Atrakcyjność seksualna to dziesiątki czynników, które wpływają na to, czy wydamy się komuś godni pożądania. Nad niektórymi mamy kontrolę, nad innymi w ogóle, a część z nich jest naprawdę zaskakująca.

Tekst: Sylwia Skorstad

Choć rzadko wyrażamy to wprost (na przykład wypełniając ankiety dotyczące pożądanych przez siebie przymiotów), to wszyscy pragniemy być atrakcyjni fizycznie. Marzy się nam, by bez większego wysiłku wzbudzać pożądanie u innych. Ot, tak wyjść z łóżka rano i wyglądać równie uroczo, jak te szczuplutkie, odrobinę potargane bohaterki filmów w kolorowych piżamach, które zapomniały wieczorem zmyć makijaż i jakimś cudem nic im się do rana nie rozmazało.

Próbując być szczerzy ze sobą w tym temacie, mówimy sobie, że atrakcyjność fizyczna pomaga w życiu. Ładni ludzie dostają lepsze posady, płacą mniejsze mandaty i statystycznie rzecz biorąc, mają więcej pieniędzy. Jednak tak naprawdę pożądamy urody z powodu seksu. Miło by było robić dobre wrażenie na każdym, prawda? Ach, móc tak pójść do baru i wybierać w kandydatach wodzących za nami pożądliwym wzrokiem!

Jednak jeśli chodzi o wzbudzanie pożądania, to wszystko jest naprawdę skomplikowane.

Biologii nie oszukasz

To, czy wzbudzimy w kimś pragnienie seksu, zależy od tak wielu różnych czynników, że nawet po przejściu licznych i bajecznie drogich kursów robienia dobrego wrażenia, nigdy nie moglibyśmy być stuprocentowo pewni swojego towarzyskiego sukcesu.

Po pierwsze, o tym, czy ktoś wpisze nas na listę swoich potencjalnych partnerów seksualnych, decyduje biologia. Wydzielany przez nas zapach informuje o ewentualnym stopniu pokrewieństwa, obręcz na tęczówce oka o naszym wieku i stanie zdrowia, układ zmarszczek o nastrojach, jakie często nam towarzyszą, sylwetka ciała o zdolnościach reprodukcyjnych. Co więcej, w grę wchodzi też, na którą godzinę ustawiony jest biologiczny zegar tej drugiej strony. Jeśli na przykład ktoś spotka nas, będąc w stanie fizjologicznego pobudzenia (po wysiłku fizycznym, w momencie zagrożenia), to może się zdarzyć, że przyspieszone bicie własnego serca pomyli z pociągiem seksualnym do nas. Ludzie, na jakich wpadamy, będąc na najwyższych fizjologicznych obrotach, wydają nam się dużo bardziej sexy od tych, jakich mijamy na przykład w bibliotece.

W przypadku kobiet najważniejszą biologiczną rolę odgrywa cykl miesięczny. Ci sami ludzie, których uznamy za bardzo atrakcyjnych w dniach towarzyszących owulacji, mogą nie zrobić na nas żadnego wrażenia na dwa dni przed miesiączką.

W nastroju do flirtu

Stan ducha również odgrywa istotną rolę w procesie kategoryzowania nowopoznanych ludzi wedle kryterium atrakcyjności. Z badań wynika, że im lepszy mamy danego dnia nastrój, tym wyższe noty przyznajemy innym na skali atrakcyjności seksualnej. Sprowadzając rzecz do sedna – jeśli obiekt twoich westchnień właśnie dostał informację o awansie, to dziś masz większą szansę oczarowania go niż w dniu, w którym go wyleją.

Znaczenia ma też fakt, na ile dana sytuacja społeczna wydaje się wyjątkowa. Im silniejsze wrażenie, że okazja nigdy się nie powtórzy, tym bardziej potencjalni partnerzy wydają się sobie atrakcyjni. To tak zwany efekt „zamknięcia baru”. Im bliżej do końca imprezy, tym więcej osób znajduje partnerów na wieczór. „Potem umrzemy i będzie po sprawie” – myślimy gorączkowo. Przy okazji warto zauważyć, że niejedna para doświadczyła wyjątkowo gorącego zbliżenia po uczestniczeniu w… ceremonii pogrzebowej.

Bruneci od orgazmów

Nasza seksualna biografia też znacząco wpływa na kryteria, jakie stosujemy do oceny atrakcyjności seksualnej. Ta kwestia w porównaniu z innymi jest stosunkowo prosta – jeśli w przeszłości uprawiałaś satysfakcjonujący seks z wysokim brunetem o chrapliwej barwie głosu, twój mózg będzie kojarzył seksualną satysfakcję z atrybutami: wysoki, brunet, chrapliwy głos. Mężczyźni posiadający te przymioty, będą od tej pory bez kolejki przepuszczani przez mózg do pierwszej grupy potencjalnych kandydatów na partnerów seksualnych (choć obiektywnie nie mają wyższych od przeciętnej kwalifikacji, aby doprowadzić cię do orgazmu).

Czynniki kulturowe również odrywają znaczącą rolę w ocenianiu atrakcyjności seksualnej. Na przykład kultura zachodnia preferuje u kobiet szczupłość, podczas gdy w kulturze wschodniej u płci pięknej ceni się okrągłe kształty. 85% ludzi o białej karnacji skóry fantazjuje o seksie z przedstawicielami własnej rasy, podczas gdy na przykład ponad połowa zamieszkałych w Ameryce Azjatów za najczęstszy obiekt pożądania stawia osoby o odmiennej rasie i karnacji.

Dla każdego kogoś seksownego

Wniosek z badań nad atrakcyjnością prowadzonych w różnych dziedzinach nauki jest taki, że choćbyś była seksowna jak Monica Bellucci, nie każdy zwróci na ciebie uwagę. Nie istnieje idealna recepta na oczarowanie obiektu naszego pożądania, bowiem wzajemne przyciąganie to skomplikowana, wielowarstwowa gra. Nie przejmuj się zatem, jeśli twoje usilne starania zdobycia czyjejś uwagi spełzły na niczym. Odrzucenie nie musi oznaczać, że jesteś mało atrakcyjna. Czasami może chodzić wyłącznie o to, że 20 lat wcześniej jakaś kobieta o fizycznych atrybutach podobnych do twoich, zaśmiała się w łóżku z jego penisa.

Warto też zwrócić uwagę, że jeśli w grę wchodzi tak wiele czynników, to znaczy, że każdy z nas ma szansę na udany seks. Bo to jest sexy, co się komu podoba.

1 komentarz
  1. Taa żeby ktoś w nas widział cel do wykorzystania wcale nie trzeba sie wysilać. BA trzeba się wysilić, żeby udowodnić że NIE jesteśmy do wykorzystania.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.