„Biuro skradzionych wspomnień” to piękna i poruszająca powieść, która w taktowny i pełen ciepłego zrozumienia sposób mówi o sprawach najtrudniejszych.

Tekst: Sylwia Skorstad

fot: Pixabay

Francuzka Irene zakochuje się w Niemcu i przenosi do jego ojczyzny. Ze względu na swoje umiejętności językowe w 1990 roku dostaje pracę w Międzynarodowej Służbie Poszukiwawczej z siedzibą w miasteczku Bad Arolsen. Arolsen Archives to jednocześnie największe archiwum o ofiarach i ocalonych z drugiej wojny światowej. Są w nim zapisy o 17,5 mln osób, a dokumenty dotyczą różnych grup ofiar reżimu nazistowskiego, pracowników przymusowych, osób przemieszczonych i migracji po 1945 roku. W zbiorach są również przedmioty należące do tych więźniów obozów koncentracyjnych, których krewnych nie udało się wcześniej odnaleźć.

Niemiecka rodzina męża Irene nie jest zadowolona z jej miejsca pracy. Podczas świątecznego obiadu dochodzi do ostrej wymiany zdań, która w praktyce kończy jej małżeństwo. Irene zostaje sama z nowonarodzonym synem. Nie wraca jednak do Francji. Praca w Służbie daje jej poczucie misji. Kiedy zostaje podjęta decyzja o zwróceniu krewnym około trzech tysięcy przedmiotów od lat zalegających na półkach, Irene zabiera się do zadania z zapałem. Śledząc historię zniszczonej maskotki, wyruszy w podróż do kilku krajów, by odkryć tam ślady dawnych miłości, tragedii, poświęcenia, zbrodni i nieustającej tęsknoty.

Podzieleni historią

Perypetie bohaterów powieści Gaëlle Nohant są fikcją literacką, ale opisane w niej Archiwa w Bad Arolsen, międzynarodowe instytucje, miejsca, wydarzenia i konteksty historyczne są prawdziwe. Chciałoby się, aby nie były. Najlepiej, gdyby nigdy nie było obozów w Treblince, Ravensbrück, getta żydowskiego w Warszawie, obozu koncentracyjnego w Auschwitz, Holocaustu, wojny, porwanych dzieci, nazizmu… Wojna zniszczyła tak wiele, że nawet wiele lat po jej zakończeniu pamięć o niej bywa zbyt bolesna. Tym bardziej, że każdy zapamiętał rodzinne losy tak, jak mu je opowiedziano i jak sam potrafił.

Szukając spadkobierców właściciela obozowej maskotki, Irene spotyka kilkadziesiąt osób. Jednym jest w stanie przywrócić brakującą część ich historii, za co spotyka się z wdzięcznością. Inni słysząc o swoich przodkach coś, czego nie chcieli wiedzieć, wyrzucają ją za drzwi. Nie dziwi jej to. Pamięta, jak zachował się jej mąż, gdy odkryła, że jego ojciec wspomina swoją służbę w Wehrmachcie głównie jako chwalebną: „Mijały tygodnie, a on nie czuł potrzeby, by jej dotknąć. Już jej nie pragnął, oderwał się od niej. Przez sześć lat, kiedy tylko przekraczał próg domu, brał ją w ramiona, przytulał, wdychał jej zapach. Teraz odsuwał się od jej ciała, które nosiło jego dziecko. (…) Z każdym dniem coraz dłuższa cisza połykała to, co jeszcze zostało z ich miłości z żarłocznością wszechogarniającej nicości z Niekończącej się opowieści.”

Polskie ślady

Opowiadając o przeszłości i nigdy niezagojonych ranach po niej, Gaëlle Nohant często odnosi się do bieżących wydarzeń, na przykład czarnych protestów w Polsce albo dzielącym niemiecką scenę polityczną problemie nielegalnej imigracji. Wiele z wątków poruszonych w „Biurze skradzionych wspomnień” rozgrywa się w Lublinie i Warszawie. O podziałach potrafiących sprawić, że członkowie rodziny przestają ze sobą rozmawiać, autorka mówi z taktem i zrozumieniem kogoś, kto sam nieraz dotknął grubych murów niechętnego milczenia. Trzeba wyjątkowej dyscypliny emocjonalnej, by umiejętnie poruszać takie tematy.

Chwilowe zwątpienia badaczy wojennych historii najlepiej oddają słowa jednej z osób, jaką Irene spotyka w poszukiwaniu prawdy o pochodzeniu maskotki. Stefan z polskiego ośrodka „Brama grodzka – Teatr NN” mówi: „Tyle wysiłku i pracy, by uratować kilka śladów po wymordowanym narodzie, w świecie, który wciąż niszczy i sieje spustoszenie. W świecie, który nadal nie nauczył się szanować życia – przeciwnie, ciągle przekracza kolejne granice okrucieństwa i obojętności.”

Na końcu powieści grupa osób wznosi toast za „Europę, którą Vaclav Havel nazwał ojczyzną naszych ojczyzn”. Inni dodają, że piją za Europę solidarną, feministyczną i inkluzywną. „Wyjaśnijcie to Kaczyńskiemu i Orbanowi” – wtrąca jeden ze zgromadzonych.

Im więcej z nas przeczyta z uwagą i otwartą głową takie książki jak „Biuro skradzionych wspomnień”, tym mniej zdziałają swoimi słowami populiści lubiący pogrywać historycznymi kartami do osiągnięcia własnych celów.

Gaëlle Nohant „Biuro skradzionych wspomnień”, Wydawnictwo Albatros

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.