„Pieśń o Achillesie” Madeline Miller to powieść, w której autorka odkurza klasykę, ale robi to w tak czarujący sposób, że trudno się oderwać od dobrze znanej historii.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

Patroklos, choć jest synem króla, nie znajduje poważania wśród rówieśników. Jest uważany za dziwaka i słabeusza, bo jego matka nie jest w pełni władz umysłowych. Kiedy pewnego dnia większy od niego chłopiec chce mu odebrać zabawkę, Patroklos popycha go. Tamten upada tak nieszczęśliwie, że ginie na miejscu. Potem nikt nie słucha, co ma do powiedzenia dziesięcioletni książę. Karą za zabójstwo jest wygnanie. Patroklos ma wrażenie, że ojciec wydaje werdykt w tej sprawie z dużą ulgą. Mało kto smuci się, gdy chłopiec odjeżdża na dwór Peleusa, dawnego bohatera, który teraz zwykł przyjmować pod swój dach wyrzutków. Patroklosowi jest wszystko jedno, dokąd go wiozą. Nie wie, że wkrótce spotka miłość swojego życia – Achillesa.

Klasyka w nowym wydaniu

Większość z nas zna historię wojny trojańskiej oraz opowieść o Achillesie oraz Patroklosie. Po co czytać ją na nowo? Powodów jest wiele. Madeline Miller wydobyła z tej mitologicznej historii to, co najpiękniejsze i dodała do niej nowe elementy. Dzięki temu obaj bohaterowie wreszcie stali się ludźmi z krwi i kości. Wygłupiają się, sprzeczają, po zmroku wymieniają się sekretami. Czytelnik zaczyna rozumieć ich wybory oraz emocje. Na Achillesa, czyli jednego z największych greckich bohaterów, patrzy oczami zakochanego w nim przyjaciela. Chociaż zna tragiczne zakończenie ich losów, przestaje go to obchodzić. Ma ochotę zobaczyć, co działo się w dniach przed dopełnieniem się przeznaczenia.

„Czuję, że mógłbym połknąć świat żywcem” – mawia do przyjaciela Achilles w czasach, kiedy jeszcze nie wie, że to on odwróci losy największej z wojen, ale przyjdzie mu za to zapłacić życiem. Ten głód życia, doświadczania i doskonalenia się łatwo się udziela. Czytelnik zaczyna rozumieć, że już od pierwszej chwili również Patroklos nie miał wyboru. W Najlepszym z Greków, Aristos Achaion, nie dało się nie zakochać. Autorka wydobyła z historii o krwawej i brutalnej wojnie opowieść o przywiązaniu, czułości i wierności.

Zakochana w Homerze

W wywiadzie dla „The Guardian” Madeline Miller powiedziała, że „Iliada” Homera zafascynowała ją już jako pięciolatkę. Kiedy matka – miejska bibliotekarka – zaczęła jej czytać pierwsze zdania epopei Homera, Madeline poczuła się tak, jakby dostała paszport do dorosłego życia. Szczególnie interesowała ją część dotycząca Achillesa: „Jego porażająca, napędzana poczuciem straty reakcja na utratę Patroklosa była fragmentem, do którego stale powracałam, bo chciałam ją zrozumieć. Patroklos nie odgrywał w „Iliadzie” znaczącej roli, pozostawał zagadką. To dlatego chciałam znaleźć odpowiedź na pytanie, kim był mężczyzna, który znaczył dla Achillesa tak wiele.”

Wiele lat później Miller zdecydowała się studiować filologię klasyczną, a nad własną adaptacją „Iliady” pracowała w sumie przez dekadę.

„Pieśń o Achillesie” zdobyła nagrodę Orange Prize przyznawaną za najlepszą, anglojęzyczną powieść napisaną przez kobietę. Jak dotąd książkę przetłumaczono na dwadzieścia pięć języków. Jeśli spojrzycie w Google na najczęściej zadawane pytania związane z tą powieścią, zobaczycie, czego najbardziej obawiają się potencjalni czytelnicy. „Czy jest smutna?” pytają. Na to pytanie trzeba odpowiedzieć zgodnie z prawdą – tak, jest smutna, co łączy się z odpowiedzią na inne często zadawane przez internautów pytanie, czyli czy jest to romans. Trudno znaleźć poruszający romans, który nie byłby choć odrobinę smutny, więc do dzieła, nie ma się czego obawiać. Ta lektura jest warta kilku łez.

Madeline Miller, „Pieśń o Achillesie”, Wydawnictwo Albatros

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.