Emilíana Torrini to islandzka piosenkarka i kompozytorka. Dała się poznać szerszemu gronu słuchaczy utworem „Gollum’s Song” z filmu „Władca Pierścieni: Dwie wieże”.  Torrini, której śpiew jest porównywany do Björk, nie chodzi utartymi muzycznymi ścieżkami. Wypracowała oryginalny styl, którym zjednała sobie słuchaczy, a płytą „Miss Flower” tylko potwierdza, że potrafi zamknąć emocje w porywającej muzycznej formie. 

Tekst: Julia Staręga 

Emilíana Torrini
fot: materiały promocyjne Emilíana Torrini

 „Miss Flower” to materiał niezwykle intymny i urzekający. Aby w pełni poczuć to, o czym śpiewa Torrini, warto poznać historię stojącą za albumem. Pomysł na „Miss Flower” narodził się kilka lat temu, kiedy Emilíana odwiedziła swoją koleżankę, by wesprzeć ją po śmierci matki. W trakcie porządków w domu kobiety natrafiły na zbiór napisanych przez nią listów i dzienników traktujących m.in. o złamanym sercu, pożądaniu i odrzuceniu. 

What happened to Miss Flower?

Torrini na „Miss Flower” nakreśla  życie Geraldine Flower – kobiety, która otrzymała dziewięć propozycji małżeństwa (żadnej nie przyjęła) oraz intensywnie wymieniała listy z tajemniczym mężczyzną Reggiem (prawdopodobnie był szpiegiem). To one stanowiły główną inspirację dla islandzkiej piosenkarki.

Porywająca elektronika i ciepły, głęboki wokal? To możliwe.

Artystka przyznała, że chciała stworzyć płytę, na której popowo-elektroniczna muzyka będzie współgrała z intymnym i sennym wokalem, kojarzącym się choćby z tym, który słyszymy w „I’m your man” Leonarda Cohena. W moim odczuciu zrealizowała tę wizję znakomicie.

Nie sposób zamknąć jej nowego albumu w obrębie jednego gatunku. Na płycie przewijają się brzmienia trip-hopowe, popowe i folkowe – pozornie do siebie nieprzystające, a jednak tworzące spójną całość. Album otwiera „Black Water”, w którym dominuje ciężka, elektroniczna warstwa muzyczna. To utwór przesycony kontrolowanym rozedrganiem. Piosenkarka bardziej melorecytuje niż śpiewa (jakby czytała pamiętnik), dzięki czemu opowiadana przez nią historia staje się bardziej intymna. W pamięci szczególnie zostały  mi słowa refrenu „We’re only as sick as our deepest secrets”.  Kto wie, być może stanowią one bezpośrednie nawiązanie do listów tytułowej bohaterki.

Napięta atmosfera na moment odpuszcza w „Lady K”. Piosenka ta za sprawą stukającej perkusji i syntezatorów przywołuje na myśl tykającą bombę zegarową. Wokal Emilíany jest zdecydowanie szybszy, „zagęszczony” i mocno osadzony w konkretnym tempie. Całość sprawia wrażenie „ucieczki” przed tym, co nieuchronnie się zbliża. To moment wypowiedzenia przez wokalistkę ciążącego jej sekretu: „I have been waiting to tell you it’s hard to find the words/But my secret’s out and running rife through London”.

Podobny trip-hopowy klimat słyszalny jest w „Waterhole”. Na pierwszy plan wybijają się nastrojowe, senne syntezatory i przyjemnie soczyste bity. Wokal wspomagają chórki, które dodają całości nieco mrocznej głębi, szczególnie w momencie, w którym Torrini śpiewa „meet me at the waterhole… you really messed up”.

„Let’s keep dancing” to pozycja wyrywająca odbiorcę z transowego, elektronicznego zawieszenia. Gitara i perkusjonalia wyznaczają rytm, który przypomina o tym, że muzykę odbiera się nie tylko słuchem, ale całym ciałem. Utwór ten cechuje pewna doza teatralności i lekkości – nie bez przyczyny kojarzy mi się „Get Wise” Very Soli.

Album, którego nie sposób zaszufladkować

Pod względem muzycznym większość utworów utrzymana jest w klimacie trip-hopowym („Black Water”, „Lady K”), synth-popowym („Black Lion Lans”). Momentami, jak w przypadku „Love Poem”, wybrzmiewają na nim wpływy ambientowe – hipnotyzujące klawisze stanowią tło dla sugestywnego, rozmarzonego tekstu. Utworem, który nieco wyłamuje się z wiodącej muzycznej stylistyki, jest kończący album „A Dream Through The Floorboards”. Ta przejmująca ballada na pianino porusza każdą komórkę w ciele.

fot: materiały promocyjne Emilíana Torrini

Historia, która inspiruje 

Torrini zamknęła emocje i przeżycia Panny Flower w porywającej muzycznej formie. Każda z osobistych historii tytułowej bohaterki wpłynęła na ostateczny kształt pozycji znajdujących się na albumie. Moim zdaniem opowieść Geraldine z powodzeniem mogłaby zainspirować niejednego reżysera do nakręcenia filmu. W końcu odkrywanie fragmentów czyjegoś życia poprzez wnikliwe czytanie listów brzmi bardzo ekscytująco.

Muzyka:

Let’s Keep Dancing – https://youtu.be/KiOBgZ915-w?si=rbN6xfXhPkTm_-VG

Black Lion Lane – https://youtu.be/T1vKgb4xKSI?si=yWj7Qv_kcMPxWMgy

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.