Psychologowie określają Walentynki mianem najsmutniejszego ze wszystkich świąt. Jeśli nie masz nikogo do pary, Walentynki w pojedynkę mogą sprawić, że poczujesz się jak przegryw. Zupełnie niepotrzebnie.
Tekst: Sylwia Skorstad
Mam kilku znajomych w średnim wieku, którzy nigdy nie założyli rodziny. Pierwszy nie ma takiego zamiaru, mówi, że bycie singlem sprawia, iż jego życie jest bogate we wrażenia i różnorodne pod wieloma względami, między innymi w sferze seksu. Drugi czasem narzeka na samotność oraz fakt, że nie podaruje rodzicom wyczekiwanego wnuka, ale po namyśle uznaje, iż odpowiedzialność za rodzinę kolidowałaby z jego już ustalonym i lubianym porządkiem życia. Trzeci skupia się wyłącznie na pracy, bowiem twierdzi, że wszelkie romantyczne relacje przynoszą mu jedynie rozczarowanie. Dla każdego z nich Walentynki w pojedynkę nie są szczęśliwym dniem.
14 lutego świat przypomina singlom, że omija ich coś istotnego. Nie mają komu kupić kwiatów i nie zasłużyli na bombonierki, powinni się lepiej postarać. Pod tym względem Walentynki są gorsze nawet od Bożego Narodzenia, przynajmniej w opinii psychologów. W żaden inny dzień ludzie żyjący w pojedynkę nie czują się bardziej samotni i jednocześnie zawstydzeni z tego powodu.
Wykręcanie serca
Doktor psychologii Barton Goldsmith, licencjonowany psychoterapeuta i autor siedmiu książek poświęconych partnerstwu, radzi zaniepokojonym zbliżającymi się Walentynkami singlom, by spojrzeli na swoją sytuację z dobrej strony:
– Pamiętaj, o wiele lepiej jest poczekać na właściwą osobę niż spędzać życie z niewłaściwą. Mówię to na podstawie własnego doświadczenia – przekonuje w artykule przygotowanym dla „Psychology Today”.
Goldsmith twierdzi, iż nie powinniśmy się dać zainfekować jakże powszechnej dziś obawie, że stale coś ważnego nas omija. Obserwujemy życie swoich znajomych w mediach społecznościowych – jedna gotuje coś z rodziną, druga biega razem z mężem, trzeci podróżuje z narzeczoną. No i jak tu siedzieć na sofie i choćby odważyć się pomyśleć o odgrzaniu mrożonej pizzy do oglądanego w pojedynkę serialu? Od takiego myślenia można się poczuć jak ostatni przegryw.
Pamiętajmy jednak, że znajomi publikują tylko najbardziej emocjonujące wyrywki swojej rzeczywistości, a poza tym nie są jednocześnie szefami kuchni, maratończykami i zdobywcami Korony Ziemi. I co najważniejsze, wybrane przez nich zdjęcia nie mówią nam nic o kondycji ich związków czy stopniu satysfakcji. Dają nam tylko znać, jak chcą być przez innych widziani.
Nie zazdrośćmy zatem czegoś, co inni twierdzą, że mają, a co my być może chcielibyśmy mieć w przyszłości. „To jak wykręcanie sobie serca i upieranie się przy tym, że fajnie jest czuć się gorszym” – twierdzi amerykański psychoterapeuta.
Bagaż miłości
Najważniejsze, co osoba nie posiadająca stałego partnera powinna zrobić, to odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, na ile komfortowa jest dla niej obecna sytuacja. Czy potrzeba bycia z kimś wynika z lęku przed samotnością, oczekiwań rodziny i znajomych czy też może z potrzeby dzielenia się codziennością? Czy naprawdę jesteś gotowy/a na wpuszczenie kogoś do swojego wewnętrznego świata? Masz w sobie otwartość i ochotę na czyjeś przyzwyczajenia i dziwactwa, jego książki na półce, ulubione produkty w lodówce, pasje, znajomych, byłych partnerów, zwierzęta, marzenia i fobie?
Jeśli pragnienie związania się z kimś wynika głównie z chęci zaspokojenia społecznych oczekiwań, lepiej poczekać na lepszą motywację. Żyjąc w pojedynkę niczego nie tracisz. Uczysz się za to siebie, stajesz bardziej świadomy/a własnych potrzeb i wymagań wobec życia.
Nie musisz się spieszyć do nawiązywania stałej relacji ani wstydzić tego, że „nikt cię nie chce”. Czasy starych panien i kawalerów dawno minęły, status rodzinny już od dziesięcioleci nie określa naszej pozycji w świecie. Mamy prawo nikogo nie chcieć i nic sobie nie robić ze statusu „karierowiczki” albo „bezdzietnej lambadziary”, której nikt na starość nie poda szklanki herbaty. I chociaż sama żyję w szczęśliwym rodzinnym stadle, to unikam używania wobec dziecka zwrotu „kiedy sam będziesz miał rodzinę”, zamiast tego posługując się „jeśli będziesz miał rodzinę”. Status rodzinny to bowiem wybór, na który wszyscy zasługujemy. Bycie singlem jest okay, o ile właśnie takie bycie spełnia czyjeś oczekiwania.
Dzisiejszy świat na szczęście oferuje coraz więcej możliwości osobom żyjącym w pojedynkę. W supermarketach można już znaleźć dania porcjowane dla jednej osoby, w restauracjach pojedyncze stoliki, w biurach podróży oferty przygotowane specjalnie dla singli. Jest to trend coraz silniejszy, bowiem prognozy demograficzne są jednoznaczne, coraz więcej z nas będzie z czasem prowadzić tryb życia singla.
Miłość ci wszystko… przyniesie
Żeby nie było wątpliwości – miłość jest super. To dar, który warto przyjąć z całym inwentarzem. Tam, gdzie jest miłość, będzie i strach i szczęście, tęsknota i duma, pożądanie i zniechęcenie, gniew i błogość, niepokój oraz spokój. Będzie prawdziwe, głębokie życie emocjonalne, cała ta fantastyczna, niemożliwa do logicznego wyjaśnienia karuzela zdarzeń oraz bliskość dająca poczucie, iż nasza chwilowa obecność na Ziemi coś jednak znaczy. Warto miłości poszukać, gdy już wiesz, że to odpowiednia chwila, masz coś do ofiarowania i chętnie coś od kogoś weźmiesz. Kto jest gotowy na akcję, niech skacze śmiało, choć to zawsze skok na główkę.
Prawdziwe uczucie można znaleźć nawet po wielu latach przerwy od ostatniego związku. Nigdy nie jest za późno, nigdy nie stajemy się nazbyt zanurzeni we własnej rzeczywistości, a za progiem naszego domu jest tyle różnych ludzi, że nie sposób ich zliczyć.
– Wielu z nas ma za sobą więcej rozstań niż może spamiętać, a jednak wciąż wierzy, że pewnego dnia uda im się stworzyć trwały związek – pisze Goldsmith. – Uwierz mi, jeśli naprawdę chcesz z kimś być, to będziesz. Jeśli nie wiesz, jak to zrobić, zasięgnięcie porady psychologa to naprawdę dobry pomysł.