Adwokat stosujący inteligentne wybiegi próbuje rozwiązać zagadkę zamkniętego pokoju, by uchronić przed pobytem w więzieniu nie tylko swojego klienta, ale też własną żonę. „Zarzut” to kolejny udany thriller z serii o Eddiem Flynnie, w którym akcja toczy się szybciej niż Donald Trump wydaje dekrety.
Tekst: Sylwia Skorstad

David Child, młody programista, który dorobił się fortuny, zakładając popularny portal społecznościowy, zostaje oskarżony o zamordowanie swojej dziewczyny. Kobietę zastrzelono w jego apartamencie. Wszystkie dowody wskazują na niego – kamery zarejestrowały jego wejście i wyjście z domu przy braku innych odwiedzających, w samochodzie ukrywał pistolet, z którego zabito ofiarę, na ciele i ubraniu miał liczne ślady powystrzałowe.
Adwokat Eddie Flynn dostaje od agentów rządowych propozycję nie do odrzucenia – ma namówić Childa na przyjęcie ugody. W zamian za dostarczenie informacji o jednym ze swoich dużych klientów, firmie prawniczej mającej prać brudne pieniądze, miliarder ma uzyskać złagodzenie wyroku za to morderstwo. Jeśli Eddiemu uda się go do tego przekonać, uzyska wolność dla swojej żony, która przy pomocy manipulacji została zamieszana w brudne interesy.
Jest tylko jeden problem. Child twierdzi, że jest niewinny, nigdy nie strzelał z broni palnej, a utrata ukochanej dziewczyny go załamała. Z obserwacji adwokata wynika, że denerwuje się nawet zamawiając kawę, więc jak dałby radę zachować zimną krew przy popełnianiu zbrodni?
Prawnik z przypadku
Urodzony i wychowany w Belfaście Steve Cavanagh od dziecka kochał kryminały. Kiedy miał trzynaście lat, mama podarowała mu „Milczenie Owiec”. Odetchnęła z ulgą, gdy uznał, że nie była to dla niego zbyt ciężka lektura. Czytali i dyskutowali klasyki gatunku. To ona też zachęcała go do pisania.
Jak sam mówi, prawnikiem został przypadkiem, kiedy stanął w niewłaściwej kolejce do zapisów w na studia w Instytucie Portobello w Dublinie. Przez wiele lat pracował jako prawnik w Belfaście oraz hrabstwie Down. Najczęściej podejmował się spraw dotyczących dyskryminacji w pracy. Był częścią zespołu, któremu udało się wywalczyć milionowe odszkodowanie dla prześladowanego zagranicznego pracownika.
Dziennikowi „The Irish Examiner” powiedział, że dziś zdecydowanie woli zacisze własnego gabinetu od sali sądowej.
„Nie tęsknię za prawem” – zadeklarował. „Odsiedziałem swoje. To była bardzo ciężka i wymagająca praca i miałem ogromne kłopoty, żeby jednocześnie zajmować się pisaniem.”
Chyba jednak odrobinę tęskni, bo bohaterem swoich książek uczynił prawnika. Razem dobrze się bawią. Może dlatego, że w książkach sprawiedliwość wygrywa częściej niż w życiu.
Bujać to my, a nie nas
Seria Cavanagha o byłym oszuście, który postanowił zostać prawnikiem, ale nie do końca pozbył się dawnych metod pracy oraz grona lojalnych, choć podejrzanych znajomych, zawsze dostarcza rozrywki. Jak tu nie lubić adwokata, który potrafi wszystkich przechytrzyć, oby tylko sprawiedliwości stało się zadość? Gdy trzeba, przebierze przyjaciółkę za dziennikarkę, wezwie na pomoc kolegę-zabijakę albo zwerbuje przygłuchego prawnika w sobie tylko znanym (ale uwierzcie mu, dobrym!) celu. Nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji wymyśli coś takiego, co nikomu innemu nie przyszło do głowy.
Eddie Flynn ma nad swoimi adwersarzami przewagę, bo rozumie, dlaczego, po co i jak ludzie oszukują. Zdaje sobie sprawę, że zwykle wierzymy w to, co mamy przed oczami. Tymczasem zegar nie zawsze wskazuje właściwą godzinę, wystrzelić może coś innego niż pistolet, a dwie osoby mogą mieć takie same tatuaże. Ponieważ Eddie był zawodowym blagierem, jako prawnik domyśla się, jak może zostać oszukany.
„Zawsze istnieje kilka wersji tej samej opowieści” – mówi. „Jesteśmy małymi planetami mającymi własne uprzedzenia, nałogi, predyspozycję, ale też ograniczoną percepcję. Nie ma dwóch ludzi widzących w identyczny sposób tę samą rzecz.”
Z tym przekonaniem bohater „Zarzutu” musi dokonać niemożliwego wbrew wszystkiemu wybronić swojego klienta w sprawie z góry skazanej na porażkę.
Steve Cavanagh, „Zarzut”, Wydawnictwo Albatros