Na przestrzeni minionych siedmiu lat Rosalía pokazała, że umie pogrywać z konwencją, mieszać estetyki i gatunki w utworach, które z powodzeniem plasują się wysoko na listach przebojów. Dowodem jej geniuszu jest najnowsza konceptualna płyta „LUX”. Rosalía porusza na niej wątki dotyczące kobiecego mistycyzmu i redefiniuje pojęcie świętości. Teksty utworów – napisane w 13 językach – otula natchnioną muzyką klasyczną i popową najwyższej klasy.
Tekst: Julia Staręga

Katalońska artystka Rosalía to niekwestionowania mistrzyni muzycznej finezji, która umie przełożyć swoją wizję na dźwięki w sposób zniewalający. Uczyła się w Katalońskiej Wyższej Szkole Muzycznej w Barcelonie, gdzie przez niemal dekadę studiowała muzykę flamenco i odebrała podstawowe wykształcenie klasyczne. Szkołę ukończyła z wyróżnieniem, wydając w 2018 roku album „El Mal Querer” (praca dyplomowa), który został uhonorowany nagrodą Grammy. To właśnie jemu zawdzięcza przebicie się do grona międzynarodowych słuchaczy. Trudno się zresztą dziwić, mieszanka rodzimego flamenco i awangardowej elektroniki dla wielu okazała się strzałem w dziesiątkę. Apetyt pobudziła wydana w 2022 roku płyta „Motomami”, na której Rosalía jeszcze dosadniej pokazała, że doskonale odnajduje się w brzmieniach spod znaku reggaeton, bachaty i old-schoolowego hip-hopu i umie połączyć je w całość. Po tej premierze, nomen omen bardzo udanej, bo wygrywającej w rankingach Metacritic z „Renaissance” Beyoncé, spekulacje, w którą stylistyczną i gatunkową stronę pójdzie artystka, zdawały się nie mieć końca. Aż do dnia premiery singla „Berghain” pochodzącego z najnowszej płyty „LUX”. Wtedy Rosalía zaskoczyła ponownie.
Czy ktokolwiek pomyślałby, że artystka, tak bardzo osadzona w rodzimych latynoskich brzmieniach, zdecyduje się nagrać płytę daleko wykraczającą poza to, co dotychczas serwowała słuchaczom? Zdaje się, że tego nie był w stanie przewidzieć nikt.
„LUX” – album pełen eklektyzmu
Do współpracy nad czwartym krążkiem „LUX” autorka „Berghain” zaprosiła London Symphony Orchestra pod kierownictwem Daníela Bjarnasona, chóry Escolania de Montserrat oraz Orfeó Català, a także szereg znakomitych wokalistek: królową islandzkiej awangardy Björk, jazzową wokalistkę Sílvię Pérez Cruz, śpiewaczkę flamenco pochodzącą z Hiszpanii Estrellę Morente oraz Carminhę, w której żyłach płynie gorące, portugalskie fado.
Powiedzieć, że najnowsza płyta Rosalíi jest eklektyczna, to jak nie powiedzieć nic. Rosalía z pietyzmem podeszła do wplecenia rozmaitych rozwiązań wywodzących się z portugalskiego fado, flamenco i włoskiej muzyki tradycyjnej. Muzyka klasyczna spotyka się tu z awangardowym popem najwyższej klasy. Każdy utwór otwiera przed słuchaczem rozbudowane warstwy: podniosłe wokalizy współbrzmią z przyciszonym, anielskim śpiewem artystki, smyki przyprawiają serce o drżenie, by po chwili porwać je do tańca w rytmach flamenco i reggaeton, aż wreszcie połamać, gdy ton rozrywkowy zostaje przełamany podniosłą, rzewną orkiestracją. Cisza, gdy już się pojawia, brzmi przenikliwie. Daje oddech na moment przed kulminacyjnym uderzeniem. Natchnione, pełne napięcia frazy fortepianów, bębnów, kontrabasu i trąbek zazębiają się z tymi spokojnymi i hymnicznymi. Maksymalizm i wzniosłość w tym przypadku to słowa-klucze.
Płyta została podzielona na cztery akty, które odpowiadają klasycznemu podziałowi w muzyce symfonicznej. Tak skrupulatna budowa albumu uwypukla narrację, którą Rosalía konsekwentnie prowadzi w swoich piosenkach. Dzięki temu zwielokrotnia wrażenie obcowania z muzyką wyrafinowaną i ambitną.
Jak przyznała Rosalía w rozmowie z magazynem Billboard: „W pierwszej zależało mi na odejściu od czystości. W drugiej chciałam uchwycić poczucie grawitacji, bycia w łączności ze światem. Trzecia miała opowiadać o łasce i nadziei na przyjaźń z Bogiem. A czwarta, ostatnia — o pożegnaniu, powrocie”.
Wątki hagiograficzne jako tło do eksplorowania kobiecej siły
W warstwie tekstowej Rosalíę prowadziły rozważania dotyczące pojęcia świętości oraz próba zdefiniowania go w zależności od religii, kultury i szerokości geograficznej. Między innymi dlatego na płycie można usłyszeć ją śpiewającą pełne zwrotki (!) nie tylko po hiszpańsku, ale też w innych 12 językach, m.in. po japońsku, hebrajsku, niemiecku, ukraińsku i włosku. Jak wspomniała w jednym z wywiadów: „Chciałam śpiewać w innych językach, chciałam lepiej zrozumieć inne kultury i nauczyć się więcej”.
Artystka, pracując nad płytą, studiowała tragiczne biografie mistyczek, męczennic i świętych, takich jak Hildegarda z Bingen, żydowska prorokini Miriam, Joanna d’Arc, Sun Bu’er czy św. Róża z Limy. Każda z nich uosabiała żeńską siłę i rewolucyjne, jak na czasy średniowiecza, podejście do życia. To właśnie one i ich uniwersalne historie, zainspirowały Rosalíę do wyśpiewania opowieści o wyzwaniach, z jakimi mierzą się kobiety. O cenie, jaką muszą zapłacić, by spełnić kulturowe standardy bliżej nieokreślonej świętości. O sercach, które złamał „ten jedyny”, o miłości dającej siłę do przekraczania granic, a jednak niedocenianej i odrzucanej oraz o poświęceniu i wybaczeniu, które – w przeciwieństwie do chrystusowego – nie przychodzą z bezinteresownością.
Warto spojrzeć na teksty piosenek również w szerszym kontekście, przetłumaczyć je i przeczytać w skupieniu. Wykorzystanie symboliki religijnej to nie tylko ukłon w kierunku bogatego dziedzictwa kulturowego Europy. Za nim również stoi przekonanie o ludzkich możliwościach poznania. O głębokim wejrzeniu w siebie, o zmianie, która zaczyna się w nas i może dokonać się dzięki czerpaniu z własnych zasobów. Humanizm i religijny mistycyzm zajmują na płycie równorzędne miejsce, a Rosalía dowodzi, że choć wywodzą się z różnych kręgów filozoficznych, są w stanie koegzystować.
„LUX” to dzieło kompletne, wymagające uwagi i czasu. Tak też powinno być traktowane – jako całość, bez dzielenia utworów na lepsze i gorsze. Płyta ta zmusza do namysłu i zachęca zdjęcia z ramion presji do „bycia świętą” mimo wszystko. Rosalía nie daje tu gotowych odpowiedzi, ale daje tytułowe światło, które pomaga odnaleźć je w sobie.