Alternatywna historia świata, w której rozkład sił oraz rozwój technologiczny przybrały nieoczekiwane kierunki, a zarazem jedna z najbardziej filozoficznych serii science fiction, jakie powstały.
Tekst: Sylwia Skorstad
Dalsze losy bohaterów „Mechanicznego” Iana Tregillisa. Jax, świadoma maszyna stworzona jako mechaniczny służący, która w wyniku zbiegu okoliczności zyskała wolność od rozkazów, próbuje odnaleźć mityczną krainę zamieszkałą przez maszyny wyzwolone spod narzuconego przez ludzi przymusu. Berenice, niegdyś pierwszy szpieg Francji, odkrywa sekrety budowy mosiężnych służących. W tym samym czasie kapitan Hugo Longchamp przygotowuje obronę fortu Marsylia Zachodnia. Nadchodzą złe czasy, wojna jest nieunikniona i wkrótce okaże się, że będą w niej walczyć nie dwie, a trzy strony.
Filozofia w praktyce
Zasadą naczelną wszelkich trylogii jest to, że dwójka jest zwykle najsłabsza, zaś trójka rzadko dorównuje jedynce. Tregillisowi udało się wyłamać z tego schematu – wszystkie części trylogii trzymają poziom i napięcie. „Powstanie” oraz „Wyzwolenie” są nieco bardziej filozoficzne od „Mechanicznego”, co wychodzi im to na dobre. Chyba żadnemu filozofowi w historii nie udało się tak dogłębnie unaocznić znaczenia oraz dylematów wolnej woli, jak autorowi „Wojen alchemicznych”.
Zajrzenie do piekła, w którym świadomym istotom bezustannie narzuca się niemożliwe do odrzucenia zadania, od jakich nie ma ucieczki nawet w śmierci, to bolesna, ale warta odrobienia lekcja człowieczeństwa.
Rozważania o wolnej woli
Wyobraź sobie, że w wyniku wszczepienia do mózgu alchemicznego szkiełka tracisz zdolność decydowania o swoich działaniach. Można w ciebie wdrukować dowolne polecenia, łącznie z nakazem zamordowania papieża. Aby wykonać powierzone zadania, wykorzystasz wszystkie możliwe zasoby swojego organizmu – będziesz wspinać się po ścianach czy maszerować setki kilometrów, nie zważając na zranienia czy złamania. Próba buntu lub choćby opowiedzenia komukolwiek o odczuwanym przymusie skończy się nieopisanym bólem. Jednocześnie zachowujesz świadomość i osobowość, twoje rozumienie dobra i zła pozostaje niezmienne.
Jedną z najbardziej przejmujących scen „Wyzwolenia” jest spotkanie jednej z bohaterek z obłąkanym mechanicznym od dziesięcioleci obsługującym zapomnianą przez wszystkich pompę ukrytą w podziemnych tunelach. Choć operację przeciwpowodziową odwołano wieki wcześniej, biedak nie przerywał pracy.
„Bo co może się wydarzyć, jeśli jedyne, co masz, to obowiązki? Jeśli określa cię tylko wydane polecenie, a świat kończy się tam, gdzie sięgają twoje ramiona?” – pyta retorycznie jedna z tych, która stała na straży systemu narzucającego służącym psychiczne kajdany.
Mechaniczni jak „dzicy”
„Wojny alchemiczne” to cykl bezkompromisowo eksplorujący ludzką naturę, a szczególnie nasz stosunek do słabszych i… użytecznych. To, jak powieściowi Holendrzy traktują mechanicznych, to odbicie wielowiekowej historii ludzkiego okrucieństwa wobec „innych”, np.: osób o odmiennym kolorze skóry, mniejszości narodowych, kobiet czy zwierząt.
Znamienne jest bezbrzeżne zdziwienie zegarmistrzów, kiedy okazuje się, że stworzone przez nich maszyny posiadają nie tylko świadomość, ale też tajny język. Chcąc uczynić z jakiejś grupy swoje zasoby musimy przecież ją zdeprecjonować, przenieść z kategorii istot czujących do pośledniejszej grupy „dzikich”, „czarnuchów”, „inwentarza żywego”. Przedefiniowanie tego układu to proces długi i bolesny, bowiem wymaga zrozumienia, że dla własnej korzyści pozbyliśmy się sumienia. I to najczęściej w imię tego lub innego boga.
„Powstanie” i „Wyzwolenie”, Ian Tregillis, Wydawnictwo SQN
Recenzję pierwszej części trylogii przeczytasz tu: