Jestem wolnym człowiekiem
Maria Seweryn o teatrze może opowiadać godzinami, a walczyć o niego latami. Jest nieugięta, odważna, bezkompromisowa. Obawia się jedynie samotnych chwil i… premier. Na rozmowę z nią zaprasza Nespresso.
Zdjęcia: Lidia Popiel
Anna Michałowska: Czy na tym etapie życia zawodowego można cię już zapytać o rolę życia?
Maria Seweryn: Myślę, że mam parę dobrych ról, ale i nadzieję, że te „życia” wciąż przede mną. Jestem w dość trudnym dla aktorki wieku, bo skończyły się dla mnie role dla młodych, a jeszcze nie zaczęły te dla starszych. Na szczęście, podobno trudno określić mój wiek, więc wciąż jeszcze gram w spektaklu „Dowód” z ojcem. Pierwsza scena zaczyna się od moich 25. urodzin i podobno wciąż wypadam wiarygodnie.
Potrafiłabyś wskazać role, które były dla ciebie przełomowe?
Dyplom w szkole teatralnej, „Mewa” Czechowa, którą reżyserował profesor Benoit. Urodziłam wtedy dziecko i bardzo szybko musiałam wrócić na scenę. Niemal z dzieckiem na ręku grałam najsłynniejszą, najpiękniejszą scenę, jaka moim zdaniem została napisana przez Czechowa, czyli ostatnią przed śmiercią Trieplewa. Nigdy chyba nie byłam tak szczęśliwa. Myślę również, że nie byłabym dzisiaj tym, kim jestem, gdyby nie nurt off’owy, garażowy, piwniczny.
I bieganie nago po scenie w „Shopping and fucking”?
Jak ty to mówisz „bieganie nago po scenie” to były takie spektakle, które wstrząsały środowiskiem artystycznym w Warszawie. Część była oburzona i w gazetach pouczała, że „Maria Seweryn, będąc córką takich aktorów, powinna się zastanowić nad wyborem repertuaru”.
Pamiętam, że każde przedstawienie graliście jakby było ostatnim. W każdej chwili mogli was zdjąć.
Mieliśmy poczucie, że zmieniamy teatr. „Shopping and fucking” – pierwsi brutaliści w Polsce – tak o nas mówiono! W ogóle moje początki były dla mnie fascynujące. Poznawałam wielu ludzi, bywałam w dziwnych miejscach, rodziła się moja wielka miłość do teatru. Kiedy mama powiedziała, że chce otworzyć Teatr Polonia, wiedziałam, że to jest to coś, ale nie będzie łatwo. Zbudować teatr, otworzyć go i poprowadzić! Wiedziałam jednak, że kto jak kto, ale ona może tego dokonać. Moje doświadczenie i umiejętności przetrwania w teatrze off’owym bez pieniędzy mogły się przydać. Zrobiłyśmy parę lat wcześniej z mamą przedstawienie „Opowiadania zebrane”, znalazłyśmy sponsora, ona to wyreżyserowała i grałyśmy razem wspaniały tekst Donalda Marguliesa. Stałyśmy razem na scenie! To była dla mnie kolejna przełomowa rola.
Zagrałyśmy około 100 spektakli w Polsce. Przy mamie poznałam wszystkie teatry w kraju, zrobiła mi swoisty master class. To było świetne doświadczenie. Uczyłam się zarówno technicznych sztuczek, jak i innego spojrzenia na ten zawód. Opowiem ci anegdotę z tamtych czasów. W ostatniej, bardzo trudnej scenie mamie zdarzało się przerzucać strony scenariusza – wracała z dialogiem o 3 strony, potem cofała, znowu wracała, mieszała kolejność, bo tak wydawało jej się ciekawiej. W ogóle nie mogłam się w tym połapać. Któregoś dnia zeszłam ze sceny z totalnym mętlikiem w głowie i poprosiłam: „Mamo, błagam cię, czy możemy już się trzymać kolejności dialogu?”. Ona spojrzała na mnie i powiedziała: „Ale łap się”. Dużo mi to dało, przestałam się bać improwizacji.
Minęło prawie 15 lat odkąd ukończyłam szkołę. Łapię się.
CDN
Czytaj więcej na http://www.finelife.pl