Jeszcze kilka lat temu moje ciało mówiło. Mówiło ciekawie i tak dużo, że już chyba teraz niewiele zostało mu do powiedzenia! Przynajmniej na temat najbardziej mnie, jego właścicielkę, interesujący.
Dawne, niekończące się rozmowy ze mną dotyczyły jego potrzeb związanych z ukochanym mężczyzną. Bo tylko ukochany był w stanie wzbudzić taką chęć odczuwania wszystkimi zmysłami – wzrokiem, dotykiem, zapachem i smakiem. Ten niemal ból połączony z nieustanną i zachłanną tęsknotą, która sprawiała, że tak, jak w piosence ciało czuło, że „im więcej ciebie tym mniej” i trwało w ciągłej gotowości do przeżywania miłosnych uniesień.
Sen stał się niepotrzebną przerwą w rozmyślaniach i niemym dialogu, przykrym stanem nieświadomości pragnień, podczas gdy świadomość domagała się ich stałego istnienia. Był to czas, w którym powietrze pachniało wiosną, bez względu na porę roku, żołądek nie odczuwał głodu, bez względu na porę dnia, oczy dostrzegały jedynie piękno, a duszy przypisanej do tego szczęśliwego ciała wydawało się, że ta euforia będzie trwać wiecznie. Głowa myślała – jesteś najwspanialszy, serce krzyczało – bądź przy mnie, dłonie mówiły – damy ci rozkosz, brzuch był gorącą wylęgarnią namiętności. Był to czas, w którym ON władał krętymi drogami moich żył i napinał każdy mięsień mojego ciała, a wargi szeptały:
Napisz na moim ciele erotyk
narysuj swoje własne graffitti
przez dotyk
w łagodnym sklepieniu moich ramion
maluj autoportret
Teraz cieszę, się, że moje ciało odzywa się rzadziej, bo przekonałam się, że efekt jego ostatnich rozmów ze mną bywa niestety bolesny. Od jakiegoś czasu, jego myślą przewodnią stało się znane powiedzenie: jeśli się obudzisz i nic cię nie boli to znaczy, że nie żyjesz… Więc dbając o to, żebym nadal budziła się w TYM świecie – mniej lub bardziej – czasem natarczywie, innym razem delikatnie, daje o sobie znać. I żeby nie dostarczać mojemu życiu monotonii, boli w coraz to innych, czasami bardzo dziwnych miejscach. Coraz częściej zmęczone pragnie w środku dnia zapaść w drzemkę lub chociaż wyciągnąć schodzone nogi na kanapie i rozprostować nieznośnie bolący kręgosłup. Oczy potrzebują wsparcia okularów, żeby przeczytać książkę, której druk dziwnie zmalał, żołądek domaga się jedzenia, nadmiernie ropychającego już nie tak płaski brzuch. Pokarmu, który z braku innych ciekawszych i milszych możliwości, stał się jednocześnie pokarmem duszy. Mocniejsze bicie serca nie oznacza miłej ekscytacji związnanej z przeżywaniem bliskości kochanka, jest prozaicznym dowodem na stopniowe zużywanie się materiału. Ale to mocno podstarzałe ciało ciągle stara się dostosować do potrzeb jego właścicielki, której żywy umysł, bujna wyobraźnia i marzenia są nadal młode…
Kiedy patrzę w lustro widzę kobietę młodszą niż jest w istocie, energiczną, nadal zgrabną, z twarzą, na której widnieją ślady minionych 60-ciu lat i lubię ją bardziej niż wtedy, kiedy jej ciało było młode i wysportowane. Teraz jestem dla niej bardziej wyrozumiała, cóż nic dziwnego, miałam dużo czasu, żeby się z moim ciałem zaprzyjaźnić.
Zofia