Pytamy dziewczyn, jak wyglądają ich wieczory i poranki w łazience. Jak dbają o swoją twarz, włosy, ciało.
Rozmawiała: Joanna Zaguła
Uwaga, uwaga, zaczynamy nowy cykl. Będziemy rozmawiać z dziewczynami o ich codziennej rutynie związanej z pielęgnacją. Na pierwszy ogień idzie Kasia Cieśluk, zarządzająca muzycznymi projektami w Digital Open Group, z którą nieraz już rozmawiałam o tym, jak olejuje włosy i podziwiałam jej zadbaną cerę.
Wstaję i piję szklankę wody. Nauczyłam się tego, że nawadnianie się przez cały dzień jest bardzo dobre dla skóry, faktycznie zmienia jej strukturę, sprawia, że jest bardziej elastyczna, nie wysusza się tak mocno. Potem pierwsze kroki kieruję pod prysznic. Myję włosy, przemywam twarz wodą i robię peeling. Nigdy nie suszę włosów suszarką, nie używam lokówki ani prostownicy. Po wyjściu spod prysznica przemywam twarz tonikiem i teraz jest czas na ewentualny makijaż. Na co dzień się nie maluję, chyba że mam jakieś wyjście wieczorem albo spotkania w pracy. Zazwyczaj mój makijaż polega na tym, że smaruję się kremem nawilżającym i delikatnie matującym od La Roche Posay, maluję brwi pomadą Make Up For Ever, maluję usta błyszczykiem i – jak nie zapomnę – maluję rzęsy. Jeśli mój makijaż ma być mocniejszy, to stosuję podkład, moim numerem jeden jest Lancome, który faktycznie trzyma się cały dzień. Wtedy też maluję sobie na oku kocią kreskę i bawię się cieniami. Ale w pracy staram się zachować minimalizm. W ciągu dnia nie poprawiam makijażu. Staram się też w ogóle nie dotykać twarzy. W cieple dni noszę ze sobą wodę termalną z La Roche Posay, którą odświeżam twarz. Wtedy czuję, że skora jest po prostu czysta. Nie wiem, czy widać efekt, ale lepiej się wtedy czuję sama ze sobą.
Wieczorem, cokolwiek by się nie działo, muszę zmyć przed spaniem makijaż. Nieważne, czy to zwykły dzień pracy, czy jestem na festiwalu w warunkach polowych. Zazwyczaj wchodzi w grę płyn dwufazowy do zmycia oczu, płyn micelarnym i tonik. Jeśli używam podkładu i maluję oczy, dochodzą do tego oleje, którymi staram się doczyścić twarz, a potem jeszcze raz myję twarz płynem micelarnym i używam gąbeczki konjak. Pozwalam skórze samej obeschnąć, ewentualnie wycieram ją bawełnianymi chusteczkami. Na noc zawsze smaruję twarz kremem nawilżającym, czasem kładę na skórę kwasy, np. kwas z Ordinary, który ma rozjaśnić cerę i wyrównać koloryt. I rzeczywiście, to działa, jak się stosuje regularnie. To magiczny produkt!
Raz albo dwa razy w tygodniu nakładam na twarz koreańską maseczkę w płachcie albo taką z białej glinki z wodą, którą sama robię.
Jest jeszcze jedna rzecz – włosing! To chwila poświęcona tylko i wyłącznie moim włosom raz na tydzień. Robię wtedy peeling skory głowy białą glinką. To genialny produkt, który powinien być w każdym domu. A włosy olejuję. Na całej długości nakładam własnego pomysłu mieszanki olejów. Mieszam arganowy z kokosowym, wyciskam do tego aloes, dodaję odżywki, balsamy Babuszki Agafii, wszystko, co mam pod ręką. Nigdy nie jestem w stanie powtórzyć receptury. Raz nawet przez przypadek wlałam do mieszanki olej z czosnkiem… Związuję włosy w ciasny koczek, zostawiam oleje na włosach tak do godziny i spłukuję, myjąc dwa razy szamponem, żeby się tego wszystkiego pozbyć.