W roku 2016 wrzuciliśmy na portale społecznościowe więcej linków do fałszywych informacji niż kiedykolwiek wcześniej. Jak odróżnić prawdę od kłamstwa?

Tekst: Sylwia Skorstad

„Wojna w szwedzkim Malmo”, „Papież Franciszek chwali dyktatora”,
„Imigranci wrzucili granat do wózka” – takie tytuły możemy niejednokrotnie przeczytać na portalach społecznościowych w linkach, którymi dzielą się znajomi.
To przekazy, które od razu budzą silne emocje: strach, wstyd, obrzydzenie, współczucie, złość, irytację. Wiele z nich nie ma nic wspólnego z prawdą,
a ich zadaniem jest wprowadzanie w błąd. Nabierając się na nie, przekazując dalej
i dyskutując, stajemy się nieświadomie narzędziem w ręku tych, którzy postanowili
z nas zadrwić lub zbić polityczny kapitał na ludzkiej naiwności oraz niewiedzy.


Fabryki kłamstw i półprawd

W Internecie istnieją tysiące stron z fałszywymi informacjami. Nie chodzi o blogi
czy serwisy z publikacjami opinii, na których każdy interpretuje fakty według własnego uznania. Nie mówimy też o portalach gazet, na których od czasu do czasu trafiają się błędy lub przekłamania. Chodzi o serwisy udające portale informacyjne. Czytelnik ma wrażenie, że podstawą do tworzenia artykułów są tam rzetelne dane, jednak rzeczywistość jest inna. Celem publikowanych przez serwisy zmyślonych newsów jest sianie dezinformacji, rozpowszechnianie propagandy, realizowanie celów różnych grup wpływów. Np. w 2016 roku Amerykanie udostępnili w serwisach społecznościowych 30 mln fałszywych artykułów na temat Donalda Trumpa i 8 mln spreparowanych paszkwili o jego kontrkandydatce w wyborach.

Cyfrowe pułapki

Niektóre fałszywe informacje wrzucane są
na portale społecznościowe
są cyfrowymi pułapkami. Kiedy klikamy w źródło, kierują nas do kolejnej strony wymagającej nietypowego działania,
na przykład rejestracji lub akceptacji danej czynności, wysłania maila bądź smsa. Od tych najlepiej trzymać się z daleka. Inne co prawda nie „przykleją się” do naszego profilu na Facebooku,
by potem zalewać znajomych fałszywymi informacjami o nieistniejących apkach,
ale za to poczęstują nas garścią wyssanych z palca informacji. Drobna część zamieszczonych tam przekazów będzie prawdziwa, niewielka będzie opierała się
na półprawdzie, a większość będzie stanowił wygenerowany na czyjeś potrzeby stek bzdur.

Co powinno wzbudzić nasze podejrzenia?

  1. Artykuł nie pochodzi ze znanego portalu, tylko witryny, której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy.
  2. W informacji brakuje zwykle istotnych faktów – daty, miejsca, danych osobowych. Dowiadujemy się na przykład, że gdzieś w Niemczech imigrant dokonał napadu
    na kościół. Nie znamy jednak miasta ani daty, zatem nie możemy sprawdzić,
    czy tak naprawdę się stało.
  3. Tytuł jest krzykliwy, podobnie jak zdjęcie. Fotografia promująca artykuł od razu zwraca uwagę, ktoś na niej krzyczy, wygraża, krwawi. Gdybyśmy przyjrzeli się
    jej bliżej, okazałoby się, że nie pasuje do treści informacji – nie zgadza się pora roku, wygląd sfotografowanych osób, region, w jakim zrobiono zdjęcie.
  4. W tekście jest dużo nacechowanych emocjonalnie przymiotników, jakich zawodowi dziennikarze używają rzadko, na przykład: „nieludzki”, „bestialska”, „przerażający” itp. Przesłanie jest jasne i mocne, nie ma miejsca na wątpliwości.
  5. Nieliczne dane wymieszane są z opiniami. Odczucia twórcy informacji są prezentowane w taki sposób, jakby były odczuciami wszystkich.
  6. Artykuł nie jest podpisany imieniem i nazwiskiem autora lub sygnowany jest pseudonimem.

Jak nie dać się nabrać?

Przede wszystkim należy zachować krytycyzm i przyjąć zasadę, że dane medium powinno zapracować na nasze zaufanie. Dobrze jest od czasu do czasu na własną rękę pobawić się w detektywa i spróbować weryfikować informacje prezentowane
w artykułach. Czy naprawdę w Indiach wąż połknął notorycznego pijaka?
Czy uczniowie w Finlandii faktycznie nie mają zadawanych prac domowych?
Nawet jeśli nie znamy języków obcych, możemy poszukać informacji źródłowej przy pomocy tłumacza Google.


Czytając doniesienia z Internetu kierujmy się zdrowym rozsądkiem. Jeśli coś brzmi niewiarygodnie, to zwykle jest niewiarygodne. W 2016 roku na Uniwersytecie Cambridge przeprowadzono eksperyment, który udowodnił, że bronią przeciwko fałszywym newsom są fakty. Jeśli czytelnicy są poinformowani, iż powinni uważać
na niepewne źródła informacji, odsetek tych, którzy dają się nabrać, spada o 7%. Przestrzegamy zatem: uważajcie, nie każda publikacja ma na celu przekazanie rzetelnej informacji!

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.