Turbany, kaski, toczki, obszywane piórami i puchem, z filcu albo z lamy – przez tysiące lat nakrycia głowy miały mnóstwo fasonów, bywały nawet w formie butów czy wachlarzy. Dziś tak jak kiedyś potrafią dodać szyku, choć są trochę zapomniane.

 

Wyobraźcie sobie Humprey’a Bogarta bez fedory, jego miękkiego kapelusza z wklęsłą fałdą wzdłuż główki lub Mae West pozbawioną wielkich, ozdabianych kwiatami kapeluszy. Trudno, prawda?

Nakrycia głowy, kiedyś niezwykle popularne, nie tylko chroniły przez zimnem czy słońcem, ale przede wszystkim były ozdobą i wyrażały charakter noszących je osób.
Jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku wyjście z domu bez kapelusza uważane było za wielkie foux pas, bo wszyscy, niezależnie od wieku, pochodzenia czy stanu majątkowego, nosili nakrycia głowy. Bez kapelusza pokazywali się tylko kloszardzi, dla reszty było nie do pomyślenia by nie osłaniać głowy w miejscach publicznych. Kapelusz oznaczał elegancję i szyk.

Choć dziś na wybiegach największych projektantów pojawiają się w każdym sezonie różne nakrycia głowy, współczesne kobiety zapomniały o tej pięknej ozdobie. Wiosna to czas zmian, czemu więc nie zacząć od głowy?

Turbany, kaski i klosze

Kapelusze nosili już starożytni Grecy, Rzymianie, jak i mieszkańcy dalekiego Wschodu. Przez stulecia kapelusze zmieniały swoje kształty i rozmiary. W renesansie kobiety nosiły małe toczki, bogato obszywane perłami i szlachetnymi klejnotami. Natomiast pod koniec XVIII wieku gustowano w kapeluszach-budkach, przewiązywanych tasiemkami, ozdobianych kwiatami, piórami i pasmanterią. Wykonywano je zazwyczaj ze słomki lub tkaniny. Na polowaniach noszono trójrożne nakrycia zwane tricorne, obszywane piórami i delikatnym puchem. Koniec XIX wieku to czas wielkich kapeluszy na drucianych rusztowaniach. Wraz z początkiem ubiegłego stulecia kapelusze kobiece zmieniały swoje kształty coraz szybciej, a projektanci dostosowywali ich rozmiary do nowego typu kobiety wyemancypowanej i coraz bardziej wyzwolonej. Największe domy mody, takie jak Lanvin czy Molyneux, miały swoje atelier z kapeluszami, tak by klienci kupujący stroje mogli od razu zaopatrzyć się także w stosowne akcesoria.

Na początku XX wieku w sztuce zaczęły dominować fascynacje motywami egipskimi i klasycznymi nazwane stylem Art Deco i te nowe tendencje zaczęły przenikać także do świata mody. Paul Poiret, pierwszy modowy dyktator, twórca haute couture, wprowadził na salony sułtańskie turbany dla kobiet. Ozdabiał je egretami, piórami egzotycznych ptaków, a do ich produkcji używał najszlachetniejszych materiałów. Moda powojenna nadal preferowała wschodnie turbany, ale zaczęły pojawiać się także konkurencyjne fasony. Największym hitem szalonych lat dwudziestych stały się kapelusze – kaski i klosze przylegające do głowy, mocno nasunięte na czoło aż po linię brwi, które idealnie pasowały do krótko i modnie obciętych włosów. Dla Poireta kapelusze projektowały dwie zdolne uczennice „Ecole Martine” – rysowniczka Alice Natter oraz modystka Madelaine Panizon. Z ich pracowni pochodziły czapeczki o geometrycznych wzorach, fantazyjne berety ozdobione aplikacjami kwiatowymi, a także wieczorowe toczki z lamy i aksamitu wyszywanego złotym haftem.

W latach 30. pojawiły się kapelusze z rondem i małą główką, miękko opadające na twarz, słomkowe, przewiązane tasiemką… Pośród bogatej oferty najbardziej zadziwiały pomysły Elsy Schiaparelli, projektantki zafascynowanej surrealizmem. Artystka zaprojektowała kapelusze w formie butów, wachlarzy, a nawet kotletów.

Dekadę później modne stały się małe toczki, noszone na czubku głowy, ozdobione woalką, a także kapelusiki tzw. pillbox, spopularyzowane szczególnie przez Jackie Kennedy w latach 60. Od lat 70. na ulicach coraz rzadziej spotykało się kobiety w kapeluszach i tak jest do dziś.

Kobiety wolą męskie fasony

Dziś o nakryciach głowy przypominamy sobie tylko zimą. Zakładamy wtedy głównie czapki lub berety zapominając o kapeluszach nieomal zupełnie. I choć w obecnych czasach projektanci nie rezygnują z projektowania nakryć głowy i różne typy kapeluszy pojawiają się co sezon na wybiegach, to często są to projekty na tyle oryginalne i ekstrawaganckie, że niewiele kobiet zdecydowałoby się na noszenie ich nawet na wielkie bale.

Te kobiety, które wybierają kapelusze upodobały sobie raczej męskie fasony, jedynie starsze panie preferują ponadczasową elegancję. Młode kobiety wybierają najczęściej filcowe fedory, spopularyzowane przez Humprey’a Bogarta w latach 40. ubiegłego wieku. Noszone na bakier, zawadiacko przekrzywione, nadają zadziornego wyglądu nawet najsłodszej dziewczynie. Niezwykle twarzowe meloniki, wcześniej noszone tylko przez mężczyzn, także znalazły uznanie u wielu młodych dziewczyn. Również tradycyjne cylindry, kojarzone wcześniej z angielskim lordem, ulubione obok beretu nakrycie głowy Marleny Dietrich, coraz częściej pojawiają się na damskich głowach. Mini kapelusiki ozdobione piórami, wykonane z ozdobnej taśmy, tzw. fascinators, zakładane głównie przez bywalczynie brytyjskich wyścigów konnych, zachwyciły tancerkę burleski Ditę von Teese, która przypomniała, że nakrycia głowy to stylowy dodatek do każdej kreacji.

A co proponują kreatorzy? Wybór jest ogromny: od filcowych kapeluszy z dużym miękko opadającym rondem, poprzez męskie fedory, przylegające i fantazyjne turbany, słomkowe kapelusiki, aż do małych kolorowych nakryć typu pillbox.

Choć dziś kapelusze nie są obowiązkowym elementem garderoby, warto trochę poeksperymentować z własnym wizerunkiem i przyozdobić swoją głowę nie tylko zimową czapką czy beretem.

Dagmara Łacny, autorka bloga Vintage Girl

14 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.