Rodziców się ma i już – „oczywista oczywistość” od wieków, ale czy kiedykolwiek zastanawiamy się czy ich kochamy? A jeśli tak, to za co? A jeśli nie, to dlaczego? Czy traktujemy ich jak powietrze, czy jak problem u nogi? Jak świat szeroki, każdy ma inne podejście do swoich „rodzicielców”, bardzo często zajmujący dalekie miejsce w hierarchii uczuć.
Rodzice są, dlatego często nie przykładamy wagi do tego, czy ich należycie traktujemy. Nie zastanawiamy się nawet nad nimi, a tym bardziej nad sobą, czy jesteśmy wobec nich fair. Pojawia się też pytanie – czy mówimy ich, że ich kochamy? Tak łatwo mówić to słowo do partnera życiowego, czy własnych dzieci, a trudno wydukać do własnych rodziców. Inni zaś, szastający słowami na prawo i lewo, często mówią co myślą bez znaczącej głębi i prawdy.
Jak faktycznie traktujemy naszych rodziców?
Czy dzwonimy do nich? Pytamy o zdrowie? Martwimy się o nich?
Czy nie warto zastanowić się nad własnym życiem mając jeszcze żywych rodziców? Gdy będą ciężko chorzy i niedomagający, a ich pamięć zacznie im płatać starcze figle, może być już ciut za późno. Nasze słowa nie zapadną im nawet w pamięci, a ruch ust nie zostanie zauważony przez kłopoty ze wzrokiem. „Kocham Cię” uleci pod sufit szpitalny i odbije się echem wypadając przez otwarte okno. Uleci w niepamięć.
Dodała: Agnesto