„Kochankowie i pisarze” to powieść-bajka o smutnej kobiecie, której mnóstwo się w życiu nie udało, ale wciąż jest nadzieja, że jeszcze się uda.
Tekst: Sylwia Skorstad
Trzydziestojednoletnia Casey pracuje jako kelnerka. Można by powiedzieć, że ledwie wiąże koniec z końcem, gdyby nie to, że nie wiąże, bo jej budżet składa się głównie z długów. Zapożyczyła się na studia, potem nie dopilnowała terminów spłat i teraz ukrywa się przed komornikami w najtańszej ruderze, jaką udało się jej znaleźć. Aby zmniejszyć czynsz, regularnie wyprowadza na spacer psa gospodarza. Nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, więc nie chodzi do lekarza, który bardzo by się jej przydał, bo po niespodziewanej śmierci matki przechodzi epizod depresyjny. W miłości też nie ma ostatnio szczęścia. Chłopak poznany na kursach kreatywnego pisania zapomniał jej wspomnieć, że jest żonaty.
Casey jakoś się jednak trzyma, bo pisze książkę. Na pociechę ma też przyjaciółkę, miłego homoseksualnego kolegę w pracy oraz poczucie humoru.
Smutne, ale bajka
Choć powieść Lily King jest w dużej mierze o smutku, to czyta się ją stosunkowo bezboleśnie. Główna bohaterka przedziera się przez trudny etap życia. Bywa, że musi się zatrzymać, żeby popłakać, ale potem idzie dalej. Wciąż cieszą ją dyskusje o książkach, wymiana kąśliwych uwag ze znajomymi z pracy albo obserwowanie kaczek w parku. No i ma powieść do napisania. Casey tworzy ją sobie a muzom – zmienia, poprawia, mozoli się – ale powoli zmierza do celu. Jej determinacja sprawia, że czytelnik zaczyna coraz mocniej trzymać za nią kciuki. Nawet w najgorszych dniach kobieta zachowuje pewien dystans wobec swojego stanu. Zdaje się rozumieć, choć nie nazywa tego wprost, że przestała być dawną sobą na jakiś czas, czyli niewykluczone, że kiedyś wróci do siebie: „Zaglądam sobie w oczy, ale nie są to tak naprawdę moje oczy, nie te, które kiedyś miałam. To oczy kogoś bardzo zmęczonego i bardzo smutnego, a kiedy w nie patrzę, robi mi się jeszcze smutniej, a potem dostrzegam ten smutek, to współczucie z powodu smutku w moich oczach, i widzę, jak stają się mokre. Jestem smutną osobą, jak i osobą, która chce pocieszyć smutną osobę.”
„Kochankowie i pisarze” to rodzaj współczesnej bajki. Casey posiada coś w rodzaju supermocy, z jakiej świadomie zdecydowała się nie korzystać. Kiedyś miała do czegoś wielki talent i mogła być w swojej dziedzinie jedną z najlepszych, ale splot nieprzyjemnych okoliczności sprawił, iż postanowiła na zawsze o nim zapomnieć. Splot innych sprawi, że jednak go użyje, choć to nie on na nowo przestawi zwrotnicę jej losu.
Trochę o miłości
Dużo jest w powieści Lily King o pisarzach. Jeden przez trzy lata stworzył tylko kilka stron opowiadania, drugi może z natchnieniem pisać jedynie w stanie zakochania, trzeci odniósł wielki sukces literacki i teraz główne rozdaje autografy. Sporo jest też o kochankach. W przypadku Casey ci pierwsi są dobrymi kandydatami na tych drugich. Miłość, podobnie jak seks, potrzebuje uwagi i spokoju, więc jej romanse pełne są turbulencji. To życiowe i niewydumane historie, zatem warto do nich zajrzeć i przekonać się, czy ta smutna bajka mimo wszystko dobrze się skończy.
Lily King, „Kochankowie i pisarze”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka