Milion dzieci z nowych związków
W roku 2006 rozwiodło się w Polsce 72 tysiące par małżeńskich. W parach tych wychowywało się 63 tysiące dzieci. Tendencja w kraju zgadza się ze światową – liczba rozwiedzionych osób podwaja się mniej więcej co sześć lat. Na czołowe miejsce wysuwa się Hiszpania, gdzie w roku 2006 rozwiodło się 142 tysiące par. Zgodnie z tym trendem, do roku 2012 będzie żyć w Polsce około siedmiuset tysięcy dzieci z małżeństw rozwiedzionych. Przynajmniej dwie trzecie ich ojców zawrze nowy związek. Wkrótce więc pojawi się około miliona dzieci wychowywanych w bardzo specyficznej rodzinnej konfiguracji.
Sytuacja, w której jeden mężczyzna jest jednocześnie ojcem dzieci z dwu kolejnych związków, angażuje co najmniej pięć osób – pierwszą partnerkę, jej dziecko, mężczyznę, nową partnerkę i dziecko z nowego związku. Możemy więc ostrożnie przyjąć, że ta złożona sytuacja stanie się wkrótce w Polsce udziałem nie mniej niż pięciu milionów ludzi. Jest to dwukrotnie więcej osób, niż wyemigrowało do Wielkiej Brytanii.
Czy do takiej coraz powszechniejszej formuły stajemy się coraz lepiej przystosowani, czy może przeciwnie – powoduje ona powtarzające się, typowe i trudno rozwiązywalne problemy?
Poczucie krzywdy
Z punktu widzenia pierwszej partnerki zakończenie związku wiąże się zwykle z rozczarowaniem i obwinianiem byłego męża. Za nadziejami związanymi z mieszkaniem, seksem, gotowaniem, dziećmi, czułością czy wspólnymi wyjazdami kryje się podstawowa obietnica miłości i bliskości – niespełniona z wcześniejszym partnerem. Idea małżeństwa opiera się na micie związku, który może trwać przez całe życie. Choć tylko w tym roku w Polsce rozwiedzie się nie mniej niż 90 tysięcy małżeństw, żadna z par biorących dziś ślub nie zakłada, że za kilka lat ona sama zasili tę grupę. Chcemy wierzyć, że jesteśmy wyjątkiem. Rozstanie, niezależnie od wszystkich realnych niedogodności, jest więc samo w sobie traktowane jak porażka. Od obwiniania drugiej strony o rozpad jest tylko krok do przekonania, że należy nam się odszkodowanie. Poczucie, że druga strona skrzywdziła nas w związku z rozstaniem, jest wśród kobiet i mężczyzn powszechne.
Uchylanie się od płacenia alimentów, uciekanie latami od narastających zaległości, stwarzanie trudności z widywaniem się z dziećmi, demonstracyjne pokazywanie się z nowym partnerem lub partnerką czy odmawianie wyprowadzenia się ze wspólnego mieszkania mimo oczywistej uciążliwości tego dla obydwu stron – takie i inne, irracjonalne na pozór działania byłych partnerów wiążą się często z lepiej lub gorzej uświadamianym poczuciem skrzywdzenia i niejasnym wyobrażeniem o odwecie i odszkodowaniu.
Wejście byłego partnera w nowy związek potęguje poczucie krzywdy. Nawet jeśli nie chcemy już być z tym kimś, wyobrażenie innej osoby na naszym miejscu uruchamia silne emocje. To pierwszy z punktów zapalnych. Wiedza o kimś nowym, kto w jakiś sposób nas teraz zastępuje, staje się pożywką dla porównywania się z tą osobą. Czy daje sobie radę lepiej niż my? Czy jest dla byłego partnera atrakcyjniejsza? Czy on daje jej więcej? Stara się bardziej? Udało jej się skłonić go do tego, do czego ja nie mogłam? Jeśli tak, to w jaki sposób? Jest ode mnie lepsza? Stad krok już tylko do krytycznych myśli na własny temat i do narastającego niepokoju. Wiele osób odreagowuje go wymianą telefonicznych lub esemesowych nieuprzejmości. Zdarza się jednak, że formy odreagowania są bardziej destrukcyjne.
Tego rodzaju zjawiska pojawiają się prawie zawsze. Jeszcze gorzej jest wówczas, gdy nowa partnerka faktycznie przyczyniła się do rozpadu starego związku. Poczucie krzywdy jest wtedy o wiele silniejsze. Wraz z nim większe jest też rozgoryczenie, złość, pogarda dla byłego partnera, a czasem postawa rywalizacji.
Dzieci w dwóch domach
Uczucia tego rodzaju mogą się pojawić, nawet jeśli zakładający już nową rodzinę mężczyzna w stosunku do byłej partnerki zachowuje się fair. W praktyce bywa to jednak niełatwe. Posiadanie dwojga lub więcej dzieci w dwu miejscach jest problemem nie tylko emocjonalnym, ale też finansowym i organizacyjnym. Przyjrzyjmy się przez chwilę mężczyźnie. Uwikłany między dwie rywalizujące kobiety, targany poczuciem winy w stosunku do dzieci z obu związków (żadnemu nie poświęca wszak odpowiednio dużo czasu), oskarżany lub wyklęty przez pierwszych teściów, podejrzliwie traktowany przez drugich, konfrontowany z punktem widzenia własnych rodziców (zwykle odmiennym niż jego własny), hołubiący poczucie krzywdy z poprzedniego związku, usiłujący unikać konfliktów z nową partnerką na tle zazdrości o dawną, często borykający się z problemami finansowymi, mieszkaniowymi, organizacyjnymi… Powiedzmy sobie wprost – sytuacja posiadania dzieci z dwiema różnymi kobietami to głęboki, przewlekły kryzys. Charakterystyczne dla samopoczucia takich mężczyzn jest permanentne przeciążenie związane z oskarżeniami o sprawianie komuś zawodu i ranienie czyichś uczuć. Często spotykaną reakcją jest w takich przypadkach ucieczka w głąb siebie, ciąg alkoholowy, ucieczka fizyczna z całkowitym oderwaniem się od wszelkich zobowiązań lub wybuchy agresji i autoagresji. Kryzys nasila się w kluczowych punktach kalendarza – długi weekend, święta, Nowy Rok, wakacje czy ferie. Każdy z takich momentów wiąże się z dokonywaniem jakiegoś wyboru. Cokolwiek zdecydujemy, ktoś będzie rozczarowany. Podczas gdy u mężczyzny narasta stres, u byłej partnerki rosnąć może poczucie rozczarowania i skrzywdzenia oraz autentyczny niepokój o samopoczucie dzieci. Nasilać to może postawę rywalizacyjną, która zwykle znajduje wyraz w jednej z dwu strategii. Pierwsza – to eskalowanie konfliktu przez wywoływanie poczucia winy. Domaganie się wywiązania ze zobowiązań, czynienie wyrzutów o rozczarowywanie dzieci, złośliwe komentarze lub prezentowanie siebie jako ofiary. Druga – to odcięcie kontaktu w ogóle. Skoro nas nie chciał, my nie chcemy jego.
Błędy, których można uniknąć
Częsty po rozstaniu jest lęk rodziców o dzieci. W jaki sposób zniosą rozłąkę? Nie oszukujmy się. Wszelkie problemy występujące między rodzicami są także kłopotem ich potomstwa. Rozstanie nie jest tu żadnym wyjątkiem. Z tysięcy badań nad dziećmi rozwiedzionych rodziców wynika jeden wniosek – rozwód zawsze będzie problemem, jednak na ile wielkim, zależy od rodziców. Nie będzie tak źle, jeśli ustrzeżesz się kilku podstawowych błędów:
• Przypisywanie dziecku własnych uczuć związanych z rozstaniem. Warto zdawać sobie sprawę z podobieństw, ale i z różnic w przeżywaniu sytuacji przez matkę i przez dziecko. Nie każdy niepokojący objaw w zachowaniu lub samopoczuciu dziecka musi mieć związek z tym, co jest akurat dla matki centralnym życiowym tematem.
• Unikanie rozmowy z dzieckiem. To poważny błąd. Dziecko jest członkiem rodziny i ma prawo wiedzieć, co się dzieje, tak jak wszyscy. Informacje powinny być jednak dostosowane do możliwości intelektualnych dziecka na jego etapie rozwoju. Dla dziecka nie jest istotne, co było przyczyną rozstania, kto jest winny, a kto ewentualnie dopuścił się zdrady. Informacje, które dzieci powinny otrzymać, dotyczą kwestii związanych z nimi samymi – postanowiliśmy się rozstać, bo nie było między nami dobrze, więc tata nie będzie z nami już mieszkał, ale będzie się z tobą widywał wtedy i wtedy. Nie jesteśmy już parą, ale cały czas jesteś dla nas ważny, jesteśmy dla ciebie tatą i mamą i kochamy cię. Zawsze możesz kontaktować się z tatą, kiedy masz na to ochotę. Będziemy mieszkać tu i tu. Jasne i proste, całkowicie zgodne z prawdą komunikaty pozwalają dziecku odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ukrywanie sytuacji powoduje natomiast głębokie i nieodwracalne szkody. Dziecko i tak widzi, co się dzieje. To, czego potrzebuje od dorosłych, to zgodne z rzeczywistością nazwanie tego, co spostrzega. Dziecko może też potrzebować wsparcia. Powinno je dostać. Ma prawo wyrażać swoje uczucia związane z rozstaniem rodziców, a rolą rodziców jest przyjęcie ich takimi, jakie są. Rozmowa o uczuciach dziecka nie powinna być jednak pretekstem do rozmowy o tym, co przeżywa sam rodzic, i do poszukiwania wsparcia u dzieci.
• Oskarżanie byłego partnera o spowodowanie rozwodu. Oskarżenie takie jest czymś zrozumiałym (dokładnie sto procent ludzi po rozwodzie oskarża partnera), jednak zwierzanie się dziecku to nie najlepszy pomysł. Problemy dorosłych są zbyt wielkie na dziecięcy umysł. To nie bliskość, tylko poważne nadużycie. Każda zdrowa psychicznie osoba po rozstaniu odczuwa potrzebę rozmawiania o tym, co się stało, i o swoich przeżyciach z tym związanych. Właściwymi partnerami do takich dyskusji są przyjaciele, rodzice, lub psychoterapeuci. Zawsze znajdzie się ktoś dorosły, kto będzie gotów wysłuchać historii o osobie, która miała być najbliższa, a zawiodła na całej linii. Dziecko jest tu jednak ostatnim człowiekiem na świecie, do którego można z czymś takim się zwracać.
• Wypytywanie dziecka o relacje między byłym partnerem a jego nową partnerką. To wielka pokusa, należy się jednak jej oprzeć. Nawet wynajęcie agencji detektywistycznej jest lepsze, niż wypytywanie dziecka o sprawy drugiego rodzica.
• Dyskusje o swoim związku i rozstaniu z innymi dorosłymi w obecności dziecka, które jest akurat zajęte czym innym. Zadziwiająca jest łatwość, z jaką ulegamy złudzeniu, że dziecko nie słyszy, o czym rozmawiamy, gdy bawi się obok. W rzeczywistości słyszy każde słowo i interpretuje je na własny sposób.
Pytania pomagają
Podstawową metodą radzenia sobie z sytuacją może być przemyślenie, pełne uświadomienie i dokładne nazwanie (w psychoterapii nazywa się to przepracowaniem) własnych uczuć związanych ze stratą. Czy sytuacja, w której się właśnie znalazłaś, jest podobna do czegoś, co znasz? Jeśli istnieje jakieś podobieństwo, to jakie uczucia tamta sytuacja w tobie wzbudzała? Czy porównujesz się z nową partnerką swojego byłego? Czy masz własne plany na życie po rozstaniu, niezależne od osoby byłego partnera? Czy twoje oczekiwania wobec byłego partnera są w tym momencie realistyczne? Jakie są twoje największe obawy? Na ile wynikają one z realnej oceny sytuacji, na ile zaś z rodzinnych mitów i bolesnych, nie odżałowanych do końca doświadczeń z przeszłości? Tego typu pytania są standardowo stawiane w terapii. Nawet jeśli nie zdecydujesz się na nią, warto je sobie w tej trudnej sytuacji zadawać.
tekst: Paweł Droździak