Niektórzy przechwalają się, że fake newsy potrafiliby rozpoznać nawet z zawiązanymi oczami. Inni przyznają, że nie mają już pewności, co jest prawdą. Naukowcy przeanalizowali, jak nam idzie rozpoznawanie fałszywek.
Tekst: Sylwia Skorstad
Skłam w sieci, a szansa, że ktoś poda to dalej, wzrośnie o siedemdziesiąt procent w porównaniu do sytuacji, gdybyś powiedziała prawdę. Ponad połowa informacji, jaką obecnie widzimy w sieci, jest co najmniej nierzetelna.
Tylko oficjalnie, według danych Meta, 827 milionów użytkowników Facebooka to boty, czyli automatyczne konta zaprogramowane tak, aby symulowały zachowania człowieka. W praktyce w niektórych dyskusjach prowadzonych na platformie za nawet siedemdziesiąt procent reakcji i interakcji (polubień, udostępnień i komentarzy) odpowiadają boty. Takie są fakty.
Między słowami tłumaczenia z niemieckiego
Kilka tygodni temu jedna z moich znajomych podzieliła się na Facebooku bulwersującym postem napisanym przez kogoś innego. Był to polski komentarz polityczny do problemu rzekomo opisanego przez niemiecki portal. Porównałam informację ze źródłem, komentarz okazał się celową manipulacją. Sprawdziłam profil autorki oryginalnego wpisu, okazała się być rzeczniczką jednej z partii. Jej wpis polubiło dziewięćset tysięcy osób, w tym kilkoro moich znajomych. Nikt z nich nie zadał sobie trudu sprawdzenia, czy niemiecki portal faktycznie napisał to, co „streściła” rzeczniczka w celu udowodnienia, iż najlepszym kandydatem na prezydenta jest ten, za promowanie którego pobiera wynagrodzenie. A może zadał, tylko jego komentarz usunięto? Bardzo możliwe też, że więcej niż połowa polubień i udostępnień zmanipulowanego komentarza to zasługa botów.
Kiedy w 2016 roku Donald Trump po raz pierwszy został prezydentem USA, spopularyzował pojęcie „fake news” i sprawił, że Meta wprowadziła sprawdzanie faktów do swojej polityki. Problem dezinformacji stał się modny nie tylko wśród polityków i dziennikarzy, ale też psychologów i socjologów. Od tego czasu naukowcy opublikowali ponad 4000 prac dotyczących wpływu fałszywych informacji na jednostki oraz społeczeństwo.
Fake newsy, czyli kłamstwo ma skrzydła, prawda złamaną nogę
W 2018 roku udowodniono, że fałszywe informacje rozprzestrzeniają się w mediach społecznościowych szybciej i lepiej od prawdziwych. „Science” opublikowało wtedy analizę przygotowaną przez specjalistów MIT, który przewertowali blisko pięć milionów tweetów. Odkryli, że przeciętnie fałszywa informacja zostaje przekazana na Twitterze przez dziewiętnastu kolejnych użytkowników, podczas gdy prawdziwa tylko przez jedenastu. Prawdziwa informacja na tej platformie docierała do średnio tysiąca odbiorców, podczas gdy nieprawdzie niejednokrotnie udawało się przebić pułap stu tysięcy odbiorców.
Przekonaliśmy się wtedy, że nieprawdę lubimy w sieci powielać jak szaleni. W konsekwencji na wielu platformach społecznościowych teoretycznie zintensyfikowano system sprawdzania faktów, z praktyce zorientowano się, że kłamstwo można zmonetyzować. Teraz Meta, podobnie jak X, wycofuje się z polityki sprawdzania faktów. Factchecking zostaje zastąpiony notatkami społecznościowymi, czyli Community Notes. Od kiedy Elon Musk zamienił Twittera w X, platforma stała się jednym z największych źródeł dezinformacji. Nieważne, ile razy dziennie Anonymous, powołując się na opiewaną przez właściciela wolność słowa, napisze mu w najmniej wyszukanych słowach, co sądzi o jego polityce oraz rozmiarze narządów płciowych. Musk stoi na stanowisku, że każdy ma prawo kłamać, oczerniać i manipulować opinią publiczną tyle, ile potrzebuje. O ile, oczywiście, jest to zgodne z jego interesami.
To tym bardziej niepokojące, że teraz do stworzenia „alternatywnej prawdy”, jak to ją kiedyś nazwał Trump, można użyć sztucznej inteligencji. Warto zatem wiedzieć, jak obecnie jako odbiorcy radzimy sobie z wykrywaniem medialnych fałszywek.
Nie zgłupieliśmy, ale…
W miesięczniku naukowym „Nature Human Behaviour” opublikowano wyniki z badań nad naszą umiejętnością wykrywania fałszywych informacji w mediach. Analitycy wzięli pod lupę te eksperymenty, w których uczestników proszono o odróżnienie prawdy od kłamstwa. Wnioski z metaanalizy 67 badań przeprowadzonych w 40 krajach są częściowo pocieszające.
Większość z nas wciąż potrafi odróżnić medialną prawdę od medialnego kłamstwa. Jesteśmy sceptyczni i częściej zdarza się nam wątpić w rzetelność prawdziwej informacji niż być bezkrytycznym w stosunku do fake newsów.
Zdaniem autorów metaanalizy alarmujące jest jednak to, że tracimy zaufanie do prawdy:„Problemem może być nie tyle naiwność ludzi i ich zbyt łatwe uleganie kłamstwom, ile nadmierna sceptycyzm i niewystarczające zaufanie do wiarygodnych informacji” – piszą w podsumowaniu.
Politycy posługujący się nieprawdą oraz nierzetelne, nastawione wyłącznie na zyskanie wielu odwiedzających portale, znacząco przyczyniają się do tego, że przestajemy ufać prawdzie. Autorzy twierdzą, że opracowując strategie przeciwko dezinformacji trzeba nie tylko uczyć obywateli rozpoznawania kłamstw, ale też znajdowania rzetelnych źródeł wiedzy. Ludzie zaczynają unikać mediów zamiast sprawdzać ich wiarygodność i wybierać takie źródła, które do rozpowszechniania informacji podchodzą etycznie.
Jeśli używamy mediów społecznościowych, każdy z nas powinien obserwować przynajmniej jeden profil sprawdzający rzetelność informacji. W Polsce może to być na przykład Demagog. Czytajmy o fake newsach nawet wtedy, gdy ich treść nas nie interesuje, by trenować zarówno sceptycyzm wobec kłamstwa, jak i zaufanie do prawdy. Na deser natomiast polecam obserwować profil Streszczam clickbaitowe artykuły, żebyś nie musiał klikać, który uczy i bawi jednocześnie.
Źródło: https://www.nature.com/articles/s41562-024-02086-1
https://www.facebook.com/StreszczamClickbait