W tym tygodniu bohaterem cyklu „Poniedziałek ze sztuką” jest Teodor Axentowicz, którego scenki folklorystyczne szczególnie kojarzą mi się z Wielkanocą. 

Tekst: Joanna Zaguła

Zdjęcie: Wikimedia Commons/Ablakok

Już w niedzielę święta. Ze świecą jednak należałoby szukać kogoś, kto w tym roku ma świąteczny nastrój. Większość znanych mi osób zdecydowała się spędzać Wielkanoc w swoich domach, nie spotykając się z rodziną, nawet jeśli ta mieszka dwie ulice dalej. Budzącą się do życia przyrodę, której rozkwit kojarzy się tak bardzo się z tym świętem, obserwujemy w dużej mierze zza okien, a w najlepszym przypadku na balkonie czy w ogrodzie. Ciężko jest też przygotować się do świątecznego śniadania, skoro wycieczka do sklepu stała się teraz wyprawą na miarę przygód Drużyny Pierścienia. Tym, co możemy zrobić bez żadnych przeszkód, na pewno będzie sprzątanie. Na wiosenne porządki mamy w tym roku mnóstwo czasu, który i tak spędzamy w domu.

Jednak nie chcę w tym tygodniu pisać tylko o obowiązkach domowych, kolejnych zakazach, które mają nas zatrzymać w domu czy straszyć danymi dotyczącymi pandemii. Skoro zbliżają się święta, spróbujmy choć trochę wczuć się w ich nastrój. Mnie kojarzą się one, w dużo większym stopniu niż bardziej skomercjalizowane i zachodnie w stylu Boże Narodzenie, z polskim folklorem i tradycjami. Dlatego w tym roku robię samodzielnie zakwas, jak moja babcia i mama, zrywam gałązki na polach, by mieć w domu palmę, piekę baby i mazurki, które zostawię przyjaciołom pod drzwiami. A w głowie mam obrazki z polskiej przedwojennej wsi, jakie malował Teodor Axentowicz. Dlatego to o nim będzie dziś w cyklu „Poniedziałek ze sztuką”.

Jeśli jego nazwisko brzmi nieco obco, to dlatego, że pochodzi on z ormiańskiej rodziny. Urodził się w Rumunii, jednak jako trzyletnie dziecko wraz z rodziną opuścił ten kraj, by przenieść się do polskiego wówczas Lwowa (choć pod zaborem austriackim). Tam po szkole rozpoczął studia techniczne, z których jednak szybko zrezygnował na rzecz malarstwa. Uczył się tej sztuki w Monachium, potem na 13 lat osiadł w Paryżu, gdzie poprzez styczność z impresjonizmem wykształcić charakterystyczny dla tego nurtu – migotliwy – sposób oddawania światła na obrazach. Na dłużej zabawił też u zaprzyjaźnionej rodziny w Londynie, jego sztuka znana była nawet na dworze cesarza austriackiego. Stał się artystą cenionym, uznanym i popularnym. Posiadając taki status, został profesorem w krakowskiej szkole plastycznej, która – dzięki jego staraniom – uzyskała status akademii.

A co malował? Często były to portrety w klimacie romantycznym. Kobiety w balowych sukniach, z nieobecnym wzrokiem i rozpuszczonymi włosami, co wówczas stanowiło pozę raczej intymną, nie było bowiem przyjęte, by chodzić do ludzi nieuczesaną. Na drugim biegunie tematycznym twórczości Axentowicza znajdziemy jednak sceny zupełnie inne.

Jeśli bowiem swoich możnych modeli przedstawiał w buduarach i w pięknych szatach, to tym mocniej kontrastują z tym obrazy o tematyce wiejskiej. Axentowicz zainspirowany wiejskimi obrzędami i strojami malował sceny najczęściej odnoszące się do świąt – jak „Święto Jordanu” czy „Święcenie” albo takie, w których na pierwszy plan wybijały się nasycone kolory odświętnych wiejskich strojów, jak „Kołomyjka”. Jednak tam, gdzie widać plamy barw w strojach, tło pozostaje szare i brązowe, jak polska pogoda na początku wiosny i jak biedna polska wieś.

Ten kontrast kieruje moje myśli – jak to często bywa – na społeczną odpowiedzialność, która na nas spoczywa. Czy to tworząc sztukę, czy biorąc udział w innych, zbytkownych być może, zajęciach, jak pieczenie ciast, kupowanie nowych ubrań, akcesoriów, kosmetyków, robiąc to, co każdy z nas uznaje za odświętne, pamiętajmy o tym, co jest poza polem naszego barwnego widzenia. Nie skupiajmy się tylko na kolorowych aspektach rzeczywistości, ale uwzględniajmy też te szare. Jednak nie chodzi mi o to, by tej zbytkownej aktywności zaprzestać. Gdyby Axentowicz nie malował wsi, nie zobaczylibyśmy jej, gdy my przestaniemy kupować, bawić się, dobrze jeść i świętować, rozerwiemy łańcuch, który trzyma nas wszystkich – społeczeństwo konsumpcyjne – we wspólnej harmonii. Korzystajmy z usług innych, ale nie bezmyślnie. Szczególnie teraz, w czasach epidemii, wspierajmy biznesy etyczne, szczególnie te małe, które bez wiernych klientów nie przetrwają. Ale nie zapominajmy o tych na obrzeżach obrazu – o osobach starszych, szczególnie narażonych na zachorowanie i szczególnie odczuwających samotność w okresie świątecznym.

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.