Książka, która jednocześnie niepokoi, pobudza do refleksji i pozwala uwierzyć, że kompromis między dyskutantami o skrajnie różnych poglądach jest możliwy.
Tekst: Sylwia Skorstad
Zanim praca „Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka” dotarła do Polski, zrobiła karierę za oceanem. Została okrzyknięta najlepszą książką psychologiczną roku i najbardziej interesującą pozycją polecaną biznesmenom. Potem trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa” i długo na niej pozostała, co jest, jak na tom naukowy, wyczynem niezwykłym. Wreszcie trafiła do Polski. To jedna z niewielu książek tak samo aktualnych i czytelnych po obu stronach Atlantyku. Wystarczy tylko zmienić kilka definicji i polski czytelnik odnajdzie w niej odniesienia do rodzimej sceny politycznej oraz nadwiślańskiej rzeczywistości społecznej.
Moralność „na czuja”
Pierwsza część dzieła Jonathana Haidta może wprawić w przygnębienie. „Nigdy się nie dogadamy” – myśli czytelnik po jej lekturze. Nie stanie się tak, że w studio telewizyjnym zasiądą naprzeciw siebie przedstawiciel partii rządzącej oraz przedstawiciel opozycji i będą w kulturalnej atmosferze wymieniać racjonalne argumenty. Nie będzie to miało miejsca ani w Polsce, ani w USA, ani gdzie indziej. Co więcej, w dyskusji o moralności zadaniem żadnego z dyskutantów nie jest dotarcie do prawdy i znalezienie najlepszego możliwego rozwiązania. Amerykański profesor przytacza wiele dowodów na to, że ludzie są w swoich wyborach moralnych nieracjonalni, a ich celem w rozmowie jest obrona własnego wizerunku, a nie poznanie prawdy.
Nie ma więc znaczenia, jakie argumenty w rozmowie o moralności wysuniemy i kto naprawdę ma rację. To, co uważamy za dobre lub złe, jest wynikiem działania intuicji moralnych, a nie dokładnie przemyślanego stanowiska. Argumenty, które podajemy na poparcie swoich tez dotyczących osądów moralnych, wymyślamy już po tym, jak instynkt podpowiedział nam, co o tym myśleć. Im bardziej jesteśmy atakowani, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że pójdziemy po rozum do głowy i posłuchamy logicznych argumentów. Większość z nas będzie głosować na ulubione partie bez względu na to, jakie popełnią błędy. Bo w wyborach politycznych bardziej chodzi o chęć przynależności do danej grupy ludzi, niż faktyczną skuteczność polityków bądź słuszność ich pomysłów na lepsze jutro.
Zrozumieć drugiego
W dalszych częściach książki profesor Haidt przytacza szereg badań z zakresu psychologii społecznej, które stopniowo przywracają wiarę w możliwość osiągnięcia porozumienia z osobami o innych poglądach. Jego zdaniem to sztuka niełatwa, ale możliwa. Żeby jej dokonać, trzeba przemodelować swoje myślenie o dyskusji w ogóle. Kto wierzy, iż same logiczne argumenty mogą skłonić kogokolwiek do zmiany zdania, ten srogo się rozczaruje. Okazuje się, że jesteśmy gotowi zmienić stanowisko tylko wtedy, gdy rozmowie towarzyszą pozytywne emocje. Jeśli rozmówca nas polubi, doceni, uzna, że jesteśmy godni zainteresowania lub szacunku, poczuje się doceniony albo lubiany przez nas, istnieje szansa, że znajdzie w sobie odwagę do rozważenia naszych argumentów. Coś takiego może się zdarzyć tylko wtedy, kiedy dyskusja toczy się w atmosferze empatii i przy chęci wzajemnego zrozumienia.
Jak lewak z mocherem
Wykładowca etyki w biznesu w Stern School of Business na Uniwersytecie Nowojorskim namawia, by wystrzegać się stereotypowego myślenia o interlokutorze. Kiedy zakładamy, że jego przywiązanie do katolickich wartości czyni z niego „typowego mochera” (lub głęboka wiara w wolność jednostki czyni z niego „typowego lewaka”), to w zasadzie nie mamy po co zaczynać rozmowy. Jonathan Haidt opisuje za pomocą badań naukowych, w jaki sposób konserwatyści i liberałowie się różnią i z czego to wynika. Dzieli ich nie to, że jeden jest mądry, a drugi głupi (jak obaj lubią myśleć), ale hołdowanie innym wartościom moralnym. Liberałowie na szczycie hierarchii wartości ustawiają wolność i sprawiedliwość, a konserwatyści dodają do tego między innymi przywiązanie do autorytetu, honor oraz świętość.
Haidt stoi na stanowisku, że jedni i drudzy mają dobre intencje. Zwolennik prawicy i działacz lewicy naprawdę chcą lepszego społeczeństwa, stoją po „dobrej stronie mocy”. Kiedy wściekają się w internecie albo telewizyjnym studio, ich celem nie jest obrażanie i szkalowanie oponentów, choć czasem mogą sprawiać takie wrażenie. Wszyscy wierzymy, że jesteśmy rycerzami dobra. Trudno ci zaakceptować tę tezę w odniesieniu do znienawidzonych przez ciebie polityków, których uważasz za szkodników? Zaakceptuj fakt, że oni naprawdę tak się widzą, myślą o sobie jako o twoich obrońcach przed zalewem głupoty, zła, fałszu i innych zagrożeń.
Wiele moralności
„Prawego umysłu” nie da się przeczytać i zapomnieć. Zadaje pytania, które budzą emocje. Często testuje moralność czytelnika. Czy wolno podrzeć starą flagę i zrobić z niej szmatki do robienia łazienki? Czy jeśli ktoś z samotności i bez niczyjej wiedzy kupuje mrożonego kurczaka i odbywa z nim stosunek, to czy jest to złe, czy jedynie obrzydliwe? A jeśli brat i siostra uprawiają seks z zabezpieczeniem, to jaką zasadę moralną łamią? Haidt zadawał te same pytania ludziom różnych kultur mieszkających w różnych częściach świata. Odkrył, że odpowiadając na nie, różnimy się znacznie w ocenach. Linie podziału przebiegają zgodnie z poziomami wykształcenia oraz kręgami kulturowymi.
Najgorsze, co możemy zrobić, to uznać, że mamy świętą rację. Jeśli okopiemy się w swojej miłości do partii lub danego Kościoła, jeśli poczujemy całym sercem liberałem lub konserwatystą, od fanatyzmu dzieli nas niebezpiecznie mało. Żeby się przed nim bronić, musimy uznać, iż jest wiele moralności. Nie istnieje jedyna słuszna. Moralność mają ateiści i islamiści, Hindusi i biedota w Brazylii, mohery i lewacy. Wszyscy pragną sprawiedliwego świata, tylko po swojemu. Żeby to zrozumieć, trzeba mieć otwarte uszy. Nie traktować rozmów jako okazji do oratorskich występów, ale słuchać naprawdę. I podróżować po świecie, poznawać różne punkty widzenia. Peace, brothers and sisters.
„Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?”, Jonathan Haidt, Wydawnictwo Smak Słowa