Thriller psychologiczny, który mógłby z powodzeniem udawać romans lub powieść obyczajową. „Na końcu schodów” może się sprawdzić jako dobra lektura dla miłośników każdego z tych gatunków.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

Mąż Nell budzi się z kilkutygodniowej śpiączki, w którą zapadł po wypadku. Nie poznaje żony, nie pamięta ich wspólnego życia, a co najdziwniejsze, uważa, że ma na imię Ben, a nie Gabriel. Nell jest zdezorientowana i momentami wściekła. Odwiedza w szpitalu kogoś, kto wygląda jak jej mąż, ale twierdzi, że nim nie jest, bywa opryskliwy i emocjonalnie niedostępny. Lekarze starają się wytłumaczyć kobiecie procesy zachodzące w umyśle Gabriela/Bena, ale to nie zmienia faktu, iż do wspólnego domu wraca ktoś, kto nie odczuwa z nią potrzeby bliskości.

Wkrótce potem Ben rzuca pracę w rodzinnej firmie i oddaje się wyłącznie pasji fotografowania. Z jakiegoś powodu najchętniej robi zdjęcia schodów ukrytych w mrocznych zaułkach. Żonie przesyła pozew rozwodowy. Żeby odnaleźć się w nowej sytuacji, Nell musi zbadać przeszłość byłego męża i jednocześnie zaakceptować fakt, iż mężczyzna, którego znała, nigdy nie wróci.

Gdybyś o mnie zapomniał

Powieści „Na końcu schodów” warto dać trochę czasu, bo z rozdziału na rozdział staje się coraz lepsza. Na początku trudno jeszcze wyczuć, czy główną bohaterkę da się polubić i uwierzyć jej, bo niektóre z jej reakcji zdają się być psychologicznie mało wiarygodne. Warto jednak zadać pytanie, jak sami zachowalibyśmy się w podobnej, bardzo nietypowej sytuacji? Nie wiemy, mało kto posiada doświadczenie obcowania z bliskimi, którzy w wyniku nagłej traumy doznają drastycznej zmiany osobowości. Możliwe, że również stalibyśmy się „mało wiarygodni”, bowiem naturalną odpowiedzią na pozornie nielogiczne zdarzenia są mało logiczne zachowania. Nikt nie ma gotowego schematu działania na wypadek, gdyby najbliższa mu osoba nagle przestała go rozpoznawać.

Podczas lektury pierwszych rozdziałów można się też zastanawiać, czy autorce warto zaufać, bo gdy pisze o kwestiach medycznych lub psychiatrycznych, to nie wszystkie podawane przez nią informacje znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Potem jest jednak coraz ciekawiej i bardziej wiarygodnie, aż wreszcie powieść zamienia się w dobry, psychologiczny thriller pełen interesujących spostrzeżeń. Nell zaczyna prowadzić śledztwo, choć nikt ją o to nie prosił, a nagroda za ewentualne dotarcie do prawdy jest co najmniej wątpliwa. Zdaje sobie sprawę z tego, że: „W rzeczywistości odgrywamy znacznie mniejszą rolę w życiu innych ludzi, niż nam się wydaje. Ludzie myślą o nas rzadko, poza kilkoma najbliższymi osobami, a taka osobą Ben już dla mnie nie jest. Nasze działania mają o wiele mniejszy wpływ na innych, niż sądzimy.”

Główna bohaterka powieści robi to jednak dla siebie. Chce poznać całą prawdę nawet nie dlatego, by przynieść sobie ulgę albo pomóc byłemu mężowi, ale dlatego że prawda gdzieś tam, na końcu schodów, jest.

Nell to nie Nel

Jednym z najciekawszych aspektów nowej powieści Aleksandry Kowalskiej jest duchowa podróż Nell. Po tym, jak jej rzeczywistość rozpadła się na kawałki w dramatyczny i nieprzewidywalny sposób, kobieta musi poukładać wszystko na nowo. W pakiecie startowym na nową drogę życia otrzymuje fatalne karty – w sensie duchowym straciła męża, ale nie może przejść żałoby po nim, bo jego miejsce zajął mężczyzna, który jej nie znosi. To nie są emocjonalne warunki, w jakich buduje się pewność siebie i śmiało rozpoczyna nowy rozdział. Nell nie jest jednak Nel, nie potrzebuje Stasia u swojego boku, aby robić kolejne kroki na przód. Opowieść o tym, jak zajmuje się sobą, choć nie jest główną osią książki, dodaje jej zalet. Może dodać wiatru w żagle i przypomnieć, że wiele jest możliwe, gdy darzysz siebie co najmniej takim samym szacunkiem i uwagą, jak swoich bliskich.

Aleksandra Kowalska, „Na końcu schodów”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

 

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.