książka: Przegląd końca świataNiektóre powieści czyta się tym wolniej, im mniej kartek zostało do końca. Jedni poznali tę prawidłowość przy „Pieśniach Lodu i Ognia” George’a R. R. Martina, inni przy „Igrzyskach Śmierci” Suzanne Collins, dla niektórych zasada sprawdziła się w przypadku trylogii Stiega Larssona.
Tekst: Sylwia Skorstad 

Koniec przygody powoduje niemiłe ssanie w mózgu. Chodzisz po domu i czegoś chcesz. „Może jestem głodny?” – myślisz sobie, ale ani jabłko, ani ciastko nie załatwia sprawy. Na nieokreślone „chciejstwo” nie pomaga kubek herbaty ani papieros. W końcu wiesz – chętnie byś wrócił do świata powieści, tylko że pociąg już odjechał i tyle go widzieli.

Rok 2034 

„Feed” Miry Grant pozostawia taką tęsknotę, choć mało kto zamieniłby swoje dzisiaj na rzeczywistość jego bohaterów. W 2034 roku żeby wyjść z domu, trzeba przejść szereg medycznych testów, zaś powrót we własne progi wymaga jeszcze dłuższej procedury – badań krwi, wybielania, odkażania, mycia, przebierania. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. Ludzkość jest zarażona wirusem, który w każdej chwili może zamienić nosiciela w krwiożercze zombie. Z tego powodu mało kto gdziekolwiek wychodzi. Oknem na świat stają się media. Nie te komercyjne, a prywatne. Blogerzy posiadający licencje na wychodzenie w teren stają się prawdziwymi guru internetu. Bo potrafią szturchnąć zombie patykiem, bo są przebojowi i wiarygodni, bo nadają life i to w HD. Ryzykują nie dla rozrywki. Ich wyprawy mają wartość edukacyjną i pozwalają dopracować zasady bezpieczeństwa w społeczeństwie, w którym każdy jest chodzącą bombą zegarową.

Wszystkie chwyty dozwolone?

Blogerka Georgia Mason i jej brat Shaun starają się o możliwość relacjonowania kampanii prezydenckiej jednego z kandydatów. Kiedy zostają zaproszeni do bezpośredniego obserwowania wyścigu do Białego Domu, widzą w tym wielką szansę na promocję swoich serwisów newsowych. Nie wiedzą, że dostali bilet w śmiertelnie niebezpieczną podróż do świata polityki, w którym wszystkie chwyty są dozwolone. Bardziej niż nieumartych powinni obawiać się żywych – odrobienie tej lekcji będzie ich drogo kosztować.

Z zombie za płotem 

Mira Grant, a właściwie ukrywająca się pod tym pseudonimem amerykańska pisarka, tak samo sprawnie opowiada o medycynie, jak i nowoczesnych technologiach. To wszystko pozostaje jednak w tle, bowiem najważniejsza jest grupa głównych bohaterów. Możemy obserwować, jak choroba w ciągu zaledwie kilkunastu lat odmieniła relacje międzyludzkie. Dwuznaczny stosunek Georgii do jej brata nie jest dziełem przypadku, tak jak istnieje źródło emocjonalnego chłodu przybranych rodziców Masonów. Dziennikarze „Przeglądu Końca Świata” nie są bezpieczni ani przez moment i nawet śpiąc, nie pozwalają nam odetchnąć. Czytelnik zaczyna się zastanawiać, jak radzą sobie z taką presją i szybko znajduje odpowiedź. Ludzie jako gatunek są niezwykle elastyczni. Umielibyśmy żyć nawet z zombie za płotem. Po prostu robilibyśmy mniejsze okna i solidniejsze drzwi.

Jeszcze dwie części 

Doświadczony pożeracz dobrych ksiażek wie, że po zakończeniu lektury powieści z najwyższej półki należy sobie przygotować gniota lub przynajmniej średniaka. Tak jak kanapka z szynką nie smakuje po malezyjskich krewetkach z ananasem, tak po świetnej książce nie ma co czytać niezłej, bo nie wytrzyma konkurencji. Trzeba się zmęczyć kilkoma przeciętniakami, ponarzekać, powybrzydzać i dopiero wrócić do siebie. A potem czekać na tłumaczenie dwóch kolejnych powieści cyklu „Przegląd Końca Świata”, czyli „Deadline” i „Blackout”.

„Przegląd Końca Świata: Feed” Mira Grant/Wydawnictwo Sine Qua Non

 

14 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.