Najpierw zdefiniujmy, czym jest kryzys, którym będziemy zajmować się w tym artykule. Kryzysem nazwiemy każdą sytuację, gdy czujemy się zagubieni, niepewni, rozbici, w chaosie… Czy stoimy wobec nowego obszaru wyzwań, zagadnień, umiejętności, ról, czy stare metody postępowania w życiu, dotychczasowe oczekiwania zawodzą, czy nastąpiła gwałtowna zmiana warunków zewnętrznych – nie ma znaczenia. Liczy się nasze poczucie, że nie wiemy, co dalej, jak odnaleźć się w życiu, w relacji, w roli, w stosunku do samego siebie.
Można kryzys zdefiniować jako konieczność znalezienia nowych sposobów radzenia sobie z nagle zaistniałą lub już od jakiegoś czasu istniejącą sytuacją. Na nowe narzędzia do „obsługi życia” składa się kilka czynników:
Po pierwsze są to nowe sposoby myślenia, co wiąże się często ze zmianą przekonań, z koniecznością spojrzenia na sytuację z zupełnie innej perspektywy, z przekroczenia uznanych dotąd zasad, reguł, form szukania rozwiązań.
Po drugie są to inne sposoby działania, zazwyczaj wymagające nowych umiejętności, dopasowanych do nowego sposobu myślenia, często dopiero w zalążkowej fazie lub niedostatecznie sprawdzone w praktyce i budzące obawy lub wątpliwości co do ich skuteczności lub naszych zdolności posłużenia się nimi sprawnie i skutecznie. Zazwyczaj też w środowisku, którym się otaczamy, brakuje osób doświadczonych w danej dziedzinie, z których mądrości, wsparcia, opieki moglibyśmy skorzystać lub mamy dużo wzorców negatywnych, które odbierają nadzieję na możliwość poradzenia sobie z wyzwaniem. Rodzi to konieczność znalezienia nowych autorytetów, nowych znajomych, często „wymiany” przyjaciół, którzy nie odczuwają potrzeby „pójścia w nowe” a wręcz są kulą o nogi w trudnym okresie zmian, często stawienia czoła oporowi najbliższych, którzy wolą pozostać ze starym i znanym niż wyruszyć w niepewne nowe.
Na czym ona polega? Dobrym określeniem jest słowo „pogubienie się”. To, co do tej pory wydawało się jasne, zrozumiałe, uporządkowane w naszym wyobrażeniu o świecie, nagle staje się nieostre, rozmyte. Pojawiają się przykłady, które przeczą dotychczasowym doświadczeniom. Stare metody przestają zdawać egzamin. Przestaje cieszyć to, co do tej pory uważaliśmy za cel, za wartość, za poziom, do którego zdążaliśmy. Może pojawić się huśtawka emocjonalna, duża zapaść poczucia własnej wartości, utrata wiary we własne zdrowie psychiczne (chyba coś jest ze mną nie w porządku!!!), ubytek energii życiowej (marazm, lenistwo, depresja), lęk o przyszłość.
Po pierwsze na poziomie fizycznym dać ciału zastrzyk energii czy poprzez ćwiczenia, spacery, ulubiony sport, wyprawę, urlop (tak tak, właśnie w kryzysie!), masaże, zabiegi pielęgnacyjne… Tylko zainteresowany wie, jaka droga najlepiej odbudowuje utracone siły i wiarę w siebie. Może poprzez zmianę diety na lżejszą, uzupełnienie niedoborów mikroelementów, oczyszczenie z toksyn…
Po drugie trzeba zadbać o swój stan emocjonalny. Utrzymujące się napięcie powstające w wyniku długotrwałego lęku, samokrytyki, obwiniania życia, stresujących okoliczności rodzi podatność na wybuchy emocji takich jak bezsilność, złość, żal, rozpacz… Lekarstwem jest podzielenie się swoimi prawdziwymi odczuciami z osobami godnymi zaufania. A jeśli nie ma takowych, można przelać to na papier, opisać w blogu, ułożyć bajkę z dobrym zakończeniem, wymyślić sztukę… Z uczuciami trzeba się zaprzyjaźniać a nie uciekać od nich, zagłuszać, wypierać, wstydzić się, obwiniać się za ich istnienie. Można powiedzieć, że uczucia „zawiekowane” przestają być wrogie, trudne, nie na miejscu. Stają się posłańcami naszej wewnętrznej struktury informującej nas o naszych prawdziwych potrzebach.
Następnie warto zdobyć/rozwinąć umiejętności, których wymaga od nas sytuacja. Jeśli np. aby poradzić sobie potrzebuję znajomości języka, to zamiast zastanawiać się ile czasu to zajmie i obniżać sobie morale powtarzając, że nigdy nie miałam zdolności językowych – wziąć się do roboty. Wytyczyć sobie cele i małymi kroczkami zacząć je realizować. Nie żądać od siebie dokonania cudów ale dążyć do zmiany sytuacji w tych obszarach, na które mamy wpływ.
Kolejny ważny punkt to zastanowienie się nad swoim życiem z różnych perspektyw. Spojrzenie na siebie cudzymi oczami osoby przyjaznej może pomóc zmienić obraz siebie. Przywołanie sytuacji z przeszłości, w których poradziliśmy sobie z trudnymi zdarzeniami. Może to było dawno, może dotyczyło innych spraw, ale… mamy swoje sukcesy, swoje strategie wzrastania w radzeniu sobie z coraz bardziej zaawansowanymi wyzwaniami życia. Porównanie siebie z osobami, które nie poszły do przodu, które „zawisły” na innych, zrezygnowały z realizowania swoich marzeń i celów pomoże przenieść nas do grupy wybrańców losu. Zobaczymy siebie w innym świetle. Poproszenie przyjaciela/przyjaciółki o recenzję siebie, o podsumowanie tego, jak widzi nas ktoś inny może przeformułować wewnętrzny dialog, którym „zagryzamy” siebie. Po takiej analizie warto zastanowić się, co naprawdę ważnego chcemy osiągnąć swoimi staraniami i czy to, co robimy aktualnie, przybliża nas do tego celu czy oddala. Można dokonać zabawnego zabiegu i napisać dla samego siebie mowę pośmiertną – co byłoby do docenienia, co naprawdę ważnego zostało zrealizowane, co warto przypomnieć ludziom towarzyszącym nam w ostatniej drodze? Jakie elementy mojego życia stracą kompletnie na znaczeniu za te kilkadziesiąt lat? Czy warto tracić tyle spokoju, energii i zdrowia na to, co mnie nurtuje dzisiaj? Określenie na nowo swoich wartości (które ewoluują w trakcie życia) pozwala łatwiej dokonywać nowych wyborów, rezygnować z drogi, którą dotąd uważało się za jedynie słuszną i stawiać sobie nowe cele. Ktoś powiedział, że w tym dzisiejszym pośpiechu, dążeniu do sukcesu wspinamy się po szczeblach drabiny i często dochodząc na jej szczyt orientujemy się, że drabina stoi przy niewłaściwej ścianie. I… kryzys gotowy. I… warto przemyśleć życie, przedyskutować w gronie zaufanych ludzi, poczytać o życiu innych i… ustalić nowe zasady budowania swojego miejsca na tej Ziemi.
trener, coach, prezes Polskiego Stowarzyszenia Coachingu i Rozwoju
www.gwps.pl
To ja taki kryzys mam od wielu lat…;(