich wiek, wygląd czy stopień dbałości o higienę osobistą. Nigdy nie mają dosyć, dzień bez łóżkowych wrażeń z kimś nowym to dzień stracony. Wszystkiego już próbowali, partnerów seksualnych przestali liczyć po pierwszej pięćsetce. Są też tacy, którym wystarczy cyberseks, więc spędzają na nim życie, bo nie starcza im czasu na chodzenie do pracy. Zawalają obowiązki, karierę, odsuwają się od rodziny i znajomych, niszczą swoje zdrowie, nie dbają o bezpieczeństwo. Większość głęboko nienawidzi siebie za to, co robi i myśli o samobójstwie.

Oto seksoholicy opisujący swoje doświadczenia w wywiadach przeprowadzonych przez Wiktora Krajewskiego. Czy naprawdę istnieją i są właśnie tacy jakimi przedstawił ich autor? Oto jest pytanie!

Seksoholizm jak punkt G

Psychologowie i psychiatrzy odchodzą od przekonania, że seksoholizm to odrębna jednostka chorobowa. „Uzależnienie od seksu jest fenomenem społecznym, a nie klinicznym czy medycznym” – napisał psycholog kliniczny David Ley, autor książki The Myth of Sex Addiction”. „Z perspektywy naukowej seksoholizm nie istnieje” – stwierdził seksterapeuta z dwudziestosiedmioletnim doświadczeniem, Doug Braun Harvey. Obaj byli sygnatariuszami oświadczenia wydanego w 2016 roku przez Amerykańskie Stowarzyszenie Edukatorów Seksualnych, Doradców i Terapeutów (AASECT), w którym uznano, iż istnienie seksoholizmu jest mitem.

O seksoholizmie mówiło się przez blisko dwie dekady, jednak obecnie środowisko naukowe przyjmuje założenie, że jest to rodzaj uzależnienia psychicznego które nie jest odrębną jednostką chorobową. Uzależnić można się od wszystkiego, choćby od trzymania wykałaczki w zębach, ale kompulsywne bawienie się wykałaczką to temat za mało chwytliwy, aby nadać mu odpowiednio medialną nazwę. Z seksoholizmem jest zatem jak z punktem G – kiedyś wydawało się nam, że istnieje, a obecnie zyskujemy coraz więcej dowodów naukowych popierających tezę, iż coś nam się w tym temacie pokręciło.

Autor „Seksoholików” wspomina na wstępie, iż istnienie seksoholizmu jest naukowo wątpliwe, a jednocześnie wyjaśnia, że w gabinetach psychologów faktycznie pojawiają się osoby uzależnione od seksu. Jedno nie przeczy drugiemu, to prawda. Na pewno są osoby, którym natręctwa seksualne uniemożliwiają normalne funkcjonowanie.

Barbarzyńcy w świątyni

Mam kilka problemów z „Seksoholikami” i nie mogę wykluczyć, że skoro ta książka była w stanie mnie wzburzyć, to możliwe, że problem tkwi we mnie. Jej lektura jest jak wpuszczenie barbarzyńców do świątyni. Seks, który powinien być oazą przyjemności, bezpieczeństwa i porozumienia, jest tu opisany jako akt niszczący, złowrogi, brutalny i brudny. Każda strona książki jest pod tym względem gorsza od poprzedniej. Po trzech rozdziałach zaczęłam mieć kłopot z przewracaniem kartek, po pięciu dałam sobie spokój i zaczęłam się zastanawiać, dla kogo „Seksoholicy” powstali i po co. Przyznaję, resztę już tylko przekartkowałam w poszukiwaniu głębszego sensu – czegoś, co dałoby mi powód, by doczytać do końca. Nie znalazłam.

Seksoholicy – czyli wszystko, czego nie chcesz wiedzieć o seksie

Z wywiadów dowiadujemy się najbardziej intymnych szczegółów seksu bohaterów, najczęściej opisanych bardzo dosadnym językiem potocznym. Jeden z motywów wiodących to ten, co kto komu gdzie wsadzał i ile razy. Nie dowiadujemy się jednak, co skłania tych ludzi do podejmowania ryzykownych, niekiedy nieludzkich i upadlających dla nich zachowań. Nie zyskujemy wiedzy, jak można im pomóc, nie śledzimy mechanizmów ich uzależnienia. Stopniowo zanurzamy się w bagnie najgorszych emocji: wstrętu, wstydu, autoagresji, pogardy do samego siebie i innych. I nie bardzo wiadomo, czego się mamy dzięki temu nauczyć, bo raczej nie o rozrywkę tu chodzi.

Niekiedy prowadzący rozmowy stara się stworzyć wrażenie, że pojmuje złożoność problemu i ma ochotę okazać zrozumienie czy współczucie swoim rozmówcom, ale nie bardzo mu to wychodzi. Można się domyślać, iż w niektórych momentach od słuchania aż puchły mu uszy, ale z dziennikarskiego obowiązku brnął dalej. I nie przestawał oceniać. Gdyby nie oceniał, zadawałby pytania innego typu.

Bez wglądu

Większość bohaterów „Seksoholików” wspomina, że próbowała walczyć z uzależnieniem za pomocą psychoterapii. Trudno jest mi w to uwierzyć. Osoby, które przechodzą terapię, zaczynają używać terminów psychologicznych. Nawet, jeśli leczenie okazuje się nieskuteczne, pacjent zyskuje pewien stopień wglądu w mechanizmy swojego postępowania. Bywa, że na nowo wpada w „ciąg” niszczących zachowań, ale dzięki terapii ma przynajmniej kilka dodatkowych narzędzi, dzięki którym lepiej radzi sobie z poczuciem winy, ma choć odrobinę więcej zrozumienia dla samego siebie.

Istnieje możliwość, że prawie żaden z bohaterów „Seksoholików” nie używa terminów psychologicznych, posiada niewielki wgląd w problem i uważa, iż „po prostu tak już ma”, bowiem wypowiedzi zostały przefiltrowane przez światopogląd autora. Nie można wykluczyć, że Wiktor Krajewski postanowił zignorować te elementy, bo interesowało go głównie, jak nisko człowiek może upaść i na tym postanowił się skupić. Mnie jako czytelnikowi to jednak nie wystarcza. Analogicznie można by napisać książkę o alkoholikach będącą przeglądem najbardziej poniżających i zawstydzających epizodów związanych z piciem wraz ze szczegółowym opisem wszystkich reakcji fizjologicznych towarzyszących zatruciu alkoholowemu. Może taka pozycja sprawiłaby, że ktoś by nigdy pić nie zaczął, bo pijaka by od picia by nie odstraszyła. Problem w tym, że seks to nie napój alkoholowy, choć i od niego można się w określonych okolicznościach i przy określonych predyspozycjach uzależnić.

Wiktor Krajewski, „Seksoholicy”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.