Od lat 80-tych generalnie kobiety chętniej głosują na lewicę, a mężczyźni na prawicę, choć wcześniej bywały dekady, w których tendencje były odwrotne, trendy się mieszały, a czasem zrównywały. Od ponad czterdziestu lat w Europie i USA polityczne sympatie płci są niezmienne – panie mają coraz bardziej lewicowe, a panowie coraz bardziej prawicowe zapatrywania polityczne.
Tekst: Sylwia Skorstad
Polska jest jedynym z trzydziestu czterech przebadanym przez Pew Research Center krajów, w którym z biegiem czasu coraz mniej ludzi zgadza się z następującą opinią: „Mężczyźni mają tu lepsze życie niż kobiety”. W roku 2010 uważało tak 55% badanych Polek i Polaków, zaś 9 lat później 35%. W tym samym czasie na przykład w Japonii, Indonezji, Kenii, Hiszpanii czy USA przybywało zwolenników tej opinii, szczególnie po głośnych kampaniach uczulających na kwestie kobiece, na przykład ruchu #Me Too. Na przekór trendom polscy respondenci zwracają się ku opinii, że różnic płciowych nie ma albo są, ale na korzyść kobiet.
W tym kontekście ciekawostką mogą być argumenty z debaty na temat gender, jaka niedawno odbyła się w Norwegii.
Nad tym, skąd bierze się powiększająca się różnica między politycznymi sympatiami kobiet i mężczyzn, debatowało tam wspólnie kilka ekspertek i ekspertów: filozofka, profesor seksuologii, ocalały z masakry na wyspie Utøya młody polityk, feministka, byty piłkarz i dziennikarka. Każdy z dyskutantów pełni rolę doradczą lub ekspercką w organach szczebla lokalnego bądź regionalnego zajmujących się aktywnie sprawami dialogu, równouprawnienia lub gender. Debata pod hasłem „Od równouprawnienia do Tindera, Tate’a i kryzysu zaufania” odbyła się w 29 października w Trondheim.
Mężczyźni najbardziej zróżnicowani
Choć reprezentująca poglądy kobiet niebieska linia i reprezentująca mężczyzn czerwona linia sympatii politycznych od lat oddalają się od siebie, błędem byłoby stosowanie uogólnienia o tym, że generalnie mężczyźni są coraz bardziej prawicowi, a kobiety coraz bardziej lewicowe. Największe różnice bowiem zachodzą nie między płciami, ale w grupie samych mężczyzn. Tych, którzy odnajdują się we współczesnym świecie i tych, którzy zdają się zagubieni, dzieli przepaść, jaką można zmierzyć przewidywalną średnią długością życia. Współczesny Europejczyk, który uzyskał przynajmniej licencjat, posiada pracę, potrafi na siebie zarobić i nie jest singlem z konieczności, pożyje średnio aż 14 lat dłużej od tego Europejczyka, który nie zdobył wykształcenia, nie ma pracy i trudno mu założyć rodzinę. W tym samym czasie Europejkę z „górnej półki” dzieli od tej z „dolnej półki” średnio 8 lat.
Statystycznie im mężczyzna gorzej radzi sobie w sensie ekonomicznym i społecznym, tym większe istnieje prawdopodobieństwo, że obietnice prawicowych polityków trafią mu do serca. Trzeba podkreślić, że nie każdy mężczyzna, który czuje się w jakiś sposób wykluczony poza nawias społeczeństwa, głosuje na prawicę, jednak przekaz partii prawicowych dociera do niego łatwiej niż partii lewicowych. Dlaczego? Zdaniem norweskich ekspertów jednym z ważnych czynników jest poczucie wspólnoty. I jak podkreślają, im bardziej w dyskusji demonizujemy lub deprecjonujemy mężczyzn o prawicowych poglądach, tym bardziej wzmacniamy w nich grunt na przyjęcie rozwiązań o charakterze populistycznym. Innymi słowy, im bardziej ich wykluczamy, tym chętniej któryś z prawicowych polityków ich przygarnie.
„My”, czyli zalety ze wspólnego oglądania meczu
Z badań wynika, że jedną z najbardziej atrakcyjnych części przekazu partii silnie prawicowych jest dla mężczyzn poczucie wspólnoty, którego coraz częściej brakuje im w codzienności. Oczywiście przyczyn nasilających się różnic w politycznych sympatiach kobiet i mężczyzn jest wiele, na przykład fakt, iż partie lewicowe częściej od prawicowych prowadzą udany dialog z tymi sektorami, w których to właśnie kobiety znajdują teraz zatrudnienie, jednak czynnika „my” nie należy pomijać w analizie.
Obecni na debacie mężczyźni podkreślali, że jest im trudniej niż kobietom poczuć się częścią wspólnoty. Typowy mężczyzna nie czuje się komfortowo rozmawiając o uczuciach, więc nie umówi się z kolegą, by pogadać o swoich problemach. Miejsca i przestrzenie, w których kiedyś zwykli się spotykać mężczyźni, zniknęły, a oni nie stworzyli nowych, tym bardziej, że od lat 80-tych coraz więcej czasu spędzają online.
„Kiedy matka w kółko prosiła, bym powiedział jej, jak się czuję, irytowało mnie to. Miałem w sobie bardzo dużo gniewu. Złościłem się na wszystkich. Dopiero psychiatra musiał mi to powiedzieć: „Masz powód się złościć, ale złość się na tego, który skrzywdził twoich przyjaciół, a nie na siebie, kobiety albo imigrantów” – powiedział Gaute Børstad Skjervø, przewodniczący młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, który fizycznie wyszedł cało z ataku masowego mordercy na Utøyę.
Problem w tym, że mężczyźni wciąż mają duże opory przed przyznawaniem się do problemów psychologicznych i wielu z nich w ogóle na terapię nie trafi, gdy jej potrzebuje. Ci, którzy nie odkryją zalet uprawiania sportów grupowych albo posiadania hobby dającego szanse na spotkania z innymi mężczyznami, mogą czuć się odosobnieni i niesłyszani. Dlatego były piłkarz i profesor seksuologii zgodnie apelowali, by zarówno stwarzać okazję do męskich spotkań, jak i nowe ramy terapii i opieki dla nich. Faceci mogą się poczuć wspólnotą na przykład oglądając razem mecz piłkarski. Z kolei w systemie terapeutyczno-opiekuńczym zamiast głównie kobiet oraz rozwiązań przygotowanych dla nich i przez nie, dobrze, by spotkali innych mężczyzn. Terapia grupowa dla panów mogłaby zamiast rozmowy przybrać formę na przykład wspólnego majsterkowania albo wycieczki.
Eksperci w znajdowaniu winnych
Kobiety częściej od mężczyzn winią siebie w przypadku porażki. Typowy mężczyzna raczej zaczyna refleksję nad błędem od poszukania możliwego winnego na zewnątrz. To jedna z psychologicznych prawd, która zdają się znać liderzy tacy jak Donald Trump czy Victor Orban. Obok iluzorycznego poczucia wspólnoty (my, którzy nie lubimy x) partie silnie prawicowe mają też tendencję do wskazywania winnego problemów trapiących ich typowego wyborcę (oni, którzy są przyczyną x). Mogą to być imigranci, osoby o odmiennej orientacji seksualnej, przeciwnicy polityczni. To kolejny powód, dlaczego mężczyźni czujący się wykluczeni, chętniej od kobiet głosują na prawicę. Ten argument silnie do nich przemawia i mobilizuje ich do działania: jest ktoś, z kim mogliby walczyć. Tym bardziej, że walka przedstawiana jest zwykle jako coś bardzo prostego, wystarczy odpowiednio zagłosować. Prawicowa retoryka dowartościowuje, przywraca wiarę we własną sprawczość i obiecuje rozwiązać problemy. I nawet, jeśli są to ty tylko słowa, wystarczają, aby zagłosować.
Z badań wynika, że w tych krajach, w których istnieje największa przepaść między zarobkami mężczyzn i kobiet, mężczyzn będących w mało zaradnej grupie jest najwięcej. Oznacza to, że na równouprawnieniu korzystają również mężczyźni, a na braku uprawienia tracą. Pogląd, jaki zaczął pokutować w niektórych środowiskach młodych mężczyzn, a mianowicie, że równouprawnienie „poszło za daleko” i coś im zabrało, nie ma pokrycia w faktach. To nie lepsze wykształcenie i status kobiet są dzisiaj problemem, tylko niewystarczająca aktywność mężczyzn z najmniej zaradnej grupy.
Zdaniem uczestników norweskiej debaty, prawicowi populiści nie mają dużo posłuchu tam, gdzie ekonomicznie i społecznie mężczyznom dobrze się dzieje i gdzie mężczyźni mają okazje nawiązywać relacje.