Na Pomorze zwykle jeździmy latem, by w pełni korzystać z uroków pogody. Od dwóch lat warto pomyśleć o zatrzymaniu się w Trójmieście także jesienią. To właśnie w Gdańsku, na festiwalu Inside Seaside, przez dwa dni toczy się kulturalne i rozrywkowe życie miłośników sztuki i muzyki alternatywnej z całej Polski.
Tekst: Julia Staręga
Festiwale indoorowe to nowość w Polsce
Największym na świecie indoorowym festiwalem jest North Sea Jazz Festival organizowany w Holandii od 1976 roku. To wydarzenie, początkowo niewielkie, z biegiem czasu rozrosło się do 15 scen, 1300 wykonawców i przyciąga blisko 70 000 odwiedzających. Również w Polsce odbywają się podobne wydarzenia. Przykładem jest One Love we Wrocławiu, który w tym roku obchodzi swoje dwudziestolecie. Niestety, trwa tylko jeden dzień, co może pozostawiać odwiedzających z lekkim niedosytem.
Na szczęście rok temu pojawił się festiwal Inside Seaside. Wypełnił na rynku lukę, na którą zapotrzebowanie było ewidentne. To nowy, największy indoorowy nie tylko muzyczny, ale też kulturalny festiwal w kraju. Za jego organizację odpowiada agencja Live wraz z Radiem 357. Jego znakiem rozpoznawczym jest alternatywny program artystyczny obejmujący w szczególności koncerty oraz dyskusje z ludźmi ze świata kultury. Festiwal odbywa się jesienią pod dachem AmberExpo. Trwa dwa dni, a na trzech scenach rozlokowanych na dwóch piętrach koncerty grają znakomici artyści i artystki z kraju i zza granicy.
Zeszłoroczny Inside Seaside obfitował w brzmieniowy mariaż. Wystąpili m.in.: zespół Wojtka Mazolewskiego, Brodka, Tom Odell, Kaśka Sochacka, Nothing But Thieves, Nils Frahm, P.Unity i Dawid Tyszkowski. W tym roku organizatorzy zawiesili poprzeczkę równie wysoko. Headlinerami tegorocznej edycji był pochodzący z Teksasu zespół Black Pumas, wykonujący muzykę spod znaku psychodelicznego soulu i R&B. Nie zabrakło również wyczekiwanej przez wielu post-punkowej formacji IDLES z Wielkiej Brytanii, znanej z brawurowych i intensywnych wystąpień.
Najlepsze koncertowe momenty
Festiwal zakończył się w niedzielę po północy porywającym koncertem zespołu Kerala Dust. Muzycy rozgrzali ERGO Hestia Stage, zamieniając ją w dancefloor najwyższej klasy. Przed nimi na głównej Gdańsk Stage wystąpili charyzmatyczni Black Pumas z przebojami takimi jak „Colors” czy „More Than a Love Song”. Przez wielu zostali uznani za najważniejszy punkt festiwalowego programu, część zaś oddała to miejsce muzykom z Idles. Trudno się dziwić, bo gdy wokalista grupy Joe Talbot, nawiązując do jednego z singli, zapytał ze sceny „Gdańsk! Czy powinniśmy usunąć G i K, żeby zrobić z tego DANCE?”, było wiadomo, że publiczność da wciągnąć się w ich szaleńczy, muzyczny chaos. Lee Kiernan uprawiał crowdsurfing, Mark Bowen tańczył w tłumie, a słuchacze skakali i śpiewali wraz z nimi do utraty tchu. Miłośnicy brudnego post-punka mogli również zawitać na UPSTAGE, gdzie formacja SPRINTS zagrała bezbłędny koncert bijący frekwencyjne rekordy. Jakby emocji było mało, na zakończenie wokalistka Karla Chubb dokręciła śrubę i rzuciła się na ręce tłumu, wyśpiewując z pełną intensywnością słowa refrenu „Little Fix”.
Na ERGO Hestia Stage wystąpiła Hania Rani, rodowita gdańszczanka, która po serii koncertów na świecie na moment wróciła do Polski. Zaprezentowała m.in. kompozycje z ostatniego albumu „Ghosts” – poruszające „Don’t Break My Heart” oraz „Thin Line”. Przebojowi muzycy Warhaus z Maartenem Devolderem na czele wpuścili słuchaczy do świata, w którym królowało romantyczne napięcie znane z utworów „Love’s a Stranger” czy „Fall in Love With Me”. Muzykom nie przeszkodziła nawet usterka techniczna w trakcie wykonywania „Desire” – publiczność szybko zareagowała wypełniając ciszę oklaskami. Potężny finał w postaci kosmicznego popisu sekcji dętej w numerze „Beaches” i Maartena oświetlającego reflektorem każdego z muzyków to moment, który zostanie w pamięci festiwalowiczów na długo.
Coś dla miłośników kina i rozmów
Poza koncertami na odwiedzających czekał szereg fantastycznych wydarzeń. W tym roku na pierwszym piętrze w Kawiarni Kulturalnej dziennikarze prowadzili rozmowy z artystami (m.in. z Kasią Lins, Hanią Rani, Spiętym czy Nene Heroine). W Strefie Radia 357 tłumy słuchały dyskusji z ludźmi ze świata mediów i sportu – Anitą Werner, polskimi paraolimpijczykami i Zbigniewem Hołdysem. Nie zabrakło również atrakcji dla miłośników filmu. W specjalnie zaaranżowanych na potrzeby festiwalu salach kinowych odbyły się pokazy filmów takich jak „The Birthday Party: Bunt w niebie” (o pierwszym zespole Nicka Cave’a) czy „W ogniu. Historia Anity Pallenberg” (bogini rock’n’rolla, nazywanej „szóstym Stonesem”).
Co robić na Inside Seaside między koncertami?
Przestrzeń festiwalowa jest duża, ale nie na tyle, by się w niej zgubić. Każde z miejsc jest dobrze opisane i oznakowane. Dzięki temu nawet w największym tłumie po każdym z koncertów można bezpiecznie przejść do konkretnego miejsca. Które były najciekawsze?
Na pierwszym piętrze, niedaleko sceny UPSTAGE, znajdowała się przestrzeń Targów Plakatu. Liczne stoiska projektantów i projektantek graficznych przykuwały uwagę odwiedzających. Ze swoimi pracami pojawiła się m.in. Adela Madej specjalizująca się w wyrazistych i kolorowych plakatach oraz Katarzyna Belczyk, która urokliwymi „rysunkami o nieradzeniu sobie” podbiła Instagram (@potato_face_stories).
Ci, którzy chcieli odpocząć od muzycznych wrażeń, mogli udać się do Świetlicy 357 i pograć w ping-ponga oraz podpisać umieszczone na ścianach płyty winylowe. Na miłośników mody na parterze czekała nowość tegorocznej edycji, czyli strefa mody z ubraniami od najciekawszych polskich projektantów. Z kolei dla fanów słowa pisanego i amatorów kolorowych skarpetek swoje stoisko przygotował gdański Instytut Kultury Miejskiej.
Inside Seaside to festiwal, który odczarowuje jesienną chandrę
Wyróżnikami Inside Seaside są przede wszystkim bardzo dobra organizacja, znakomity, światowy lineup, bogata oferta paneli dyskusyjnych oraz wydarzeń towarzyszących. Jako festiwal indoroowy ma tę przewagę nad letnimi, że jest całkowicie niezależny od warunków atmosferycznych. Ma to szczególne znaczenie jesienią, gdy pogoda za oknem bywa niesprzyjająca i raczej studzi, niż rozgrzewa serca i uszy. Na szczęście z pomocą przychodzi muzyka.