Pocieszenie kogoś, kto czuje się zmartwiony lub rozdrażniony jest łatwiejsze niż nam się wydaje. Nasze emocje okazują się niekiedy lepsze od udzielania dobrych rad.
Tekst: Sylwia Skorstad
Kiedy ktoś opowiada nam o swoich problemach, często nie wiemy, jak zareagować. Może powinniśmy powiedzieć, żeby się uspokoił, bo jego kłopoty są z pewnością tylko przejściowe? Czy oczekuje od nas dobrych rad? Co będzie, jeśli poradzimy mu niewłaściwie, a on potem zrzuci odpowiedzialność na nas? Może najbezpieczniej byłoby po prostu zabrać go na kawę?
Badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Penn State dowodzą, iż najskuteczniej działa nie rada, kawa, czy zapewnienia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ale coś zupełnie innego. Raport z eksperymentu opublikowano w lutym na łamach czasopisma naukowego „Journal of Communication”.
W tym amerykańskim badaniu wzięło udział 325 osób, które właśnie przechodziły przez trudny etap w życiu małżeńskim. Naukowcy poprosili je, aby ocenili różne komunikaty zwrotne i wybrali te, które wydają im się najmniej i najbardziej wspierające.
„Wyluzuj”? Nie tędy droga!
Okazuje się, że najgorszym pomysłem, na jaki możemy wpaść, chcąc kogoś pocieszyć, jest zaprzeczanie jego emocjom. Komentarze takie jak: „Czy ty czasem nie przesadzasz?”, „Nie rozumiem, czym się martwisz, na przykład chorzy na raka to dopiero mają problem!” albo „Wyluzuj, to nie koniec świata.”, osiągną skutek odwrotny od zamierzonego.
Nawet jeśli nasz rozmówca faktycznie zdaje się przesadzać, nie będziemy w stanie pomóc mu, by dostrzegł jasne strony sytuacji poprzez przekonywanie, że powinien zacząć się czuć inaczej. Takimi komunikatami zatrzaskujemy drzwi prowadzące do skutecznej komunikacji. Druga strona odbiera je jako mało empatyczne, niekiedy pouczające lub naznaczone potrzebą dominacji.
Nikt nie ma ochoty otwierać się przed kimś, kto uważa, że wie wszystko lepiej, gdy sprawa dotyczy cudzych emocji.
Wujek i ciocia „dobra rada”
Mało skuteczną strategią ofiarowywania mentalnego wsparcia jest też automatyczne serwowanie gotowych pomysłów na rozwiązanie sytuacji, szczególnie na wstępnych etapach rozmowy. W większości prywatnych relacji interpersonalnych, w których rozmówcy znajdują się na równoważnych pozycjach (jedno nie podlega drugiemu) zwierzenia nie mają na celu wspólnego znalezienia konkretnego rozwiązania. Dzielimy się troskami, bo chcemy zostać usłyszani, lepiej usłyszeć i zrozumieć samych siebie, a dopiero potem opracować strategię radzenia sobie z kłopotem.
Istnieją też takie sytuacje, w których żadna konkretna rada nie jest potrzebna. Kiedy ktoś zmaga się na przykład z poczuciem straty (stanowiska w pracy, partnera, stabilizacji, prestiżu), nie trzeba mu natychmiast oferować czegoś w zamian, czyli udzielać dobrych rad życiowych. Trudno jest się pożegnać, odmawiając sobie prawa do przejścia etapu smutku. Udawanie, iż nic się nie stało i strata była niewielka, nikogo nie uzdrowi. Czas na konkretne rozwiązania i budowanie czegoś przychodzi wtedy, gdy jesteśmy gotowi uronić łzę nad tym, co minęło.
Dobra rada jest zatem cenna, jednak dopiero na końcu i wyłącznie wtedy, gdy rozmówca o taki rodzaj wsparcia poprosi.
„Rozumiem cię” – bingo!
Z amerykańskich badań wynika, iż najbardziej skuteczną strategią zapewniania psychicznego komfortu komuś będącemu w stresie jest wyrażenie zrozumienia dla jego uczuć. To nic trudnego, wystarczy powiedzieć na przykład:
– Widzę, że to jest dla ciebie trudna sytuacja, opowiedz mi więcej.
– Przykro mi, że coś takiego cię spotkało.
– Rozumiem, dlaczego to cię tak zestresowało.
– Przejmuję się tym, jak się teraz czujesz.
Albo choćby:
– Wiesz, nie umiem powiedzieć nic mądrego, ale domyślam się, jak się czujesz, też mam za sobą trudne doświadczenia, więc chętnie tu z tobą posiedzę i posłucham cię.
Z opowiadaniem o własnych przeżyciach trzeba być ostrożnym. Dozowane odpowiednio przykłady z własnej biografii mogą zbudować zaufanie oraz pomóc rozmówcy się otworzyć. Jeśli jednak zaczniemy gadać głównie o sobie, pocieszymy raczej siebie niż rozmówcę.
Ważne jest okazanie swojego zainteresowania poprzez zadawanie pytań. To lepsze od potakiwania i serwowania dobrych rad. Właściwie pytania mogą sprawić, iż rozmówca lepiej zdefiniuje swój problem i zacznie sam zastanawiać się, jak go rozwiązać.
Zrozumienie, a nie potwierdzenie
Trzeba podkreślić, że okazywanie psychicznego wsparcia nie polega na przyznawaniu komuś racji bez względu na okoliczności. Wykazanie zrozumienia dla emocji rozmówcy nie ma nic wspólnego z automatycznym potakiwaniem i zapewnianiem: „o tak, zgadzam się, ale z niego koncertowy osioł!”. Zamiast tego lepiej powiedzieć: „Tak, widzę, że czujesz się bardzo zawiedziona. Masz ochotę spojrzeć na sytuację szerzej? Zastanawiam się, jak to wyglądało również z jego strony.”
Źródła:
https://academic.oup.com/joc/article-abstract/70/1/13/5739595?redirectedFrom=fulltext
Uniwerek https://www.psu.edu/