Joanna Jakubas, absolwentka Manhattan School Of Music i Royal College Of Music w Londynie, dała się wcześniej poznać miłośnikom muzyki klasycznej jako charakterystyczny sopran liryczny. Teraz rozpoczyna nowy rozdział swojej zawodowej podróży, wydając płytę z popowymi kompozycjami do autorskich tekstów. Nawiązujący do iberyjskiego klimatu singiel „Flamenco” to zwiastun nadchodzącego albumu.
Sylwia Skorstad: Singiel „Flamenco” to zapowiedź twojej nowej, autorskiej płyty. Czy dobrze rozumiem, że opuszczasz dobrze znane ścieżki i zaczynasz nowy rozdział kariery muzycznej?
Joanna Jakubas: Tak, zgadza się. Wcześniej śpiewałam operowo, potem w musicalach i operetkach. Moja pierwsza płyta „My new wings” była płytą crossoverową w klasycznym stylu, następnie pojawił się popowy singiel „Brand new courage”. Kiedy pisałam do niego tekst, zdałam sobie sprawę, jak wielką przyjemność sprawia mi praca ze słowem. To była dla mnie nowa forma wyrazu. Możliwość przekazania swoich myśli i odczuć okazała się budująca. Zrozumiałam wtedy, że chcę pójść w kierunku muzyki popowej i zacząć tworzyć własną muzykę.
Skorstad: Czyli pomysł na płytę innego rodzaju narodził się z potrzeby wyrażenia siebie czymś więcej niż śpiewem i tańcem?
Jakubas: Czuję, że autorska płyta jest teraz dla mnie najlepszą drogą, bo rozpala radosną iskrę, a do tego daje szansę na podzielenie się nią z innymi. Kocham teatr oraz operę i zawsze będę wdzięczna, że miałam możliwość tam występować, jednak nadszedł czas na coś nowego.
Skorstad: Wyjście ze strefy komfortu wiąże się ze stresem i wątpliwościami. Zwracasz się teraz do nowej publiczności i nie wiesz, jak ona cię odbierze. Nie masz, tak po ludzku, trochę stracha?
Jakubas: Lęk o to, jak zostaniemy odebrani, to naturalna część składowa wrażliwego człowieka. Żeby nie czuć się nim sparaliżowanym, warto sobie uświadomić, że to niemożliwe, by trafić w gust każdego. Komuś moja muzyka się spodoba, ktoś inny wybierze coś innego. Pracując nad utworem, który moim zdaniem ma potencjał poruszenia słuchaczy, żywię nadzieję, że trafi on do niektórych serc i będzie takie grono osób, które posłucha go z przyjemnością, a być może znajdzie tam odniesienie do własnych emocji, a nawet inspirację.
Skorstad: Na swój pierwszy singiel wybrałaś „Flamenco”. Czy dobrze się domyślam, że w tym tańcu jest dla ciebie coś wyjątkowego?
Jakubas: Flamenco poznałam jeszcze na studiach, kiedy to w „Dzwonniku z Notre Dame” miałam grać młodą Esmeraldę. Od razu mnie zauroczył, przez rok kontynuowałam jego naukę w Manhattan School of Music. Uważam go za magiczny taniec i darzę takim samym sentymentem jak hiszpańskie instrumenty, dlatego wspomniałam o nich w tekście. Kiedy Marek Kościkiewicz z Michałem Wojtasem tworzyli aranże do „Flamenco”, zaproponowałam, by uwzględnili gitary, bębny i kastaniety. Efekt dobrze współgra z tekstem, oddaje iberyjską dynamikę i energię. Tekst opisuje dziewczynę, która się zakochała. Miłość konfrontuje ją ze sobą – wątpliwościami, lękami, wstydem – a taniec sprawa, że znajduje w sobie odwagę, by stawić czoła tym emocjom.
Skorstad: W zapowiedzi do „Flamenco” przeczytałam, że jest to dla ciebie utwór wyrażający kobiecą siłę i determinację. Daj się proszę namówić na wspólne filozofowanie i powiedz mi, czy według ciebie kobieca siła różni się czymś od męskiej?
Jakubas: Odważny człowiek to taki, który podejmuje wyzwanie nawet, gdy się boi i w tym kontekście nie widzę różnic płciowych. Oczywiście jako kobieta chcę wesprzeć kobiety, bo rozumiem ich troski i wątpliwości. Wiele utworów na mojej nowej płycie można by nazwać kobiecymi, bo z myślą o kobietach je pisałam. „Flamenco” jest jednym z nich, wkrótce pojawią się też między innym „Uśmiech Mony Lisy” mówiący o naszym wewnętrznym błysku oraz „Wenus moja gwiazda”, w którym tekst opiera się na grze słów nawiązujących do kobiecej siły.
Skorstad: Choć twoje teksty nie mówią tego wprost, to chyba pośrednio opowiadasz w nich o własnych zmaganiach, prawda?
Jakubas: Nie jesteśmy w stanie ani dogłębnie poznać, ani zmienić innych ludzi, ale możemy próbować zajrzeć w siebie. Bywa, że przeżywam trudniejsze momenty i wtedy zwykle zadaję sobie pytanie, dlaczego gorzej się czuję, co wywołało negatywną reakcję i czy potrafię coś z tym zrobić. Z tych wewnętrznych dialogów z samą sobą czepię inspirację. Zdałam sobie sprawę, że przetwarzanie ich na sztukę to jednocześnie rodzaj samoleczenia i próba nawiązania kontaktu z słuchaczem, który być może będzie miał własne odczucia z tym związane.
Skorstad: Masz niecodzienny głos, który mnie kojarzy się z wokalistkami zespołu „Nightwish”. Pamiętasz, kiedy odkryłaś, że posiadasz coś wyjątkowego? Jest taki świadomy moment, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że ma talent i powinien zdecydować, co z nim zrobić?
Jakubas: Dziękuję, to miłe, co mówisz. W rodzinie mamy kilka anegdot związanych z moim zamiłowaniem do muzyki, nie wszystkie mogę zweryfikować. Pamiętam, że gdy byłam na studiach, przechodziłyśmy razem z mamą obok mojego Uniwersytetu Michigan i zobaczyłyśmy stojącą opodal rzeźbę przedstawiającą klucz wiolinowy. Przyznała mi się wtedy, że wyśniła taki, zanim się urodziłam, a w mojej muzykalności dostrzegła jakiś element przeznaczenia. Ze swojej perspektywy wiem, że muzyka zawsze bardzo mnie poruszała. Według mnie ona przemawia bezpośrednio do serca. A świadomy moment decyzji, o który pytasz, zdarzył się kilka lat temu w Paryżu. Trafiły do mnie kompozycje znanego muzyka, do których miałam napisać teksty. Odkryłam wtedy, że tworzenie liryki przychodzi mi dość łatwo. Poczułam, że chciałabym podążać w tym kierunku, rozwijać warsztat. Kolejny zbieg okoliczności sprawił, że musiałam zacząć pisać muzykę. A choć wówczas kosztowało mnie to mnóstwo stresu, dziś jestem ogromnie wdzięczna losowi, że tak się stało. Odkryłam w sobie nowe pokłady możliwości.
Skorstad: Jeśli chodzi o ludzkie talenty, to zwykle zasmucają mnie dwie rzeczy: gdy ktoś swojego nie odkrył i gdy go odkrył, ale nie zdecydował się rozwijać, bo było to zbyt pracochłonne, nużące albo potencjalnie mało opłacalne. Z drugiej strony posiadanie talentu rozumiem jako rodzaj odpowiedzialności, którą czasami wcale nie jest łatwo wziąć na siebie. Jak ty się na to zapatrujesz?
Jakubas: Zgadzam się, że zmarnowany potencjał to duża strata, zaś szlifowanie go to niekończąca się praca. Jeśli jest to talent do śpiewu, to o głos trzeba dbać i trenować go w odpowiedni sposób. Istotną kwestią jest też to, czy mamy szczęście, aby spotkać na swojej drodze ludzi, którzy pomogą nam rozwinąć swój potencjał. Droga do dzielenia się z innymi swoją pasją może być długa. Mówię to na własnym przykładzie. Teraz pracuję z wytwórnią Warner Music i mam jej wsparcie, ale wcześniej sama musiałam dawać sobie szansę. Dużo mnie to nauczyło. Kiedy musisz się nauczyć wierzyć w to, że twoje marzenie może się spełnić dzięki wytrwałej pracy, to potem łatwo się nie poddajesz. Przez długi czas energię do działania dawało mi głównie przeświadczenie, iż mam innym coś ciekawego do zaoferowania. Ważne było też wsparcie moich rodziców.
Skorstad: Większość rodziców słyszy od dzieci, że chciałyby być nowym Messim albo nową Shakirą, ale nie każdy traktuje to poważnie. Ty chwalisz rodziców za to, że nie uznali arbitralnie, iż kiedyś z tego wyrośniesz.
Jakubas: Mogę mówić o dużym szczęściu, bo akurat rodzina potraktowała moje zamiłowanie na serio. Nieraz słyszałam od mamy, że w moim głosie jest płomień, więc nigdy nie powinnam się poddawać, tylko walczyć o spełnienie marzeń. Dzięki temu wiem, że jeśli dziecko sygnalizuje chęć rozwijania jakiegoś talentu, trzeba mu pomóc. I nie ma znaczenia, czy pewnego dnia ta praca przyniesie sukces czy nie, bo już sam trening zostawia pozytywny ślad, uczy psychicznej dyscypliny. Nie ma znaczenia, czy mówimy o talencie muzycznym, artystycznym czy sportowym. Rozwijanie pozytywnej pasji uczy tego, co nazywam higieną dobrego życia. I kto wie, może pewnego dnia nasze dziecko będzie w stanie dać coś innym poprzez realizowanie swojego talentu?