Ekspansja ludzkości na inne planety to pomysł rozpalający wyobraźnię. Jest z tym jednak problem, którzy rzadko poruszają twórcy filmów s-f. Seks w kosmosie to naprawdę trudna sprawa.
Problemem prokreacji w czasie podróży kosmicznych zajął się popularny serwis BuzzFeed, bazując na tym, co współcześnie wiemy. NASA twierdzi, iż jak dotąd w kosmosie nie doszło do próby zbliżenia seksualnego, chociaż już wielokrotnie na stacje kosmiczne wysyłano załogi mieszane. Kosmonauci są pod stałą obserwacją kamer, a to nie sprzyja miłosnym igraszkom, a poza tym badanie kwestii związanych z seksem i prokreacją nigdy nie stały priorytetem agencji kosmicznych. Na razie wiemy na pewno, że pod względem fizjologicznym seks byłby nie lada wyzwaniem.
Penis a mikrograwitacja
Po pierwsze, w kosmosie ludziom spada libido. Z niezbadanych jeszcze powodów u mężczyzn zmniejsza się poziom testosteronu i do normy powraca dopiero po powrocie na Ziemię. U pań natomiast występuje problem z nawilżaniem. W ziemskich warunkach podniecenie seksualne skutkuje zwiększonym wydzielaniem śluzu w pochwie, w kosmosie natomiast ten proces jest powolniejszy i mniej efektywny.
Drugi kłopot to wpływ mikrograwitacji na erekcję. Zdaniem fizyka i astronoma doktora Johna Millisa, podczas podróży kosmicznych i pobytu na stacjach orbitalnych mężczyźni notowaliby więcej problemów z erekcją niż na Ziemi.
– Technicznie to możliwe, by mieć erekcje w kosmosie, ale napełnienie penisa krwią w warunkach odmiennej grawitacji, to wyzwanie dla organizmu – powiedział „BuzzFeed”.
Kolejna trudność to wydatkowanie energii. W kosmosie ludzkie ciało staje się z czasem coraz słabsze, masa mięśniowa spada nawet mimo ćwiczeń. Aktywność wymagająca od serca szybszej niż zwykle pracy byłaby dla kosmicznych podróżników męcząca. Minuta seksu w kosmosie mogłaby być odczuwalna jak dziesięć minut na Ziemi.
Praktycznie niemożliwe
Do tego dochodzi szereg problemów praktycznych. W warunkach zerowej grawitacji nie da się w pełni kontrolować ruchów ciała, uniesieni podnieceniem kochankowie mogliby więc podczas dryfowania boleśnie się poobijać. Każdy ich ruch oddziałujący na ciało drugiego, nawet delikatne dotknięcie dłonią, skutkowałby nieprzewidzianą reakcją. Na ich ciałach tworzyłyby się jeziora potu, który nie spływałby, ale gromadził na skórze. Seks przypominałby raczej trudną misję do wykonania niż spontaniczną przyjemność. I zapewne nie raz padałoby stwierdzenie „Houston, mamy problem”.
I co najważniejsze – nie wiadomo, czy w kosmosie w ogóle może dojść do zapłodnienia i zagnieżdżenia zarodka w macicy. Jeśli nawet, to nie wiadomo, jak odmienna grawitacja wpłynęłaby na rozwój płodu. Na razie wieloletnie kosmiczne misje kolonizacyjne możemy więc sobie wybić z głowy. Dzieci z tego nie będzie.