Znacie ich? Na pewno. Kabaret Noe-Nówka bawi przecież Polaków od lat,
nie stroniąc przy tym od trudnych tematów. Chcecie wiedzieć więcej?
Sięgnijcie po książkę „Neo-Nówka Schody do nieba” wydawnictwa Prószyński i S-ka, a wcześniej przeczytajcie, co sądzą o kobietach i ich poczuciu humoru oraz dlaczego
– ich zdaniem – polityka przeobraża ludzi w cyborgi.
Rozmawiała: Sylwia Skorstad
Zdjęcia: archiwum prywatne zespołu
Jak dali się Panowie namówić na napisanie książki? Kilka razy powtarzaliście
(a może nie?) żartem, że w ogóle nie powinna powstać.
Wydanie książki nie było dla nas dylematem z cyklu „być albo nie być”. Szczerze mówiąc, na początku niezbyt spodobał nam się ten pomysł – mieliśmy obawy, że koniec końców wylądujemy na półce
z przepisami kulinarnymi
lub dziełami celebrytów, którzy dokonują wiwisekcji swojego życia. Ale z czasem zaczęliśmy się przekonywać do tego, że jednak warto upamiętnić naszą drogę
na kabaretowy szczyt.
Poza tym uświadomiliśmy sobie, że zaczynamy mieć luki w pamięci, że pewne wydarzenia się zacierają albo zlewają w jedno i coraz trudniej sobie przypomnieć,
co się po kolei działo. W końcu jesteśmy na scenie już od wielu lat… Tak czy siak
z książki jesteśmy zadowoleni. Sądząc po reakcjach czytelników, spodziewamy się nominacji do nagrody Nike w kategorii „Prozac – książka na depresję”.
Czy kobiety trudniej rozśmieszyć od mężczyzn? Odnosicie wrażenie, że mamy odmienne poczucie humoru?
Chyba nie jest to kwestia odmiennego poczucia humoru. Z naszych obserwacji wynika raczej, że są pewne tematy, z których bardziej śmieją się kobiety, a z kolei inne bardziej przypadają do gustu mężczyznom. Ale staramy się nie wprowadzać sztucznych podziałów, według nas poczucie humoru nie ma płci.
Jest jednak pewna rzecz, która zdecydowanie wyróżnia kobiety, mianowicie dość często podczas naszych występów na widowni trafia się jakaś pani, którą cechuje
tzw. perlisty śmiech. Ten śmiech trwa również wtedy, gdy inni przestają się śmiać,
a nawet wybucha wówczas ze zdwojoną siłą, co powoduje, że salę znów ogarnia fala śmiechu. To wspaniałe zjawisko. Kobiety zdecydowanie częściej niż mężczyźni śmieją się szczerze, całymi sobą – faceci są niestety poblokowani.
Przy okazji tworzenia „Pielgrzymki do miejsc śmiesznych” mieliśmy wątpliwości,
czy panie pozytywnie zareagują na postać Luśki. Podobnie było z Wandzią. Tymczasem okazało się, że kobiety je pokochały. Być może dlatego, że ukazaliśmy
je jako silne, ekspansywne osoby, które mają zdecydowanie szersze zainteresowania niż stanie przy garach. W końcu Wandzia to przykład kobiety, która jest przebojowa
i nie ma z niczym żadnego problemu. Mało tego – ona nie ma żadnego problemu
z problemami. Potrafi zagiąć i prezesa, i strażnika miejskiego. Podejrzewamy,
że nawet Bóg by jej uległ.
Macie takie skecze, z których śmieją się głównie panowie, a panie siedzą cicho?
Albo gagi, na których dobrze się bawi głównie damska część publiczności?
W nowym programie „Kazik sam w domu” jest skecz o chorym facecie,
kobiety bardzo żywiołowo na niego reagują. Z kolei skecz „Namiot” powoduje,
że zarówno panie, jak i panowie przychodzą do nas po występie, mówiąc „Ta postać jest wypisz wymaluj jak ja!”. Ludzie przyznają się do tego, że dostrzegają podobieństwa między sobą a bohaterami na scenie – to świadczy o ogromnej odwadze.
W książce wspominacie, że nie macie oddanych fanek, które jeździłyby za wami
w trasę, a to dlatego, że wasz artystyczny image jest mało sexy. I jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Przebranie przebraniem, to zawsze można zdjąć, ale wiadomo,
że poczucie humoru jest w cenie, gdy chodzi o sprawy damsko-męskie.
Naprawdę nie dostajecie miłosnych liścików i zaproszeń na drinka po występie?
Takie zaproszenia się nie pojawiają, zresztą trudno by nam było z nich skorzystać
– bardzo często gramy dwa koncerty jednego dnia, po występach jesteśmy oblegani przez fanów, którzy proszą nas o wspólne zdjęcia i autografy. Gdy trafiamy do hotelu, jest już późna noc, a my padamy ze zmęczenia.
Zaproszeń nie dostajemy, za to spotykamy się z bardzo dużymi wyrazami sympatii, tak samo ze strony fanek, jak i fanów. Ciekawe jest to, że niektórzy są nieco zawiedzeni, gdy zamiast postaci ze sceny wychodzi do nich trzech wybitnie inteligentnych, oszałamiająco przystojnych, świetnie ubranych mężczyzn,
których aparycja sugeruje, że równie często bywają w bibliotece, co na siłowni.
W obecnym składzie Neo-Nówki nie ma już kobiet. Teraz sami kreujecie Panowie postacie kobiece, w tym ulubienice publiczności, czyli Luśkę i Wandę. Czy to trudne role?
Na pewno nie są to łatwe, ale Wanda i Luśka to takie nasze alter ego, nie mamy więc problemu, by się w nie wcielać. Dużo trudniej stworzyć nam inne kobiece postacie, zapewne dlatego że Luśka i Wanda są postaciami bardzo dominującymi.
Udając kobiety, nigdy nie robimy tego „jeden do jednego”, tzn. nie bawimy się w makijaże, szpilki etc., po prostu dodajemy pewne atrybuty typu peruka
czy torebka. Nie podążamy zatem tą samą drogą,
co Monty Python, aczkolwiek nasze pierwsze „moherowe” wcielenia wielu kojarzyły się z bohaterkami portretowanymi przez Cleese’a i spółkę.
Inne kabarety niezbyt przychylnie patrzą na nasze przebieranki, według nich to tani chwyt. Ale my uważamy, że chcąc kreślić obraz naszego społeczeństwa,
musimy też odwzorowywać jego damską część. Nawet jeśli robimy to przy pomocy pewnych uproszczeń.
Lubicie wasze kobiece kreacje?
Bardzo lubimy, inni ludzie też za nimi przepadają. Luśki i Wandzi po prostu nie
da się nie kochać! Są wyzwolone, można powiedzieć, że to takie współczesne sufrażystki. W każdym razie żadna z nich nie nosi stanika, jesteśmy w stanie
to zagwarantować.
Jako jeden z niewielu kabaretów w Polsce nie stronicie od tematów politycznych
i widać, że macie dużą wiedzę o współczesnej scenie politycznej. Pozwólcie zatem,
że zapytam, czy waszym zdaniem, gdyby więcej kobiet garnęło się u nas do polityki,
to w Sejmie i rządzie byłoby śmieszniej, poważniej, czy może inaczej jeszcze?
Na to pytanie nie ma chyba dobrej odpowiedzi. Polityka jest paskudna, odziera ludzi nie tylko z charakterów, ale i z płci, mamy wrażenie, że osoby u władzy zmieniają się w bezosobowe, bezideowe cyborgi, których jedynym celem jest utrzymanie własnego dobrostanu, nawet kosztem innych. Układ partyjny jest tak silny, że nie ma znaczenia, czy u steru znajdzie się kobieta, czy mężczyzna.
Nie wydaje nam się więc, by większa liczba kobiet w polityce mogła poprawić sytuację. Kobiet już jest więcej, kobieta jest premierem, ale czy to zadziałało
na korzyść społeczeństwa? Nie wiemy. Ważniejsze jest chyba to, kto jest jakim człowiekiem, a nie jaką ma płeć. Choć gdyby Luśka i Wandzia postanowiły wejść
w poczet posłów czy ministrów, scena polityczna z pewnością uległaby drastycznemu przemeblowaniu.
W żadnym wypadku nie powątpiewamy w siłę kobiet, jest wiele różnych sytuacji, które pokazują, jak ważny jest ich głos, szczególnie wtedy, gdy stają murem w jednej sprawie – mieliśmy tego próbę choćby przy czarnym proteście. Na pewno
w kobietach drzemie olbrzymi potencjał, pytanie tylko, czy i przez kogo zostanie wykorzystany.