Profesor historii, która potrafi fascynować dawnymi wiekami jeszcze lepiej niż jeździć konno po grenlandzkich wioskach w poszukiwaniu śladów po Wikingach, napisała książkę, jakiej jeszcze nie było. Zapomnijcie o serialu „Wikingowie”, usiądźcie i czytajcie „Nieznane oblicze Wikingów”.

Tekst: Sylwia Skorstad

fot: Pixabay

W 1955 roku w norweskim mieście Bergen pożar naruszył kilka drewnianych, zabytkowych budynków stojących przy nabrzeżu. Od wieków w tych pomieszczeniach znajdowały się portowe tawerny, gdzie napitkami i jadłem raczyli się przebywający z daleka marynarze oraz miejscowi. Podczas prac renowacyjnych archeolodzy odnaleźli prawdziwy skarb – aż 700 artefaktów, głównie niewielkich deszczułek, pokrytych runami. Powstały nie później niż w 1200 roku. To jak siedemset listów w butelce otrzymanych od przedstawicieli kultury Wikingów!

Można sobie wyobrazić podekscytowanie, jakie zapanowało w środowiskach naukowych. Rozdzwoniły się telefony, do Bergen zjechali się eksperci. Wszyscy chcieli się czym prędzej zabrać za tłumaczenie wiadomości mogących zmienić podręczniki do historii.

Jedna z deszczułek była szczególnie dobrze zachowana. Nieposiadające ubytków, wyraźnie widoczne runy przetłumaczono ekspresowo. Na tabliczce napisano: „Gyda mówi, że masz przyjść do domu.”

Wiadomość napisała zapewne sama Gyda, która zirytowała się czekaniem na mężczyznę zbyt długo przesiadującego w knajpie. Dzisiaj wysłałaby smsa. Łajdak nie odpisał jej (mógłby użyć tej samej deszczułki), bo widocznie zrozumiał, że przeholował i popędził do domu.

Historia z nowej perspektywy

Książka Eleanor Barraclough to jedna z tych pozycji o tematyce naukowej, którą czyta się jak literaturę piękną. Jest taka sama jak jej autorka – przesiąknięta pasją do historii, nietuzinkowa i trochę zwariowana. Można się w niej zakochać od pierwszych kartek, bo już wstęp dowodzi, że będzie to pasjonująca, odmienna od reszty podróż przez czasy Wikingów. Żadnej nudy, dat do zapamiętania albo pozbawionych emocji opisów bitew.

Korzystając ze źródeł pisanych i materialnych Barraclough szuka w historii Wikingów tego, czego nie chciało się tropić innym historykom, na przykład szczegółów życia kobiet, dowodów miłości, pasji, rytuałów związanych z macierzyństwem albo form opieki nad dziećmi. Ponieważ te sprawy nie interesowały męskich kronikarzy, bardów i podróżników, to trudna, choć nie niemożliwa misja.

Dzięki badaniom autorki czytelnik może na przykład poznać rysunki wykonane na korze brzozy przez kilkuletniego chłopca o imieniu Onfim. Dzieciak wyraźnie nudził się w szkole, bo zamiast przepisywać alfabet albo psalmy, rysował liściki dla klasowych kolegów. Czasami odwzorowywał też siebie. Dzisiaj jego tata powiesiłby dumnie takie rysunki na lodówce, choć daleko im od prawdziwej sztuki. Ramiona wszystkich postaci przypominają grabie, głowy są za małe, brakuje szczegółów. Te typowe dla kilkulatka bazgroły powstały w XIII wieku.

Czytelnik dowiaduje się też, co znajduje się na tych artefaktach pokrytych runami, których muzea raczej nie wystawiają na widok publiczny. W kwestii treści zadziwiająco duża część z nich nie różni się znacząco od dzisiejszego graffiti.

Wyobraźmy sobie pochylonych w skupieniu specjalistów od pisma runicznego, którzy tłumaczą takie oto wiadomości od ich wikińskich przodków:

„Usiądź i odczytaj runy. Wstań i pierdnij.”

„Pochwa jest cudowna, niechże penis ją napoi.”

„Jaka szkoda, że nie mogę częściej przychodzić napić się miodu.”

„Arni, ksiądz, chce posiąść Ingę.”

Nieznane oblicze Wikingów - okładka

Historie prosto z grobu

W 2012 roku w Duńskim Muzeum Narodowym zorganizowano wystawę pod tytułem „Najazd”. Spoczęły tam obok siebie szkielety dwóch wikińskich wojowników. Jeden zmarł w wieku około dwudziestu lat w wyniku ran kłutych w głowę i został pochowany w mogile zbiorowej w Oksfordzie. Drugi, około pięćdziesięcioletni, zmarł od rany nogi na duńskiej wyspie Fionia. Przez lata spoczywali w mogiłach po dwóch stronach Morza Północnego. Tak się złożyło, że w odstępie trzech lat podczas różnych projektów archeologicznych ich kości poddano badaniom DNA. Odkryto wtedy, że ci dwaj wojownicy to prawdopodobnie wuj i bratanek. Co los rozdzielił, naukowcy połączyli na nowo w muzeum.

Nieznane obliczach Wikingów można poznać lepiej dzięki temu, co uda się wykopać z ziemi. Autorka pokazuje czytelnikowi najciekawsze artefakty znalezione na bagnach Danii, bezludnej wysepce przy Islandii, w norweskich kurhanach czy szwedzkich lasach. Wiele z nich ma bogatą historię. Piękne ozdoby znalezione w mogiłach wikińskich kobiet – brosze, części naszyjników czy bransoletek – pierwotnie były zdobieniami świętych ksiąg. Zrabowane z angielskich i irlandzkich klasztorów, trafiały w ręce ukochanych wojowników i stawały się biżuterią. Te skarby przekazywano z pokolenia na pokolenie. O tym, że były cenne, świadczy fakt, że niektóre właścicielki je podpisywały i zabierały ze sobą do grobu. Tak stało się na przykład ze srebrną głową wilka, który zaczął jako ornament na okładce chrześcijańskiej księgi, a skończył jako ulubiona broszka Gunhild z Norwegii.

Z Kołtuniastego w Pięknowłosego

Czy zgadlibyście, że Harald Pięknowłosy nosił kiedyś przydomek Kołtuniasty? Musiał to sobie wziąć tak mocno do serca, że zmienił zwyczaje pielęgnacyjne i zasłużył na nową ksywkę. Nie on jeden.

W zaskakująco wielu mogiłach Wikingów znaleziono grzebienie. Jednocześnie w wielu angielskich źródłach o najeźdźcach ze Skandynawii pisze się o nich jako o dobrze uczesanych. Twierdzono, że ci modnisie są wyjątkowo niebezpieczni i mogą się podobać nawet zamężnym kobietom, bo straszne nich czyściochy – codziennie czeszą włosy i kąpią się w każdą sobotę. Ich fryzury okazały się na tyle imponujące, że pobijane przez nich ludy zaczęły je naśladować. Wikingowie byli prawdziwymi influencami fryzjerstwa.

Czego jeszcze nie wiecie o Wikingach? Przekonajcie się czytając „Nieznane oblicze Wikingów”.

Eleanor Barraclough, „Nieznane oblicze Wikingów”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.