Będę dbać o zdrowie, zacznę systematycznie ćwiczyć, schudnę, nauczę się angielskiego, przestanę krzyczeć na dzieci, zacznę spędzać więcej czasu z rodziną… Już od Nowego Roku! Znacie takie postanowienia noworoczne? A zdarzyło się, że były dla Was raczej źródłem „doła” i obniżenia samooceny, niż mobilizacji i radości życia?


Media kreują obrazy idealnych ludzi – matek, kobiet, ojców, menedżerów, itp. Nierzadko jest to wzmacniane przez tzw. „literaturę fachową”. I nic dziwnego – autor piszący o tym jak być np. „idealną” matką rzadko uwzględnia fakt, że ta sama kobieta chciałaby być także doskonałą żoną, fantastyczną kochanką, świetną menedżerką itd. A my czytamy kilka „poradników”, oglądamy reklamy pełne modelek i próbujemy połączyć to wszystko w chodzący ideał. Nie zastanawiamy się jak często autorzy mądrych poradników mają pustkę w głowie i z niepokojem szukają pomysłów. Zwykle niewiele wiemy o tym, jakimi są rodzicami. Nie widzimy również chandry modelek samotnie dziobiących wieczorem listek sałaty lub wyciskających z siebie siódme poty pod okiem surowego instruktora fitness. W efekcie wydaje nam się, że to wszystko da się połączyć. Więcej – że powinniśmy być w stanie to zrobić, bo przecież inni potrafią. Choć gdyby się spokojnie zastanowić… Otóż wyobraź sobie, że:

  • wstajesz rano, budzisz dziecko i męża, robisz im śniadanie, wyprawiasz męża do pracy (w międzyczasie pomagasz mu dobrać krawat!) i odwozisz dziecko do szkoły /przy dobrej organizacji 2 godziny/;
  • jedziesz do pracy (naturalnie rano zdążyłaś zrobić makijaż i elegancko się ubrać) gdzie spędzasz około 8-9 godzin sumiennie pracując i przyjaźnie wspierając swoich podwładnych oraz dobrze traktując przełożonych i ich pomysły /z dojazdem blisko 10 godzin/;
  • wracasz w korkach z pracy (załóżmy, że dziecko ze szkoły odebrała babcia lub fantastyczna niania, którą z trudem znalazłaś), w samochodzie słuchasz angielskich słówek, bo kiedyś musisz; po drodze robisz szybkie zakupy /blisko 2 godziny/;
  • gotujesz obiad, odrabiasz z dzieckiem lekcje, przygotowujesz sobie i mężowi ubranie na następny dzień (bądźmy litościwi – załóżmy, że skoro tak ciężko pracujesz to masz pomoc do sprzątania i prasowania) /przynajmniej 2 godziny/;
  • jesz z rodziną obiad przegadując z nimi jednocześnie bieżące sprawy, naczynia wrzucasz (szczęściara!) do zmywarki /minimum 1 godzina/;
  • twoja córka właśnie się po raz pierwszy zakochała, a syn jest wściekły na matematyczkę, bo go niesprawiedliwie oceniła więc poświęcasz czas dzieciom (ty zajmujesz się zakochaniem, sprawę matematyczki przekazujesz mężowi) /jak dobrze pójdzie to ½ godziny/;
  • czytasz książkę lub prasę (przecież trzeba być „na czasie”) albo przeglądasz swój podręcznik do angielskiego ćwicząc jednocześnie na rowerku lub bieżni (masz takie urządzenie w domu bo jesteś realistką i wiesz, że na siłownię nie zdążysz…) /z przygotowaniami i prysznicem po ćwiczeniach minimum 1 godzina/;
  • rozmawiasz przez telefon z przyjaciółką (przecież trzeba utrzymywać jakieś kontakty; z rodzicami już pogadałaś w czasie jazdy samochodem), jednocześnie robisz sobie manicure (bo i tak już oczy Ci się zamykają…) /z suszeniem lakieru 1 godzina?/;
  • wypijasz wieczorną herbatę żeby trochę „wyhamować” po tak aktywnym dniu /ok. ½ godziny/;
  • z przyjemnością zmierzasz w kierunku łóżka gdzie czeka twój kochany mąż… jakoś dziwnie nie masz ochoty na seks… zaraz, zaraz… która to godzina?

 

Policzyłaś? Jeśli w prawdziwym życiu udaje Ci się wszystkie te zadania zmieścić w czasie krótszym niż 20 godzin to już zasługujesz na tytuł: Geniusz Sprawnej Organizacji! I według mnie w ramach Noworocznych Postanowień warto byś raczej zastanowiła się czy, jak i z czyją pomocą możesz zorganizować swój czas tak, by mieć ochotę na ten ostatni punkt programu. Albo na inne, na które masz ochotę (od wizyty u kosmetyczki, poprzez dowolne hobby po bliższe kontakty z rodziną lub szkolenia zawodowe czy studia).


A jeśli robić to jak?

Czym są noworoczne (i „pokrewne” – te …od nowego roku szkolnego, …od przyszłego tygodnia, …od początku miesiąca itp.) postanowienia? Jak nimi „zarządzać” by były mobilizacją a nie kolejną porażką? Zachęcam do zrobienia „przeglądu retrospektywnego” dotychczasowych postanowień. Sięgnijcie, Miłe Republikanki, pamięcią wstecz i odpowiedzcie sobie uczciwie na parę pytań:

  • Jakie postanowienia robiłam?
  • Które z nich faktycznie zrealizowałam lub chociaż zaczęłam realizować? Zaczęłam porządnie! 2 dni diety, ćwiczeń lub niepalenia się nie liczą.
  • Które z nich to początek drogi do sukcesu? Jak ten sukces osiągnęłam – co zrobiłam, w jaki sposób? Jak się z tym czułam?
  • O jakich postanowieniach natychmiast zapomniałam? Jakich nie zrealizowałam? Dlaczego? – czy były nierealistyczne (zrzucę 20 kilo w 3 miesiące…), czy tak naprawdę nie miałam chęci (przestanę palić…) ich realizować? Jak się potem czułam?

 

Nie rób sobie tego

Wydawałoby się, że jak człowiek uzgadnia coś sam ze sobą to powinien to robić szczerze. Właśnie – wydawałoby się. Tymczasem w rzeczywistości tzw. noworoczne postanowienia nierzadko są sposobem na odsunięcie od siebie poczucia winy. Obiecujemy sobie, że coś zrobimy KIEDYŚ i dzięki temu TERAZ możemy sobie pozwolić na działania niezgodne z własnym przekonaniem lub z wyobrażonymi (to nie zawsze oznacza „faktycznymi”) oczekiwaniami innych. Tego rodzaju postanowienie jest pewnego rodzaju przymusem („autoprzymusem”?) i mechanizmem chroniącym nas przed poczuciem winy TERAZ. Tylko co będzie KIEDYŚ? Ano właśnie – nie myślimy o tym, że nie zrealizujemy danej samej sobie obietnicy i nie zastanawiamy się nad swoim przyszłym w związku z tym samopoczuciem. Efektem jest nierzadko chandra, poczucie niższości i małej wartości, przekonanie typu „nie potrafię”, „nie radzę sobie”. A stąd już tylko krok do obniżenia samooceny. I po co to wszystko?

Zastanów się zanim zrobisz postanowienie – czy faktycznie tego chcesz, po co ci to? Czy to Twoja szczera potrzeba czy potrzeba kogoś innego? A jeśli kogoś innego, to czy faktycznie zależy Ci na jej zaspokojeniu? Nie pakuj się w złe samopoczucie na własną prośbę… Zrób selekcję postanowień i obietnic zanim je poczynisz!

 

Daj sobie szansę

Pomyśl o czymś, na czym na prawdę Ci zależy. Zachęcam do wybrania czegoś egoistycznego, co Tobie zrobi przyjemność. I zdefiniuj tę przyjemność! Bo np. zrzucenie 10 kg to coś innego niż zmieszczenie się w te fantastyczne dżinsy, w których wyglądasz jak bogini; niekrzyczenie na dzieci różni się od wygospodarowania czasu (np. codziennie godzina lub choćby pół) na fajną zabawę z pociechami (efekt: lepsza relacja + większe zaufanie + brak potrzeby zwracania na siebie uwagi = grzeczniejsze dzieciaki + mniej krzyczenia).

Jeżeli już decydujesz się (świadomie!) na postanowienie, którego wynikiem będzie Twój trud włożony w zrobienie przyjemności komuś lub zaspokojenie czyichś potrzeb, to zastanów się, dlaczego tego chcesz i czy jest szansa, że ten „ktoś” to faktycznie doceni… Bo jeśli nie to właściwe dlaczego miałabyś się starać? Uwaga – tego rodzaju postanowienia wymagają szczególnie dużej uczciwości wobec samej siebie:

  • Kogo uszczęśliwisz gotując codziennie świeży obiad? Męża, syna – głodomora? Jesteś pewna, że oni tego chcą? A może wolą spędzić z Tobą czas i 2-3 razy w tygodniu poprzestać na odgrzanej zupie? Kto ma do Ciebie pretensje o to, że nie gotujesz? Ty sama, mąż, syn, teściowa, Twoja matka? Kto Ci wpoił, że „porządna gospodyni” codziennie robi dwudaniowy obiad? Czy na pewno chcesz robić postanowienia i czynić wysiłki aby tę osobę uszczęśliwiać? Jeśli tak to ok. Jeżeli nie… to raczej zrób coś dla siebie! I jeszcze jedno – starania warto wkładać w zdobywanie osiągalnego celu.
  • 20 kilo mniej w 3 miesiące? Na pewno chcesz się katować? A gdyby tak chudnąć 3-4 kilo miesięcznie? 4 kilo to jeden rozmiar ubrania! I jak chcesz to zrobić? Wolisz więcej się ruszać czy mniej jeść? Jak lubisz się ruszać? Z jakiego jedzenia będzie Ci najłatwiej zrezygnować? Czym to zastąpisz?
  • Siłownia codziennie? Jak się będziesz czuła pod koniec pierwszego tygodnia? Czy na pewno tak się czuje ktoś kto jest „fit”? Może jednak zacznij od 2 razy w tygodniu… A może nie siłownia tylko basen lub taniec… Co naprawdę lubisz?
  • Lekcje angielskiego? Super pomysł! Jak lubisz się uczyć? Ile czasu możesz na to poświęcić? Dasz radę zrobić pracę domową czy wolisz pracować tylko na lekcjach? A co możesz robić między zajęciami? Może to jest słuchanie słówek albo tłumaczenie tytułów czy tekstów piosenek, może oglądanie filmów w oryginalnej wersji językowej a może pomaganie dziecku w odrabianiu lekcji? Wybierz taki sposób nauki, który będzie Ci łatwiej „wpasować” w Twoje zwyczaje i zamiłowania.

Jak widzicie wcale niełatwo jest robić noworoczne postanowienia… Ale jeśli się jednak zdecydujesz a potem cel podzielisz na mniejsze kroki i zaplanujesz nie tylko „co?” lecz także „jak?” to satysfakcja (niemal) gwarantowana.

Trzymamy kciuki!

tekst: Agnieszka M. Staroń
coach, trener, mediator

105 komentarzy
  1. a ja zrobiłam i jak dotąd udaje mi się wytrwać – zero słodyczy i nżt :-)
    pozdrawiam i życzę wytrwałości

  2. Ja jestem ostatnio tak zabiegana, że nawet nie zauważyłam, że jest Nowy Rok. Postanowienie na pewno zrobię. Może znajdę więcej czasu dla rodziny? I nie będę tak biegać i biegać :)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.