Pracę, ale również odpoczynek wynalazł sam Pan Bóg. Sześć dni pracował, a siódmego odpoczywał, wyznaczył porządek sakralny pracy i wypoczynku. Setki lat Boga należało naśladować. Człowiek pracowity musiał swą cnotę kontrolować, aby nie popaść w konflikt z wiarą i otoczeniem. Szabat, niedziela czy u muzułmanów piątek są dniem świętym. Kto ten porządek łamie, jest grzeszny.
Tekst: dr hab. Witold Maciejewski, prof. SWPS, filolog, skandynawista
Pracoholizm jest późniejszym wynalazkiem ludzkości, przemianowaniem grzechu na chorobę. Pracoholik jest kolegą alko- i seksoholika. Pracoholicy są mniejszością bezbronną, żadne partie ani związki nie bronią ich praw, nie mają swej barwy w tęczy. Jeśli ktoś nie potrafi wypoczywać i źle się czuje w czasie wolnym, po godzinach pracy, czy na urlopie, powinien się leczyć.
Przypuszczalnie – nie jestem pewien – nieco różne są kryteria pracoholizmu w Polsce i w Skandynawii, gdzie pracuje się znacznie krócej. W tygodniu Duńczyk czy Szwed w pracy spędzają średnio 34-36 godzin, natomiast Polak – 40. Skandynawowie pracują jednak wydajniej, zespoły są spójne, zadania wyraźniej rozdzielone, miejsca w szyku ustala się zbiorowo na zebraniach, kiedy to każdy ma prawo głosu i spodziewa się akceptacji. Nastawienie na współpracę jest wartością podstawową. Gdy ktoś odstaje, to pewnie w wyniku nadaktywności (pracoholik) lub wręcz przeciwnie, niedostatecznego udziału. Pracoholizm i niedostatek zaangażowania jest więc z zewnątrz może wcześniej niż u nas identyfikowany poprzez zaburzenie funkcjonalności zespołu.
Pracoholicy zostali najprawdopodobniej wymyśleni na Zachodzie, nie u nas. Zabytek piśmiennictwa naszego najdawniejszego („Satyra na leniwych chłopów” już w XV w.) poświadcza, że chłop pańszczyźniany pracoholikiem raczej nie był, a pan, dla którego praca była wręcz hańbą, jeszcze lenistwo swego chłopa obśmiewał. I tak aż do komunizmu. Komuniści chłopa przerobili na przodownika pracy – byt z kolei obśmiany przez lud. Dopiero korporacje i „wyścig szczurów” tworzą u nas na serio pracoholizm, gdy „liderzy” bez dystansu i umiaru mówią i działają na wzór kanibali, a „łowcy głów” wyławiają kandydatów na ofiarnych pracowników wśród „zasobów ludzkich”.
Pamiętam, że jak pracowałam w angielskiej firmie, zaczęłam coraz więcej czasu prywatnego poświęcać na obowiązki. Po kilku miesiącach nie byłam już w stanie przestać pracować, choć jednocześnie byłam absolutnie wykończona. Na szczęście powrót do Polski i – co ważniejsze – rodziny, ocucił mnie. Uważajcie na pracoholizm – przychodzi, wtedy kiedy w ogóle się tego nie spodziewacie.