„Nie wolno mi kochać ciebie” to romans opowiadający o perypetiach trzech pokoleń kobiet mających podobne doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Akcja jest porównywalna z tytułem.
Tekst: Sylwia Skorstad

Wszystko zaczyna się w latach sześćdziesiątych XX wieku. Osiemnastoletnia Zosia, córka skromnie żyjących w podłódzkiej wsi gospodarzy, na polecenie rodziców musi spędzić lato w domu. Ma się zajmować letnikiem, który wynajął kwaterę w gospodarstwie. Zamiast wakacji ma obowiązki, bo to ważne dla budżetu gospodarstwa. Wściekłość przechodzi jej wkrótce po poznaniu letnika, którym okazuje się być popularny pisarz. Tadeusz ma około czterdziestki, jest przystojny, szarmancki i zna wszystkie piękne słowa. Opowiada Zosi o literaturze, czyta jej rozdziały książki, nad którą pracuje i zaczyna nazywać swoją muzą.
Dziewczyna czuje się coraz bardziej oczarowana pisarzem i wkrótce się w nim zakochuje. Literat zapomniał co prawda wspomnieć, że jest już żonaty, ale ujawnienie tego faktu staje się przeszkodą tylko na chwilę. Kiedy Tadeusz obiecuje jej, że to ona zawsze będzie dla niego ważna, Zosia wierzy w ich wspólną przyszłość. Kilka tygodni później jej ukochany wyjeżdża, nie pozostawiając adresu, a ona odkrywa, że jest w ciąży.
Historia kwadratem się toczy
Romans Anny Karpińskiej pod tytułem „Nie wolno mi kochać ciebie” to pierwsza część nowej serii. Mało prawdopodobne wydarzenia następują w niej jedno po drugim. Bohaterowie podejmują nieracjonalne decyzje i oznajmiają to swoim bliskim w sposób, który w prawdziwym życiu wywołałby odmienne reakcje niż w książce. I nie chodzi nawet o to, że akcja jest zbyt wydumana, bo zapewne nie takie nieprawdopodobne historie już się wielokrotnie od słońcem zdarzyły, ale o brak psychologicznej wiarygodności. Jakby autorce zabrakło czasu na dopracowanie najtrudniejszych emocjonalnie scen. Na przykład w tych, w których ujawniona zostaje prawda o ojcostwie dzieci (a jest ich kilka).
„Nie wolno mi kochać ciebie” to jedna z tych powieści, w której niewiele by się zdarzyło, gdyby ludzie po prostu ze sobą porozmawiali. Zawsze jednak coś im staje na drodze: a to list wpadnie za szafkę, a to się na siebie obrażą, a to zapomną. Intryga opiera się głównie na tym, że ktoś czegoś komuś nie powiedział, choć powinien, mógł i potrafił. Nikt nie uczy się na błędach własnego ani cudzego milczenia, nawet, jeśli sam wcześniej doświadczył ich przykrych skutków.
Mogłaby to być ciekawa historia o kobietach, ale co jakiś czas potyka się o własne słowa i traci wiarygodność. Tak jest na przykład w przypadku wątku Toskanii, gdzie mieszka jeden z głównych bohaterów. Ten włoski region ma powierzchnię porównywalną do województwa kujawsko-pomorskiego, a jego populacja jest sześć razy większa niż liczba mieszkańców Łodzi. W powieści jednak wystarczy tam pojechać, by wpaść na znajome osoby będące toskańskimi rezydentami. Jeśli zaś ktoś się do Toskanii przeprowadza, to może śmiało przyjąć założenie, iż będzie sąsiadem znajomego.
Te same problemy, ten sam język
Przyjemność z czytania nowej powieści Anny Karpińskiej odbiera również monotonność języka. Bohaterowie będący przedstawicielami różnych pokoleń, płci i zawodów używają zbliżonych słów oraz zwrotów. Mężczyźni i kobiety mają podobną ekspresję, gdy mówią o swoich uczuciach. Wielu gustuje w zdrobnieniach, szczególnie imion, a także pompatycznych, nieco staromodnych frazach, takich jak na przykład „przeżyć jak w malignie” czy „ranić niczym sztylet wbijany w serce”. Zawodowy pisarz życzy ukochanej, by „pięła się po szczeblach pisarskiej popularności”, a współczesna nastolatka, by rodzice „dołożyli trochę grosza”.
Na swój sposób uroczy, trochę przebrzmiały sposób wypowiedzi sprawdziłby się dobrze w opowieści o pokoleniu wychowanym za czasów Gomułki lub wczesnego Gierka, ale staje się niezgodny z duchem epoki, gdy używa go dziewczyna, która mogłaby słuchać Seleny Gomez. Dzisiejsza studentka, która mówi, że robiła coś przez „cały boży dzień”?
Podczas lektury można odnieść wrażenie, że wszystko już się wcześniej gdzieś czytało. Gdy ludzie pracują, to w pocie czoła, gdy mają dzieci, to pławią się w rodzicielstwie, gdy coś im zginęło, to przepadło jak kamień w wodę, a gdy się zakochują, to na zabój. No na rany koguta!
Anna Karpińska, „Nie wolno mi kochać ciebie”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka