„Nowa wojna klimatyczna” to książka popularnonaukowa dowodząca, że w sprawie zmian klimatycznych wszyscy znajdujemy się na froncie, choć nie wszyscy mamy tego świadomość.
Tekst: Sylwia Skorstad
Klimatolog Michael E. Mann jest jednym z autorów znanego wykresu rekonstrukcji temperatury na powierzchni Ziemi. Wielu osobom właśnie to graficzne przedstawienie zmiany klimatu otworzyło oczy na problem. Jednocześnie wykres uczynił z autora cel ataków negacjonistów klimatycznych. Kolejne prestiżowe nagrody, w tym zdobyta wraz z zespołem IPCC Nagroda Nobla oraz Nagroda za Krzewienie Nauki, nie uchroniły Manna od posądzeń o nierzetelność i histeryzowanie. W „Nowej wojnie klimatycznej” autor podsumowuje, komu zależy na tym, aby zapobiec pozyskiwaniu energii ze źródeł odnawialnych na masową skalę i jakimi środkami różne podmioty chcą ten cel osiągnąć.
Wiele z faktów omawianych w tej książce dotyczy USA, tamtejszych polityków i mediów. To jednak relacja nie tylko z amerykańskiej walki o ochronę klimatu. Autor poświęca wiele akapitów między innymi Rosji oraz działaniom jej grup nacisku w Europie, wspomina międzynarodowe konferencje klimatyczne i związane z nimi decyzje podejmowane globalnie.
Osobiste wybory czy działania na szczeblu rządowym?
Michael E. Mann wymienia techniki stosowane przez różne podmioty w celu uczynienia debaty publicznej o klimacie niezrozumiałą dla przeciętnego Kowalskiego. Ta strategia naprawdę przynosi efekty. Nie jesteśmy pewni, jak żyć przyjaźnie dla klimatu. Może najlepiej zrezygnować z jedzenia mięsa, no ale czy aby na pewno, skoro na przykład uprawa i transport awokado są kosztowne dla środowiska? Może popierać turbiny wiatrowe, ale czy aby na pewno, skoro te mogą zabijać ptaki? Trudno się w tym wszystkim połapać…
Autor „Nowej wojny klimatycznej” przekonuje, że padamy ofiarami celowych działań i wyjaśnia to na wielu przykładach. Opisuje konkretne doniesienia medialne oraz sieci powiązań między koncernami paliwowymi a politykami i koncernami medialnymi. Nawołuje do utrzymania równowagi między podkreślaniem wagi działań jednostkowych oraz działań rządowych. Nie wykluczają się wzajemnie, ważne jest, aby jednocześnie robić jedno i drugie, czyli na przykład popierać polityków opowiadających się za „zielonymi” rozwiązaniami i segregować śmieci. Podkreśla, by nie bagatelizować znaczenia zmian systemowych. Jego zdaniem stwarzanie wrażenia, iż tylko nasze osobiste wybory mogą uratować klimat, to przewrotna sztuczka koncernów paliwowych i zaangażowanych przez nie ludzi (fasadowych organizacji, lobbystów i mediów). Im dłużej dyskutujemy wyłącznie nad tym, na ile niebezpieczne dla klimatu jest na przykład podróżowanie samolotem, tym dłużej potentaci z branży paliw kopalnych mogą prowadzić swoje interesy.
„Nie spoczywajcie jednak na laurach, wychodząc z założenia, że skoro recyklingujecie butelki i jeździcie do pracy rowerem, zrobiliście już swoje. Nie rozwiążemy tego problemu bez głębokich zmian systemowych, a do tego są konieczne działania na szczeblu rządowym. To z kolei wymaga od nas wywierania presji na władze, domagania się zmian, wspierania organizacji działających na rzecz klimatu oraz głosowania na polityków, którzy poprą ekologiczne inicjatywy legislacyjne, m.in. opodatkowanie trucicieli środowiskowych” – apeluje do czytelników Mann.
Czy naprawdę już wszystko stracone?
Takich technik służących odwlekaniu odejścia od paliw kopalnych jest wiele. Kolejna to „dziel i rządź”, czyli tworzenie sztucznych konfliktów między aktywistami klimatycznymi. Następna to ronienie krokodylich łez na przykład nad losem mieszkańców krajów afrykańskich, których rzekomo spotka ubóstwo energetyczne bądź ptaków zabijanych przez turbiny wiatrowe. Autor zadaje pytanie, czemu ci sami politycy i redakcje sponsorowane przez paliwowych potentatów nie lamentują nad krzywdą ludzi i zwierząt cierpiących w wyniku eksploatowania ropy i gazu, bowiem ta jest o wiele większa.
Inny sposób wykorzystywany do zaciemniania prawdziwego obrazu sytuacji to mówienie o „adaptacji” i potrzebie ochrony przed skutkami zmian klimatu jako alternatywy dla wprowadzania zmian. Z takich działań słynie między innymi obecny premier Australii Scott Morrison. To coś jak łatanie dziury w dachu za pomocą ustawienia wiadra pod spodem.
W wyniku działania różnych socjotechnik wielu z nas przestało wierzyć, że coś się jeszcze da zrobić. W 2019 roku ponad jedna czwarta Amerykanów deklarowała, iż ich zdaniem w sprawie globalnych zmian klimatycznych nic już nie poprawi sytuacji, wszyscy jesteśmy zgubieni.
To nieprawda, że wszystko stracone
Autor „Nowej wojny klimatycznej” stoi na stanowisku, że w każdej chwili możemy zejść z niewłaściwej drogi i dużo zależy od naszych osobistych wyborów, ale nie zawsze w taki sposób, jak nam się wydaje. Nasze decyzje polityczne są co najmniej ta samo znaczące jak te dotyczące stylu życia.
To nieprawda, że wszystko jest stracone. Istniejące dziś technologie pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych są w stanie pokryć zapotrzebowanie na energię w 80% do roku 2030 i w 100% do roku 2050. To coś, o czym warto głośno mówić, również zabierając głos w internetowych dyskusjach. Szacuje się, że jedna czwarta wszystkich tweetów na temat klimatu jest generowana przez boty. Aby ograniczać wpływ kampanii kontraktywistów, warto włączać się do internetowych dyskusji, ale krotko i merytorycznie – nie karmić trolli, nie stawać się narzędziem w ich rękach.
Jedno z najważniejszych przesłań „Nowej wojny klimatycznej” to apel, abyśmy wszyscy poszerzali wiedzę na temat zmian klimatycznych, tak samo jak wiedzę na temat nieczystych chwytów stosowanych przez negacjonistów. Warto zawsze piętnować ataki na naukę. Nie po to, aby przekonać tych, którzy celowo sieją dezinformacje, ale by ratować debatę publiczną. W wyniku działań trolli, botów oraz pożytecznych idiotów ludzie odnoszą fałszywe wrażenie, że temat klimatu jest bardziej drażliwy niż się wydaje, więc zaczynają go unikać nawet w rozmowach w swoim kręgu znajomych.
Michael E. Mann, „Nowa wojna klimatyczna. Jak ocalić naszą planetę?”, Wydawnictwo Dolnośląskie