Piszemy o sztuce, ale obchodzi nas też jedzenie. Stojąc naprzeciwko holenderskich martwych natur, zastanawiamy się więc, co zjeść na kolację.
Tekst: Joanna Zaguła
W tym tygodniu będziemy pisać trochę o sztuce. Ale nie bójcie się, żadnych naukowych wywodów. Sztuka to przecież temat ładny i przyjemny. Będzie więc między innymi o tym, jak się ubrać w obraz, jakie muzea zwiedzać na wakacjach, gdzie szukać sztuki w mieście. A dzisiaj zaczynamy od pytania, czy można zjeść martwą naturę. Odpowiedź nie jest prosta, bo zależy od tego, co na tym obrazie mamy. Nie polecę więc obrabiania dziczyzny, szerokim łukiem radzę też omijać wszelkie wszelkie symbole wanitatywne, jak zegary, czaszki i pióra. Ale już te wszystkie piękne cytrusy, oliwki, owoce morza… Ach. To będą najpiękniejsze obiady na lato. Radzimy, jak wybrać pyszne składniki jak z obrazu i przygotować z nich wszystkich cudowną kolację.
Cytrusy. Wybierajcie najlepiej te ekologiczne, jeśli chcecie jeść z nich skórkę. A nawet one mogą być pokryte woskiem. Więc zanim zabierzecie się do ścierania aromatycznej skórki, wyszorujcie cytrynę i polejcie wrzątkiem. Gruba, pomarszczona skórka, która ładnie wygląda na obrazach i zdjęciach, niestety najczęściej świadczy o dużej zawartości albedo. Mniej więc będzie w takim owocu miąższu i soku, a ich smak może rozczarować niewielką ilością słodyczy. Ale i od tej reguły są odstępstwa. Moim zdaniem, najważniejszy jest zapach. Wielkie pomarszczone cytryny z targów w Walencji czy Palermo, wcale nie były mniej smaczne, a ich zapach wypełniał cały pokój. Więc, jeśli dobrze pachną, to kupujcie!
Oliwa i wino. Nie mogę nawet zacząć pisać o tym, jak je wybierać. To jedne z najciekawszych składników kulinarnych o złożonych smakach. Ale oba te płyny są niezbędne do przygotowania naszej kolacji. I nie myślcie sobie, że jak wino czy oliwę wlewacie do potrawy, to można postawić na taką gorszej jakości. No, owszem, zawsze można. Ale ten smak (i lepszy, i gorszy) będzie wyczuwalny. Wino w tym wypadku koniecznie podajcie białe. Raczej mineralne niż owocowe, wytrawne, ale nie bardzo kwasowe.
Owoce morza. Na obrazie mamy kraba, ale – nie oszukujmy się – w naszym kraju nie będzie wcale łatwo go dostać. Pamiętajcie, że paluszki krabowe nie mają z nim nic wspólnego. W ich składzie znajdziecie tylko przetworzone mięso z ryb. Może lepiej kupić przegrzebki. Oczywiście, najbardziej popularne są krewetki i kalmary, ale smak przegrzebków doda naszej kolacji dużo więcej wyrafinowania. A znajdziecie je na pewno łatwiej niż kraba czy homara.
Pieczywo i oliwki. Podajcie gościom, zanim zaczną się niecierpliwić. Bo taką kolację trzeba przygotowywać na świeżo.
A teraz do roboty. Mamy dla was trzy przepisy:
- Przegrzebki smażone w maśle. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i dodajemy łyżkę masła. Wrzucamy posiekaną skórkę z połowy cytryny. Dodajemy przegrzebki i smażymy po 2 minuty z obu stron. Niech się lekko przyrumienią. Pod koniec smażenia dolewamy spory chlust wina. Doprawiamy do smaku solą. Podajemy z chrupiącą bagietką.
- Przegrzebki duszone w śmietanie. Podsmażamy na oliwie posiekaną szalotkę, dodajemy przegrzebki i smażymy je chwilę. Dorzucamy cieniuteńko pokrojoną marchewkę, potem dodajemy sok z cytryny, pół szklanki wina, sól, posiekany ząbek czosnku, pół pęczka tymianku i szklankę śmietany. Zostawiamy na małym ogniu na koło 15 minut. Wyławiamy tymianek i jemy.
- Carpaccio z przegrzebków. Przegrzebki kroimy w plasterki bardzo cienko. Układamy na płasko na talerzu. Skrapiamy obficie sokiem z cytryny i ścieramy na nie skórkę z limonki. Polewamy dobrą oliwą. Posypujemy solą i tłuczonym różowym pieprzem. Zostawiamy na 2 godziny i podajemy z dobrze schłodzonym białym winem.