Na początku było zdanie, a tak dokładnie to dwa. Pomysł na nową sensacyjną historię opisaną w thrillerze „Za wszelką cenę” przyszedł Harlanowi Cobenowi do głowy, gdy wyobraził sobie, że można zacząć akcję od wyjątkowo intrygującego wyznania.

Tekst: Sylwia Skorstad

David Burroughs odsiaduje wyrok za zabicie swojego trzyletniego syna Matthew. Jako narrator opowieści nie trzyma czytelnika długo w niepewności, już w drugim zdaniu wyjaśnia, że jest niewinny. Podczas procesu był bierny, bo chciał pójść do więzienia. Było mu wszystko jedno, co ludzie o nim pomyślą, czuł się na tyle winny, że chciał odbyć karę. Mógł dopilnować dziecka lepiej, a tymczasem zaaferowany własnymi problemami upił się i zasnął. W tym czasie ktoś brutalnie zabił chłopca śpiącego w dziecięcym pokoju. Utrata syna otępiła Davida tak bardzo, że nie zastanawiał się nawet, kto dokonał zbrodni, jeśli nie on. Bo może jednak on? Przecież zdarzało mu się lunatykować… Co za różnica, skoro Matthew nie żyje?

W więzieniu David zachował taką samą bierność jak podczas procesu. Odmawiał odwiedzin, nie reagował na zaczepki współwięźniów. Tak minęło mu pięć lat aż do dnia, kiedy odwiedziła go szwagierka i pokazała mu zdobyte przypadkiem zdjęcie z parku rozrywki. Widniał na nim starszy o kilka lat jego syn. Trudny do pomylenia z kimś innym, bo wyróżniający się widocznym znamieniem na twarzy.

Ścigany

„Za wszelką cenę” to thriller sensacyjny podobny do innych thrillerów Cobena, co jest zarazem dobrą i złą wiadomością. Akcja rozgrywa się na tyle szybko, że aż trudno nadążyć z przewracaniem kartek. Nie ma czasu na nudę, bo tu ucieczka, tam pościg, tu kotek, tam myszka. Jednocześnie czytelnik wie, iż niewiele go w tej historii naprawdę zaskoczy, może poza samym zakończeniem, które będzie miało przynajmniej dwa-trzy zwroty akcji. Łatwo mu zgadnąć, że w przeszłości rodziny kryje się jakiś sekret, nie wszyscy mówią prawdę, a jacyś ludzie zbyt bogaci, by dali radę utrzymać w dłoniach moralny kompas, znowu coś namieszali. Będą też tępi opryszkowie pracujący dla bystrego szefa, którym główny bohater nie omieszka dać słownego prztyczka w nos.

Wszystko to jednak wciąż działa. Można przeczytać nawet trzydzieści pięć thrillerów Cobena i wciąż się nie nudzić zaczynając trzydziesty szósty.

Tradycyjnie u tego autora i w tej historii prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Kiedy uciekniesz z więzienia, na twój widok część z twoich bliskich zadzwoni na policję, zanim jeszcze zdążyć krzyknąć „jestem niewinny”. Inni natomiast serdecznie cię przytulą, zapytają otwarcie, czy to zrobiłeś i gdy usłyszą satysfakcjonującą ich odpowiedź, dostarczą ci to, czego potrzebujesz do udowodnienia swojej niewinności, na przykład samochodu, gotówki albo informacji. To wciąż wzrusza, bo każdy z nas chciałby wierzyć, że jest w czyichś oczach na tyle prawy, by zasłużyć na zaufanie.

za wszelką cenę

Rodzinny test

W wywiadzie dla programu „Good morning America” Coben powiedział, że kiedy tylko przyszły mu do głowy dwa pierwsze zdania tej historii, musiał ją napisać do końca. Nie było wyjścia, wszystko dalej napisało się samo. Jak zwykle pierwszymi czytelnikami nowej powieści byli jego żona i czwórka dzieci. Podkreślił, że nie krytykami, bo wciąż mieszkają z nim w jednym domu i byłoby im przykro, gdyby się popłakał. Przyznał też, że podobnie jak jego mentor, Stephen King, wciąż nie jest pewien, czy jego powieści są wystarczająco dobre, by ktoś je czytał. Nie przekonało go nawet 80 milionów sprzedanych na świecie egzemplarzy. Jak twierdzi, to prawidłowo, bowiem wyłącznie źli pisarze potrafią powiedzieć o sobie, że są dobrzy.

„Za wszelką cenę” przeszło rodzinny test czytelniczy Cobenów i słusznie, bo to jedna z lepszych powieści twórcy cyklu o Myronie Bolitarze.

Harlan Coben, „Za wszelką cenę”, Wydawnictwo Albatros

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.