„Im mroczniej, tym lepiej” to zbiór dwunastu opowiadań Stephena Kinga, a w nich sporo grozy oraz kilka potworów, ale jeszcze więcej tego, co w ludziach najpiękniejsze, czyli odwagi, współczucia i ciepła.
Tekst: Sylwia Skorstad
Szalony naukowiec pragnący poznać zagadkę istnienia dociera do wyjątkowo mrocznej siły, która wcale nie chciała być odnaleziona. Na lecący w dobrych warunkach pogodowych samolot czeka koszmarna turbulencja czystego nieba. Przy polnej drodze stoi wszystkowiedzący mężczyzna, który za odpowiednią cenę potrafi odpowiedzieć na każde pytanie, o ile ty potrafisz zadać właściwe i nie zmarnować czasu. Na malowniczej Florydzie czają się nie tylko aligatory, ale też duchy małych chłopców pokąsanych śmiertelnie przez grzechotniki. Na ławce w Central Parku czeka mężczyzna, który musi wyznać komuś swoje najokropniejsze sekrety. W lasach Maine lądują obcy rozmiłowani w kolekcjonowaniu galaktycznych drobiazgów podobnie jak turyści w magnesach na lodówkę, jednak odwiedziny na Ziemi przybierają dla jednej z członkiń ekspedycji niespodziewany obrót.
Każda z opowieści zebranych w „Im mroczniej, tym lepiej” niepokoi czym innym. Jedne mówią o nieszczęściach, które życzylibyśmy sobie znać wyłącznie z filmów obyczajowych, jak na przykład choroba i śmierć dziecka, inne z seriali kryminalnych, a jeszcze inne z horrorów i science fiction. Część z nich potrafi napędzić takiego stracha, że nawet dorosły czytelnik boi się po nich zajrzeć pod łóżko. Po co zatem je czytać?
Pochwała empatii i odwagi
W posłowiu King dzieli się spostrzeżeniem, że to nie wielbiciele taniej sensacji, a czytelnicy pełni współczucia najbardziej doceniają powieści grozy. „Uważam, że to właśnie ludzie pozbawieni wyobraźni, którzy nie potrafią docenić mrocznej strony wymyślonych historii, są odpowiedzialni za większość nieszczęść trapiących nasz świat” – dodał. Czy miał rację? Moim zdaniem nie do końca, ale każdy, kto lubi dzielić z nim czas, może znaleźć własną odpowiedź na to pytanie.
Mnie do strasznych opowieści Kinga przyciąga nie tyle perspektywa zobaczenia wanny pełnej grzechotników albo odkrycia cuchnącej tajemnicy skrytej pod podłogą domu o zielonych drzwiach, co ludzie, którzy w trudnych sytuacjach znajdują w sobie odwagę. Typowy bohater Kinga robi to, co powinien, nawet jeżeli jest przerażony albo po prostu ma swoje sprawy na głowie. To najczęściej ktoś, kto ma lub miał problemy – stracił kogoś bliskiego, przeżył traumę, zmaga się z problemami zdrowotnymi starszego wieku bądź z biedą, ma dylemat do rozstrzygnięcia – a mimo to przystaje w biegu, bo ktoś go potrzebuje. Typowy bohater Kinga wysłucha nieznajomego spotkanego w parku, przygarnie szczeniaka, pomoże zniedołężniałemu starcowi i odgoni zwierzęta od przypadkowo znalezionego ciała, nawet jeśli to uczyni go głównym podejrzanym w sprawie o morderstwo. I wcale nie uważa się za osobę prawą, powie raczej, że lubi pozostawać w cieniu i pilnować własnego nosa. To nieprawda, bo gdy znajdzie w lesie umierającą kosmitkę, to będzie jej robił sztuczne oddychanie, chociaż się brzydzi.
King nigdy nie mówi tego wprost, ale nie cierpi tchórzy tak samo jak dręczycieli słabszych i podziwia ludzi odważnych tak samo jak ludzi mądrych. Nieważne, czy dana historia jest akurat o tym, że samoloty naprawdę latają na magię, czy o rodzinie, która wybrała fatalny skrót w drodze do starej ciotki, zawsze będzie w niej ktoś, kto mimo wszystkich przeciwności przeciwstawi się złu. Autor „Im mroczniej, tym lepiej” potrafi to opisać w tak piękny, subtelny i wzruszający sposób, że jako czytelniczka jestem za to gotowa wejść do wanny pełnej grzechotników.
Nic nie jest wieczne
„Współczuję wam. Wasz świat jest żywym oddechem we wszechświecie wypełnionym w większości martwymi światami” – mówi w opowiadaniu „Dwóch utalentowanych skubańców” przybysz z kosmosu. Ma na myśli to, że nie doceniamy tego, co posiadamy, bo otaczamy się hałasem. Skupiamy się na rzeczach nieważnych, załatwiamy nieistotne sprawy, podczas gdy te naprawdę kluczowe ignorujemy. Jeśli tak dalej pójdzie, to „inteligencja utraci stabilność emocjonalną” i staniemy się kolejnym martwym światem, grozi nam palcem pozaziemskiej cywilizacji King i przypomina, że nic nie jest wieczne.
W „Im mroczniej, tym lepiej” wiele jest historii mówiących o kresie życia i odchodzeniu. Co i raz kogoś bolą plecy, bo starość nie radość, śmierć nie wesele. W posłowiu autor dziękuje pisarzom, z którymi współpracował, nie tylko przy tym tomie, ale w trakcie całej kariery. Niby w tym nic niezwykłego, bo on zazwyczaj wykorzystuje ostatnie słowo na podziękowanie Wiernemu Czytelnikowi, żonie Tabicie, redaktorom i współpracownikom robiącym research, jednak tym razem w jego dopisku zabrzmiała nowa, niepokojąca nuta.
Stephen King, „Im mroczniej, tym lepiej”, Wydawnictwo Albatros