Psycholożka i specjalistka od seksuologii ujawnia mity związane z terapią seksualną, o których nie mówi się na co dzień. Czytajcie, by się uspokoić.
Tekst: Sylwia Skorstad
Doktor psychologii i dyplomowana terapeutka w zakresie seksu, Marianne Brandon, od ponad dwudziestu lat pracuje z pacjentami. Na łamach „Psychology Today” ujawniła czytelnikom mity związane z terapią seksualną. Podzieliła się sześcioma faktami, które w takcie dotychczasowej kariery okazały się dla niej najbardziej zaskakujące. Jak mówi, to, czego nauczyła się na studiach, okazało się nie do końca zbieżne z doświadczeniami jej pacjentów. Opowiadane w gabinecie ludzkie historie zmieniły jej sposób myślenia o seksie oraz partnerstwie.
- Większość z nas zakłada, że inni mają udane życie seksualne. Sugerują nam to pozytywne obrazki publikowane w mediach społecznościowych, półsłówka i sugestie. W rzeczywistości 20% par małżeńskich w ogóle nie uprawia seksu. 30% mężczyzn w ciągu ostatniego roku zmagało się z jakimś rodzajem trudności lub dysfunkcji seksualnych. To samo przyznaje aż 40% kobiet. Problemy w sypialni są dużo częstsze, niż nam się wydaje i kiedy sami ich doświadczamy, powinniśmy zdawać sobie sprawę, iż nie jest to niczym niezwykłym.
- Choć pojęcie monogamii jest generalne pochwalane, wiele par ma problem z wiernością. Doktor Brandon przyznaje, że jako początkująca seksterapeutka zakładała, iż prawdziwa miłość między partnerami wyklucza zdradę. Z czasem przekonała się, że było to założenie błędne. Obecnie uznaje, iż „skok w bok” nie musi być dowodem na istnienie problemów w związku czy dysfunkcji, nie oznacza automatycznie, iż jeden z partnerów jest na przykład narcyzem, seksoholikiem czy osobą mającą problemy z bliskością. Jak mówi: „Ostrożne szacunki wskazują, że 25% małżonków przynajmniej raz doświadczyło seksu poza związkiem. Teoria ewolucji pomogła mi zgłębić przyczyny tego faktu. Należymy do rzędu ssaków naczelnych i natura naczelnych jest częścią nas, jako istot seksualnych.”
- Osoby pozostające w dobrowolnych związkach niemonogamicznych są tak samo usatysfakcjonowane i zdrowe, jak te, które żyją w relacjach monogamicznych. Mniej więcej co piąta para eksperymentowała za obopólną zgodą z seksem pozamałżeńskim. Badania pokazują, iż osoby skłonne do takich eksperymentów nie są mniej stabilne psychicznie czy mniej usatysfakcjonowane seksualnie od innych. Marianne Brandon dzieli się z czytelnikami refleksją, że terapeuci doradzający w sprawach seksualnych nie używają pojęć takich jak „właściwe” czy „niewłaściwe”. Zamiast tego rozważają z pacjentami, co jest „właściwe” konkretnie dla ich relacji.
- Terapia problemów partnerskich nie rozwiąże automatycznie kłopotów związanych z życiem seksualnym. Na początku kariery doktor Brandon zakładała, iż duża część problemów par w sypialni wynika z nieporozumień istniejących w innych sferach życia. Wydawało się jej, że nauczenie partnerów, jak radzić sobie lepiej z na przykład bliskością, okazywaniem czułości czy szacunku, wpłynie pozytywnie na ich pożycie w sypialni. Założenie to okazało się błędne. „Problemy seksualne mogą powstawać same z siebie. Często istnieje potrzeba, by dziedzinę seksu traktować i leczyć bezpośrednio” – mówi terapeutka.
- Kobiety są dużo bardziej konkretne od mężczyzn, gdy chodzi o seks. Kiedy mężczyźni zwierzają się seksuologom z kłopotów partnerskich w sypialni, mówią ogólnie. Uważają na przykład, że partnerka powinna być mniej spięta, bardziej aktywna w łóżku lub bardziej świadoma swoich potrzeb. Kobiety natomiast skarżą się na bardzo konkretne zachowania swoich partnerów – nie lubią szczególnego rodzaju dotyku, drażni je lub odrzuca specyficzne zachowanie, zniechęca do seksu fakt, że partner ogląda filmiki pornograficzne. Pozorne drobiazgi mogą spowodować, iż kobieta straci seksualne zainteresowanie partnerem. Zdaniem Brandon te różnice między płciami wynikają z dostosowania ewolucyjnego. Kobiety wydają się bardziej wybredne, bo ich wdrukowanym ewolucyjnie zadaniem jest znalezienie najlepszego ojca i opiekuna dla potomstwa. W tym samym czasie wybredność nie służy mężczyznom, których ewolucyjną „misją” jest rozprzestrzenianie genów.
- Fantazje erotyczne są różnorodne i często zawierają scenariusze, jakie zwykliśmy uważać za agresywne. Fantazjowanie o formach seksu charakterystycznych dla parafilii, na przykład masochizmu, sadyzmu, fetyszyzmu czy ekshibicjonizmu jest dużo częstsze niż aktywne realizowanie tych erotycznych marzeń. Dawniej uważano, że snucie fantazji z elementami agresji jest objawem dewiacji. Współczesne badania oraz praktyka przeczą tej tezie. Zdrowe psychicznie osoby fantazjujące na przykład o gwałcie, zdają sobie sprawę, że realizacja tego erotycznego marzenia w rzeczywistości nie przysporzyłaby im satysfakcji, tylko cierpienia. „Ludzie – w szczególności mężczyźni – fantazjują w ten sposób częściej, niż dawniej zakładano. (…) Czerpanie satysfakcji z tego rodzaju marzeń erotycznych podczas masturbacji nie oznacza, że ktoś czerpałby z nich przyjemność w rzeczywistości” – twierdzi Marianne Brandon.