„Tysiąc okrętów” Natalie Haynes to historia wojny trojańskiej opowiedziana z perspektywy kobiet, którym wcześniej historycy nie udzielili głosu.
Tekst: Sylwia Skorstad
Potężny huk budzi w nocy Kreuzę, żonę Eneasza. Pierwsze myśli kobiety biegną do śpiącego obok synka. Musi sprawdzić, czy jest bezpieczny. Dopiero potem zdaje sobie sprawę, że to nie burza ją obudziła, a pożoga miasta. Troja stanęła w płomieniach. Miasto, które przed dziesięć lat broniło się przed naporem Greków, upadło. Płoną cytadele i świątynie, wszędzie słuchać krzyki przerażonych kobiet. Te, które przetrwają noc, staną się niewolnicami najeźdźców, o ile wcześniej przeżyją kilka pierwszych gwałtów. W mieście jest niewielu mężczyzn, większość z nich zginęła w ciągu minionej dekady na polu bitwy. Duża część populacji nie zna innej rzeczywistości oprócz oblężenia, większość żyjących jeszcze dzieci narodziła się w trakcie trwania wojny.
Kreuza biegnie przez płonące miasto i ze zdumieniem zauważa, iż zdezorientowane ptaki wzięły łunę pożogi za zbliżający się poranek i zaczęły śpiewać. Przechodzi jej przez myśl, iż nie zapomni tego kuriozum do końca życia. Ma rację, bowiem jej życie nie potrwa dłużej niż do świtu.
Matki, żony i niewolnice
„Bohaterstwo nie przynależy do mężczyzn bardziej, niż tragiczne konsekwencje wojny przynależą do kobiet.” Natalie Haynes opowiada historię wojny trojańskiej z perspektywy kobiet. Oddaje głos żonom, które straciły mężów, matkom, które straciły dzieci, królowym, którym odebrano królestwa. Nie jest to, jak można by się spodziewać znając oryginalne teksty opowiadające historię konfliktu Greków z Trojanami, wyłącznie lament. Większość bohaterek nie jest zaskoczona rozwojem wypadków, tak jakby wojny i związane z nią tragedie były ich chlebem powszednim. Ot, mężczyźni znowu nawarzyli piwa, nic nowego. Obiecali ochronić, ale jak zwykle im trochę nie wyszło, bo coś musieli komuś udowodnić, zatem teraz trzeba pójść w niewolę albo umrzeć. Nic nie da się na to poradzić, skoro bogowie już zdecydowali.
Kobieca wersja wojny trojańskiej jest oparta na historycznych źródłach. Fabularyzuje to, o czym bardowie rzadko wspominali – każda wojna dotyczy kobiet tak samo, jak mężczyzn. Kobiet, które czekają, tracą bliskich, są wyganiane z domów, traktowane jak trofea albo siłą zapładniane w celach strategicznych bądź religijnych.
Olimpijscy władcy nie są w tej historii ani odrobinę lepsi od śmiertelników. W ich przypadku można łatwo sobie wyobrazić, iż gdyby stworzyli ludzi, to na swoje podobieństwo. Kłótnia bogiń o jabłko dla najpiękniejszej to jedyna scena w tej powieści, przy której można się z przekąsem uśmiechnąć. Hera, Atena i Afrodyta zachowują się jak rozwydrzone nastolatki kłócące się o szminkę. Kiedy żona Zeusa upiera się, iż błyskotka należy się jej, Atena sięga po argument ostateczny wołając: „Oddawaj to! Tato!”
Achilles, czyli kawał ch…
Męscy bohaterowie wojny trojańskiej w tej opowieści wyglądają inaczej niż zapamiętaliśmy ich ze szkolnych lektur oraz filmów. Odyseusz to pyszałek, co prawda inteligentny, ale zakochany we własnych pomysłach. Listy pisane do niego przez żonę Penelopę stają się z czasem coraz bardziej oschłe. Gdy w końcu wraca do domu, małżonka nie jest pewna, kim jest ten brutal, który zastąpił jej łagodnego mężczyznę. Achilles to z kolei żądny krwi i sukcesów, zrzędliwy, wiecznie nadąsany chłopiec. Obraża się o byle co i zajmuje się głównie karmieniem swojego ego kolejnymi mordami. Przystojny, ale wiecznie uwalany krwią i nieznający litości. Kiedy widzimy go oczami Bryzeidy i innych niewolnic, jawi się nie jako heros, a prostacki kawał ch… Odczuwa wstyd tylko raz. Zastanawia go, dlaczego jedna z ofiar, Amazonka, wyszeptała mu w ostatnim tchnieniu podziękowanie za śmierć. Achillesowi nie przyszło wcześniej do głowy, iż są rzeczy dużo gorsze od śmierci.
„Tysiąc okrętów” to powieść pełna refleksji o męskim i kobiecym losie podczas wojny. „Którz kochałby tchórza?” powiedziała kiedyś pewna kobieta. Laodamia znała odpowiedź. Ktoś, kto ma do wyboru kochać trupa.
Natalie Haynes, „Tysiąc okrętów”, Wydawnictwo Kobiece