Rozbite kolano i lizak na pocieszenie. Pobieranie krwi i cukierek wręczony przez pielęgniarkę. Popsuta zabawka i porcja tortu czekoladowego. Od najwcześniejszych lat wielu z nas w chwili smutku, nieszczęścia pocieszanych jest słodyczami.
Tekst: Dorota Minta, psycholog kliniczny, psychoterapeutka
Poczucie przyjemności, które się pojawia po solidnej porcji lodów, ma zagłuszyć negatywne emocje. I ani się nie obejrzymy, kiedy wyrabia w nas odruch kojenia wszelkich nieszczęść słodyczami, jedzeniem. Później, w dorosłym życiu działamy już odruchowo. Zranione serce i pudełko lodów, niepowodzenie towarzyskie i wyjadane prosto ze słoika konfitury. Utrata kogoś bliskiego, utrata pracy, nie zdane egzaminy… Można mnożyć liczne przykłady.
Lepsze kino niż lody
Zapewne wiele z nas przypomina sobie takie epizody ze swojego życia. Nieświadomie stosujemy tę pozornie dobrze działająca pseudo-terapię wobec siebie i bliskich. Smutku, nieszczęścia nie da się zagłuszyć zjedzeniem nawet tuzina tortów bezowych. O złych zdarzeniach w swoim życiu trzeba rozmawiać, analizować to, co się zdarzyło, szukać przyczyn, ale przede wszystkim wyciągać wnioski. Są rzecz jasna w naszym życiu zdarzenia tragiczne, zapewne w różnym wieku, miewają one różne formy. Ale zamiast kupować dziecku na pocieszenie podwójną porcję lodów, porozmawiajmy z nim. Porzuconą przez chłopaka przyjaciółkę lepiej przytulić, wyciągnąć do kina albo na długi spacer, przegadać z nią całą sytuację. Mężowi, który poniósł porażkę, nie pomoże podwójna porcja ulubionych pierogów. On potrzebuje wsparcia, naszej wiary w niego, pomocy w poukładaniu swoich spraw na nowo. Smutki przyduszone jedzeniem pęcznieją, rozrastają się i atakują nas potem w niespodziewanym momencie podwójnie. Dlatego rozmawiajmy z bliskimi osobami
o naszych porażkach, smutkach, nieszczęściach. Pozwólmy sobie pomóc, prośmy o ich wparcie. To nie wstyd, a okazanie zaufania, jakim ich darzymy. Sięgajmy po pomocną dłoń, a nie czekoladki.