W „Retornados” zderzają się dwie perspektywy czasowe, choć miasto jest to samo, a zmierzają do niego ludzie uciekający przed konfliktami zbrojnymi. Czy w Lizbonie można odnaleźć bratnią duszę, a jeszcze lepiej samą siebie?

Tekst: Sylwia Skorstad

Jest rok 1975. Mieszkająca wraz z matką w angolskiej Bengueli nastoletnia Branca zaczyna zdawać sobie sprawę, że wydarzyło się coś niezwykłego – zakochała w koledze ze szkoły. Odważyła się go poprosić, by przewiózł ją motocyklem i od tego czasu zaczęli się częściej spotykać. Co prawda prawie zawsze w towarzystwie koleżanki, ale i tak w ich więzi jest coś, czego doświadcza po raz pierwszy.

Zajęta przyjaciółmi dziewczyna początkowo nie zauważa, że w kraju następują zmiany polityczne. Rejestruje tylko dziwne zachowanie matki, ale i tak czuje się kompletnie zaskoczona, gdy ta informuje ją o konieczności przeniesienia się do Europy. Angola przestaje być portugalską kolonią i bezpiecznych miejscem dla Portugalczyków. Trzeba szybko pakować co się tylko da i szukać biletów na statek lub samolot. Branca nic z tego nie rozumie. Dlaczego ma wyjeżdżać z miejsca, w którym się urodziła i które kocha? Upchnięcie wszystkich domowych sprzętów do jednej skrzyni jest i tak zadaniem prostszym niż pożegnanie się z przyjaciółmi.

Branca wraz z matką trafiają do hotelu w Lizbonie, w którym krzyżują się losy wielu uciekinierów.

Przejmujący chłód Lizbony

Powieść Iwony Słabuszewskiej-Krauze o „tych, którzy powracają” rozgrywa się głównie w Lizbonie. Dla jednych to miasto nadziei i nowego początku, dla innych chaotyczne miejsce, w których wiatr historii zdaje się ciągle wiać zbyt silnie. Lizbona może być ostatnim krokiem na europejskiej drodze do Ameryki, w miarę bezpieczną przystanią przed wojną albo pierwszym przystankiem w Europie. Geograficzne położenie Portugalii wpływa na jej historię i historie jej mieszkańców. Zbyt wiele wydaje się tymczasowe i niepewne.

Brance, tak jak i innym Portugalczykom z Angoli, Lizbona wydaje się stanowczo zbyt chłodna, nieprzyjazna i zbyt odległa od domu. Poszukująca wśród tysięcy przyjezdnych swojego szkolnego przyjaciela dziewczyna ma problemy z nadążeniem za zmianami:„Proste kiedyś linie teraz się krzywiły, nie biegły do przodu, tylko w tył, zataczały koła, zapętlały się. Nic nie mogłam na to poradzić.”

W luksusowym hotelu, w którym zakwaterowano dziesiątki „retornados” spotykają się dwie linie czasowe powieści. W pierwszej z nich rozgrywającej się w roku 1940 żonaty Eduardo spotyka na ulicy olśniewającą emigrantkę o imieniu Irene. Gorący romans kończy się jednak tragicznie. W drugim recepcjonista zaczyna mieć podejrzenia wobec jednego z przybyłych z Angoli gości. Na każdym piętrze mieszkają dziesiątki poruszających historii.

„Retornados” okładka

Wszystkim się może zdarzyć

„Retornados” cechuje piękny język. To jedna z tych powieści, w której nie ma kalk językowych, banalnych metafor lub niepotrzebnych słów, więc czytelnik może bez przeszkód cieszyć się fascynującymi opowieściami z mało znanych zakątków świata i o mało znanych Polakom fragmentach europejskiej historii. Są pełne kolorów, smaków, zapachów i emocji.

Jednocześnie jest to uniwersalna opowieść o reakcjach na zmianę, niespodziewanych spotkaniach i kruchości ludzkich planów. Każdy, kto musi w pośpiechu wyjechać albo kto pełen niepokoju dociera w nieznane, za kimś tęskni i czegoś żałuje. Gwałtowna zmiana to emocjonalne trzęsienie ziemi, po którym czasem trzeba lat na usunięcie zniszczeń i zbudowanie czegoś nowego. Coś podobnego jak Brance, Irene czy recepcjoniście Jorgemu mogłoby się przydarzyć każdemu z nas. Wtedy trzeba by tylko mieć nadzieję spotkania kogoś, kto potrafiłby to malowniczo i z wyczuciem opisać.

Iwona Słabuszewska-Krauze, „Retornados”, Wydawnictwo Lira

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.