Romans, historia, muzyka, trochę polityki i klimat wielkiego, kosmopolitycznego miasta. Powieść „W starym Wiedniu” Pauliny Rabczak jest jak interesująca podróż w czasie.
Tekst: Sylwia Skorstad
Jest zima roku 1889, ten sam dzień, w którym arcyksiążę austriacki zostaje znaleziony martwy, co szokuje wszystkich wiedeńczyków. Grupa przyjaciół spotyka się w swojej ulubionej kawiarni. Choć wszyscy udają wesołość, każde ma własne troski. Pochodząca z rodziny sławnych kompozytorów Klara von Altenburg jest przytłoczona faktem, że wszystkie jej kompozycje pojawiają się jako dzieła ojca lub brata, bowiem nikt nie traktuje poważnie talentu kobiety. Kata, choć zna się na modzie i prowadzi własny biznes, bywa obiektem kpin, bo jest cudzoziemką. Franz ma dosyć nauczania dziewcząt na pensji, z których większość nie wykazuje zainteresowania nauką. Heinrich zdaje sobie sprawę, że zaczyna darzyć głębszym uczuciem jedną z koleżanek. W taki dzień trudno jest znaleźć w sobie trochę radości, ale po to są przyjaciele, by móc się razem sobie wygadać.
Paulina Rabczak, mieszkanka Wiednia i studentka Uniwersytetu Wiedeńskiego, zaprasza do literackiej podróży w czasie do jednej z najpiękniejszych stolic Europy.
Być kobietą dawnych czasów
„W starym Wiedniu” to powieść, w której zderzają się dwie perspektywy – męska i kobieca. Para głównych bohaterów, czyli Klara i Franz, nie znoszą się od pierwszej rozmowy.
On zakłada, że kobiety nie mają nic ważnego do powiedzenia i nie powinny nawet walczyć o prawo do decydowania o losach państwa. Trudno się mu dziwić, nic innego nie słyszał od ojca i dziadka, a większość jego uczennic zachowuje się, jakby historii i francuskiego musiały się uczyć za karę. Dziewczęta z pensji marzą o dobrym wyjściu za mąż, bo o niczym innym nie słyszały od swoich matek i babek. Kiedy nie potrafią odpowiedzieć poprawnie na pytanie nauczyciela, trzepoczą zalotnie rzęsami, co Franza okropnie irytuje.
Ona uważa, że kobietom celowo zamyka się drogi rozwoju. Za swoją największą porażkę uznaje fakt, iż jest zmuszana chodzić na własne opery wystawiane pod imionami męskich członków rodziny. Chce walczyć o prawa kobiet i chodzić na demonstracje, a zamiast tego ma ładnie się ubierać i uśmiechać na balach do potencjalnych kandydatów do swojej ręki. Do tego w domu z pieniędzmi zrobiło się krucho, więc ojciec zaczyna gorączkowo szukać dla niej bogatego męża. Klara wcale nie ma ochoty na zamążpójście, jej zdaniem większość mężczyzn to gruboskórni prostacy.
Z czasem Klara i Franz muszą jednak zawrzeć pokój i połączyć siły, co dla obojga okaże się cenną lekcją.
Co w duszy gra
Opowieść o perypetiach Klary i jej przyjaciół to też powieść o emocjach i namiętności. Bez względu na czas, miejsce i okoliczności, ludzie zawsze mieli te same emocjonalne potrzeby – mieć kogoś do kochania, być docenianym i rozumianym, móc liczyć na członków rodziny oraz znajomych.
W starym Wiedniu stroje, zwyczaje i sposoby spędzania wolnego czasu były inne niż dzisiaj, ale historie miłosne rządziły się podobnymi prawami. Ludzie chodzili do opery nie tylko dla muzyki, ale też po to, by tam poplotkować i pokazać się w nowych ciuchach, a do kawiarni nie na kawę, ale dla towarzystwa. Kiedy spotykali kogoś, kto im się podobał, musieli zdecydować, co w związku z tym zrobić. W starym Wiedniu trzeba było jednak dużo bardziej niż na przykład w dzisiejszej Warszawie, zwracać uwagę na konwenanse, słowa oraz pozycję i reputację wszystkich kandydatów do choćby wspólnego spaceru.
Czasami dobrze jest zerknąć w przeszłość, by lepiej zrozumieć uwarunkowania własnych czasów oraz możliwości, jakie one dają.
Paulina Rabczak „W starym Wiedniu”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka