Kilka filozoficznych myśli w tym temacie. Jednych to może rozbawi – co będzie pozytywnym efektem, skoro coraz mniej słońca i jesienny nastaje czas, innych – zdenerwuje i sprowokuje do dyskusji, co będzie również dobrym skutkiem: ożywienie bez picia kolejnej filiżanki małej czarnej.


Według takiego na przykład Schopenhauera, życie musi być z konieczności pasmem cierpień i udręki. Dzieje się tak, ponieważ życie jest ciągłym dążeniem do jakichś celów, do czegoś czego się pragnie i nie posiada. Jeśli się tak dąży i dąży, to powoduje to cierpienie. Ale gdy cel zostanie osiągnięty, znika źródło cierpienia, radość trwa krótko i pojawia się nowe pragnienie. A jak już zdobędziemy co chcemy: majątek, władzę, sławę, to albo pojawią się nowe pragnienia, albo zostaniemy „emerytami życia”, co doprowadzi do jeszcze większego cierpienia – nudy.

Aby jednak nie popaść w pesymizm, można spojrzeć na to wszystko inaczej. Wartość życia nie może polegać tylko na zdobywaniu celów.  Samo działanie również musi dawać radość. Czy spacerujemy, aby gdzieś dojść, czy dla samej przyjemności chodzenia? Czy gramy w jakąś grę po to, żeby wygrać? Z zabawą jest sprawa jasna –  jest wykonywana nie ze względu na cel, ale dla niej samej.

Ha! A co z pracą, skoro jest podejmowana dla jakiegoś celu, to czy to znaczy, że jest cierpieniem?  Czy praca wykonywana jest tylko dla osiągnięcia celu, czy już samo działanie może dawać frajdę? Aby tak było, to praca, którą wykonujemy nie może być zbyt łatwa. Wtedy będzie można wierzyć, że niewielu może ją wykonać lub do niedawna sami nie dawaliśmy rady, a teraz już widzimy nasze postępy. To tak jak z nauką czytania – im  łatwiej dziecku czytanie wychodzi, tym większą sprawia radość, bo do niedawna wydawało się umiejętnością tylko dorosłych.

A co jeśli nasza praca jest łatwa i pospolita? Ba, i na dodatek wykonywana bez radości z osiągniętego skutku? Na przykład praca biurowa – co za radość z przepisanego tekstu, policzonych danych, zaksięgowanych faktur… Wydaje się, że radosny jest tylko dzień wypłaty, a nie 19 innych (i tak patrząc optymistycznie) w miesiącu. I w tym miejscu można napisać o wysyłanych na wcześniejsze emerytury osobach, które nawet jeśli nie kochały swej pracy, to by jeszcze chętnie pracowały. I wcale kontrargumentem nie jest to, że może nie umieją odpoczywać.

Może trzeba spojrzeć na pracę jak na zabawę? Nie chodzi o to, aby tak nazywać pracę ponad siły na przykład górnika. Dopóki jednak praca nie jest ponad siły, to ma swą wartość nie tylko jako środek do celu, ale jako wyładowanie energii. A jeśli na dodatek można powiedzieć, że praca posiada dodatkowo takie cechy jak –  wrażenia estetyczne (na przykład w cukiernictwie), rytm pracy (na przykład w rolnictwie), dawanie przyjemności (wszelkie zawody artystyczne), współpraca z miłymi i ciekawymi ludźmi (tu każda branża może się pojawić) – to można już mówić o dodatkowej radości. A taką dziecięcą radość trzeba w sobie pielęgnować i starać się bawić pracując.  Bo nastawienie na cele, ocenianie wszystkiego z punktu widzenia skutków, odziera życie z zadowolenia, z życia teraźniejszością.  I nawet jeśli jakiś cel nie zostanie osiągnięty, to przynajmniej stwierdzimy, że dążenie do niego miało swój urok.

Polecamy: Kazimierz Ajdukiewicz, Pochwała życia pracowitego, „Wiedza i życie” (4) 1948, (to nie jest błąd, dobrą datę widzisz, Republikanko!) Tam można znaleźć rozwinięcie takich rozważań.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.